środa, 10 lutego 2021

Największa tajemnica Watykanu

       Swego czasu ogłosiłem, że kończę pisanie bloga Jak zostaje się Bogiem, gdyż jego kontynuowanie byłoby powtarzaniem wcześniejszych analiz. Wszystko co istotnego odkryłem na temat życia Jezusa z Nazaretu zawarłem w wydanej w 2011 r książce pod takim samym tytułem, a następnie częściowo powtórzyłem w poszczególnych wpisach na blogu. Obecnie zdecydowałem się na jeszcze jeden post, gdyż w styczniu br w gazecie Dziennik Trybuna ukazała się obszerna recenzja tej książki i spowodowała znaczący wzrost zainteresowania moimi odkryciami. Muszę przyznać, że autor recenzji zatytułowanej „Największa tajemnica Watykanu” redaktor Tomasz Borowiecki uczciwie uprzedził mnie, że zamieści ten tekst i nawet skonsultował niektóre akapity. Cała recenzja, co oczywiste w gazecie o określonym zabarwieniu politycznym, ma wyraźny aspekt antykościelny, ale muszę się z nim zgodzić, gdyż wymowa faktów jest jednoznaczna.

      Aby być uczciwym wobec czytelników mego bloga, zamieszczam poniżej treść wspomnianej recenzji.

Tomasz Borowiecki, Dziennik Trybuna dnia 18.01.2021 r.

Największa tajemnica Watykanu

Jedną z najbardziej zaskakujących osobliwości początków XXI wieku jest szokujący obraz Kościoła Katolickiego, jaki w tych czasach ukazał się milionom jego wyznawców na całym świecie. Przeróżne sygnały i pogłoski pojawiały się już wcześniej, ale dopiero dzisiaj, głównie dzięki powszechnemu dostępowi do internetu, porażające fakty o prawdziwym obliczu tego kościoła ujrzały światło dzienne. Oto kilka refleksji po przeczytaniu książki Jak zostaje się Bogiem autorstwa Sławomira Sadowskiego.

Dziesiątki tysięcy dzieci molestowanych, gwałconych, niszczonych psychicznie i fizycznie przez bogobojnych księży, misjonarzy, zakonników i biskupów. Potworne praktyki seksualne i znęcanie się aż do granic sadyzmu nad podopiecznymi w sierocińcach, ochronkach i domach opieki prowadzonych przez przeróżne zgromadzenia zakonne. Zboczeńcy seksualni ujawniani na wszystkich stopniach hierarchii kościelnej i praktycznie we wszystkich krajach, ale przez całe lata chronieni przez system zinstytucjonalizowanego tuszowania przestępstw. Watykan nazywany przez wtajemniczonych światową stolicą homoseksualizmu, gdzie seks w przeróżnych formach stał się zjawiskiem powszednim. I to wszystko otoczone niewiarygodnym bogactwem, złotem, blichtrem, pałacami, latyfundiami, maybachami.
Każdy przeciętny historyk może dodać do tego obrazu całe tomy informacji o potwornościach i niewiarygodnych zbrodniach, których dokonywali ludzie w sutannach i z krzyżem na piersiach przez wszystkie minione wieki. Inkwizycja, „Młot na czarownice”, setki tysięcy spalonych na stosach, torturowanych, zamęczonych, potępionych. Miasta, prowincje i całe narody wyrzynane bez żadnej litości, zgodnie z błyskotliwym wskazaniem biskupa Arnaud z XIII wieku: „Zabijajcie wszystkich, Bóg rozpozna swoich”. Morderstwa, zdrady, kłamstwa, przekupstwa, zachłanność, zakazane księgi, zakazana nauka… Listę zbrodni katolickiego kleru wobec ludzkości można kontynuować wręcz bez końca.


Taki obraz Kościoła nie jest oczywiście jedynym, jaki można stworzyć, gdyż zdarzali się w jego łonie także ludzie uczciwi, uduchowieni i przyzwoici, dokonywane były czyny i dzieła godne pochwały i podziwu, ale nie może to służyć jako zasłona dla przytoczonych powyżej niepodważalnych faktów.


Każdy więc, kto interesuje się zarówno historią jak i współczesnością kościoła, musi postawić sobie zasadnicze pytanie: jak to jest możliwe, by tak potwornych grzechów, tak szokującego łamania głoszonych przez siebie zasad, dopuszczali się kapłani religii, której centralną postacią jest miłosierny Jezus Chrystus, ubogi pielgrzym czyniący dobro, wybaczający i nakazujący kochać nawet nieprzyjaciół, Zbawiciel, który z miłości do ludzi cierpiał mękę i oddał za nich życie?


Ten przydługi wstęp musiałem uczynić, aby stwierdzić, że odpowiedź na to dręczące i jednocześnie fundamentalne dla dzisiejszego świata pytanie odnalazłem w skromnej książce autorstwa Sławomira Sadowskiego, zatytułowanej „Jak zostaje się Bogiem”. Od razu chce zaznaczyć, że książka w ogóle nie dotyczy kościoła ani jego ponurej historii, czy też księży i ich zbrodni. Natomiast odkrywa ona, ku zaskoczeniu chyba każdego czytelnika, inną, absolutnie największą i najbardziej skrywaną tajemnicę Watykanu.


Najpierw kilka informacji o autorze możliwych do odnalezienia w zasobach internetu, a które mogą mieć znaczenie dla zrozumienia jego pracy. Otóż Sławomir Sadowski jest byłym oficerem polskich służb specjalnych, który przez wiele lat pracował jako analityk kontrwywiadu. Jak sam przyznaje w jednym z internetowych wpisów, jego zawodem było głównie czytanie z pełnym zrozumieniem, możliwie wnikliwie i krytycznie, setek ważnych dokumentów i dokonywanie ich obiektywnej oceny. Inna istotna informacja, którą zamieścił w swej książce, mówi o tym, że jego pasją jest ponadto historia starożytna, oraz że z tego powodu, gdy znalazł się na emeryturze, przeczytał „od deski do deski” cały Nowy Testament.
Ta podstawowa księga Chrześcijaństwa powstała ok 2 tys. lat temu i posiada wszelkie cechy autentycznego dokumentu historycznego, który wymaga po prostu wszechstronnego i dogłębnego zbadania. Takich prób przez wieki podejmowało bardzo wielu uczonych, teologów, historyków, religioznawców, ale z reguły czynili to z jakimś z góry powziętym założeniem – albo usilnie szukali boskiego wpływu na wydarzenia w Palestynie przed 2000 lat, albo równie usilnie starali się znaleźć tego zaprzeczenie. Efekt końcowy ich mozolnych prac w zasadzie zawsze był bardzo podobny: wszyscy przyznawali, że opisane tam życie Jezusa Chrystusa „pokrywa tajemnicza zasłona”. Natomiast praca Sławomira Sadowskiego dowodzi, że dokonanie prawdziwie rzetelnej, wnikliwej i obiektywnej całościowej analizy kontrwywiadowczej treści czterech ewangelii, poparte pewną wiedzą historyczną, pozwala całkowicie zerwać tę „tajemniczą zasłonę”.


Wypracowane przez autora wnioski są jednoznaczne – w księgach Nowego Testamentu nie ma żadnych tajemnic ani zagadek, nie ma cudów, boskich interwencji czy nadprzyrodzonych mocy. Historia, którą tam znajdujemy jest bardzo interesująca, ale całkowicie naturalna i bardzo „ziemska”. Praca „Jak zostaje się Bogiem” jest opisem sposobu dochodzenia do tych szokujących ustaleń i, jak to określił jeden recenzentów w internetowej opinii, czyta się ją jednym tchem zupełnie jak najlepszą beletrystykę, zaś ja mogę dodać, że raczej jako doskonałą powieść detektywistyczną.


Aby nie trzymać czytelników w niepewności, wyjaśniam, że dzięki tej książce wiemy wreszcie, że 2000 lat temu w Palestynie odbyła się zawzięta walka o władzę, a dokładnie o panowanie nad Wielką Świątynią Jerozolimską, centrum religijne, administracyjne i polityczne narodu żydowskiego. Rywalami w tej bezlitosnej konfrontacji byli zarządzający wówczas przybytkiem arcykapłani (Kajfasz i Annasz) oraz prowincjonalny galilejski kaznodzieja i uzdrowiciel Jezus z Nazaretu.


Cała historia ludzkości jest w zasadzie nieustającą relacją z niezliczonych zmagań o zdobycie władzy, w których stosowano absolutnie wszystkie możliwe sposoby – od przyzwoitych i legalnych, do najbardziej podłych i zbrodniczych. Jedną z kategorii uzurpatorów próbujących przejąć rządy byli samozwańcy, czyli osoby które ogłaszały, że są odnalezionymi synami cesarzy czy też królów i z tego tytułu należy im się panowanie. W polskiej historii mamy z tego repertuaru klasyczną Dymitriadę, ale podobne sytuacje spotykamy w każdej epoce, a starożytność była w tym względzie szczególnie bogata. Takim też samozwańcem był Jezus z Nazaretu, postać bez wątpienia historyczna, której dzieje zostały dosyć szczegółowo opisane w czterech Ewangeliach.


Należy tu zauważyć, że praktycznie wszyscy, nawet głęboko wierzący chrześcijanie, znają zaledwie niewielką część Nowego Testamentu. Jest to tylko kilka fragmentów nagminnie wykorzystywanych w codziennej liturgii kościelnej, które najbardziej pasują kościołowi w tworzeniu użytecznej mu wizji religii. Inne, kolidujące z nią sceny i cytaty, są praktycznie całkowicie pomijane, lub przykrywane tendencyjnymi komentarzami, a w kilku przypadkach wręcz zmanipulowane przez biblijnych redaktorów. To właśnie sięgnięcie do tych usilnie omijanych obszarów Ewangelii pozwoliło autorowi książki na odtworzenie prawdziwej historii Jezusa z Nazaretu.


Oto galilejski kaznodzieja i uzdrowiciel ogłosił się ni mniej ni więcej tylko Synem Bożym (Mesjaszem), co było równoznaczne z przyznaniem sobie tytułu Króla Żydowskiego. Aby podkreślać boski status przywdział szczególną szatę (tunikę) i zaczął przemawiać do tłumów „jak ten, który ma władzę”. Organizował wiele wypraw po wszystkich palestyńskich krainach, agitował, werbował zwolenników, urządzał spektakle mające potwierdzić jego boskie pochodzenie. Zadanie jakie sobie postawił najlepiej oddaje cytat „Nie po to wnosi się lampę, aby ja ukryć pod korcem, ale by postawić ją na świeczniku” – czyli, ze nie po to ogłosił się Synem Bożym, aby nie zająć należnego mu żydowskiego tronu. Po jakimś czasie zdobył znaczne grono zwolenników i uznał, że już zdoła odebrać władzę arcykapłanom. Gdy wierzący w niego ludzie z prowincji udali się do Jerozolimy na coroczne święto Paschy, on również przyszedł tam na czele niewielkiego oddziału najbliższych pomocników. Cały czas starając się postępować zgodnie z biblijnymi proroctwami o Mesjaszu (szata, wjazd na osiołku, uczniowie krzyczący „oto król żydowski”) spróbował opanować Świątynię. Aby zademonstrować swe prawa krzyczał do zebranych ludzi „To jest mój dom…” i próbował wygonić kupców ze świątynnego dziedzińca. Ponieważ zabiegi okazały się mało skuteczne, gdyż arcykapłani nie wystraszyli się i nie ukorzyli przed nim, zaczął wzywać otaczający tłum „Zburzcie tę Świątynię…”. To też nie przyniosło efektów, gdyż w mniemaniu zebranych żydów prawdziwy Mesjasz powinien poradzić sobie bez ich pomocy. Arcykapłani zlekceważyli nawet takie jego zachowanie, ale ponieważ w kolejnych dniach nadal uparcie próbował stanąć na czele tłumów jako boski wysłannik, w końcu skazali go na śmierć za próbę zamachu stanu. Wyrok zgodnie z prawem wykonali Rzymianie, a z punktu widzenia arcykapłanów i wszystkich obecnych żydów był to jednocześnie decydujący sprawdzian, czy ten Galilejczyk nazywający siebie Synem Bożym, ma może w sobie faktycznie jakieś nieziemskie moce – nie miał i skonał jak każdy skazaniec. To w największym skrócie cała prawdziwa historia życia Jezusa z Nazaretu i jednocześnie niewielki fragment historii politycznej dawnego Izraela.


Gdy zapoznamy się z pracą „Jak zostaje się Bogiem”, to taki przebieg zdarzeń staje się wręcz oczywistością, potwierdzoną setkami cytatów i całych fragmentów Ewangelii, które tylko trzeba było odnaleźć, zrozumieć i ustawić w odpowiedniej chronologii. Ważnym problemem, rozwiązanym przez autora książki, było to, że świadkowie tamtych wydarzeń, prości Galilejczycy, których opowieści po latach stały się źródłem Ewangelii, najczęściej sami nie w pełni rozumieli sens wydarzeń w których uczestniczyli. Na przekazane później relacje znaczny wpływ miały ich cechy osobowościowe, ale też naiwna wiarą, że ich Mistrz, Jezus, był jednak wyposażony w boskie przymioty.


Jednym z najciekawszym problemów rozwiązanych przez Sławomira Sadowskiego jest zagadka, co się stało z ciałem Jezusa po złożeniu go do grobu. Zaskakująco prosta odpowiedź stanie się doskonale widoczna każdemu zainteresowanemu, gdy autor wskaże mu, jak jednoznaczne są w Ewangeliach zapisy na ten temat. Aby jednak nie pozbawiać czytelników przyjemności samodzielnego dotarcia do rozwiązania, nie będę go tutaj przytaczał. Dodam natomiast, że książka rozwikłuje jeszcze szereg innych rzekomych tajemnic ewangelicznych i każda osoba z zamiłowaniami detektywistycznymi z pewnością będzie usatysfakcjonowana. Tylko dla przykładu podam, że chodzi m. in. o takie zagadki jak:
• dlaczego Jezus musiał uciekać ze swego rodzinnego miasta Nazaretu,
• jaki faktycznie przebieg i sens miały jego rzekome cuda, w tym jak zorganizowano pozorne wskrzeszenie Łazarza,
• co powiedział Jezusowi na ucho jego najwierniejszy uczeń Judasz, gdy wszyscy myśleli, że go „wydaje pocałunkiem” i dlaczego następnie Jezus dał się dobrowolnie aresztować,
• dlaczego, gdy był już ukrzyżowany, podano mu na trzcinie gąbkę nasączoną octem,


Końcowe rozdziały książki zawierają także kilka ważnych wskazań, jak to się stało, że życie i śmierć ambitnego kaznodziei z Nazaretu pozwoliły Saulowi z Tarsu, zwanemu później Świętym Pawłem, stworzyć wielką, ogólnoświatową religię monoteistyczną. Jednak z mojego punktu widzenia szalenie ważny jest inny aspekt tej pracy, chociaż nie uwypuklony w niej zbyt mocno. Wyjaśnia on dlaczego swoją recenzję zacząłem od uwag o funkcjonowaniu współczesnego Kościoła.


Otóż książka Jak zostaje się Bogiem udowadnia, że co najmniej w kilku miejscach Nowego Testamentu kościelni redaktorzy celowo „poprawiali” jego treść, lub wstawiali komentarze i uzupełnienia, które ewidentnie miały na celu uniemożliwienie odczytania i ujrzenia prawdziwego przebiegu opisywanych tam wydarzeń! Proszę to dobrze zrozumieć – dowodzi to jednoznacznie, że hierarchia kościelna, nadzorująca redagowanie świętych pism, doskonale zdaje sobie sprawę, jaka jest prawda o Jezusie z Nazaretu zwanym Chrystusem i wie, że nie był on żadnym prawdziwym Mesjaszem, Synem Bożym czy też Zbawicielem.
Właśnie to jest największą tajemnicą Watykanu.


Teraz możemy zrozumieć, dlaczego księża mają w głębokiej pogardzie głoszone przez siebie przykazania czystości, dobra, miłosierdzia, prawdy, pokory i szereg innych świetlanych cech, których symbolem jest Jezus Chrystus. Oni dobrze wiedzą, że całemu ogromnemu tłumowi, milionom ubogich duchem prostaczków na całym świecie sprzedają piękną i wzniosłą bajkę na jego temat, nie mającą nic wspólnego z historyczną prawdą. Oni mogą nawet się przyznać do ludzkich słabości, do zbrodni, do pedofilii, do seksualnego rozpasania i totalnej deprawacji, ale z pewnością nigdy nie ujawnią tej tajemnicy Watykanu.


Każdy kto zechce dowiedzieć się więcej i samemu przekonać się jakie naprawdę były dzieje Jezusa z Nazaretu, człowieka, który stał się prorokiem, następnie Mesjaszem, a wreszcie Bogiem, powinien po prostu przeczytać książkę Sławomira Sadowskiego „Jak zostaje się Bogiem”.


środa, 25 stycznia 2017

Zapraszam do nowego bloga

Szanowni Czytelnicy!
Uprzejmie informuje, że 25.01 2017 rozpocząłem publikowanie zapowiedzianego bloga zatytułowanego "Zarys Kwantowej Teorii Przestrzeni". Wszystkich zaciekawionych nowym spojrzeniem na fizykę i wyjaśnieniem kilku dotychczas nierozwiązalnych problemów fizycznych serdecznie zapraszam.
Sławomir Sadowski  

niedziela, 23 października 2016

Pan Bóg - ostatnia zagadka


Witam zarówno stałych jak i doraźnych gości mego bloga po kilkumiesięcznej przerwie. Obiecywałem, że odezwę się we wrześniu, więc przepraszam, że nie dotrzymałem słowa. Pochłonęła mnie praca nad projektem w jakiś sposób wiążącym się z dotychczasowym tematem, ale jednak całkowicie odmiennym.

Sądzę, że wszyscy, którzy interesują się osobą Jezusa z Nazaretu czynią to między innymi z uwagi na jedno najważniejszych pytań egzystencjalnych człowieka z naszego kręgu kulturowego, które brzmi: Czy rzeczywiście w osobie Mesjasza z Galilei Bóg objawił swe zamiary wobec gatunku ludzkiego? A mówiąc jeszcze bardziej precyzyjnie - Czy Jezus jest dowodem, że Bóg rzeczywiście istnieje? Muszę stwierdzić, że mnie, oprócz ciekawości jak to z Chrystusem było naprawdę, ten zasadniczy problem też nurtował.

Każdy kto zapoznał się z moją książką i blogiem „Jak zostaje się Bogiem” wie, że uważna analiza Nowego Testamentu pozwala odczytać w nim całkowicie realną historię walki o władzę w Palestynie przed dwoma tysiącami lat. Praktycznie wszystkie fakty opisane w ewangeliach układają się w bardzo spójna i logiczną całość, w której nie widać jakichkolwiek interwencji Najwyższego. Czytelnicy tego bloga wiedzą też, że we wpisie „Teoria, wiedza, dowód” przedstawiłem informacje, które uważam za przesądzające potwierdzenie słuszności moich analiz i wniosków.

Zarówno w swej książce, jak i na tym blogu, omówiłem dotychczas praktycznie wszystkie elementy, które pozwoliły mi na powyższe konkluzje. Można oczywiście ponownie wracać do poszczególnych zdarzeń i opisów ewangelicznych, poddawać je jeszcze bardziej szczegółowym analizom, rozważać inne warianty, odnosić się do dziesiątek czy setek opracowań biblijnych - można, ale wiem, że nic nowego, istotnie wpływającego na moje ostateczne wnioski, już nie wniosę. Informuje więc mych Szanownych Czytelników, że kończę pisanie bloga „Jak zostaje się Bogiem”.

To, dlaczego zapowiedziałem w ostatnim wpisie, że wszyscy zainteresowani mogą jeszcze zostać przeze mnie zaskoczeni, odnosi się do wspomnianego wyżej nowego obszaru moich analiz. Fakt, że w Nowym Testamencie nie ma żadnych realnych śladów, czy dowodów obecności Boga (W Starym Testamencie również) nie daje żadnych wskazówek jaka jest poprawna odpowiedzieć na pytanie, co z tym Bogiem?

Teraz trzeba by zacząć od ustalania o jakim Bogu mówimy – aktualnie Ziemię zamieszkują ludzie, którzy wierzą w ponad pięć tysięcy różnych bogów. Później musielibyśmy uzgodnić, co my wszyscy rozumiemy pod pojęciem „Bóg”, bo wbrew pozorom wcale nie jest to oczywiste. Dalej rozważyć czy chodzi nam o deizm, teizm, ateizm, czy może agnostycyzm? To tylko sygnały, bowiem i tak podstawowe jest pierwsze pytanie:

Czy Bóg istnieje naprawdę?

Pewnie jestem trochę zadufany, ale uważam, że także na to pytanie jest możliwa logiczna odpowiedź. Jednak w żadnym wypadku nie sformułują jej historycy religii, etnolodzy, badacze kultury czy nawet filozofowie, chociaż im jest najbliżej. Nauką, która może dać odpowiedź na to najważniejsze dla ludzkości pytanie jest fizyka!

Współczesna fizyka teoretyczna i nieodłączna jej kosmologia, jawią się przeciętnemu człowiekowi jako wielka i skomplikowana budowla, wyrafinowana świątynia wiedzy, w której swobodnie poruszają się wyłącznie jej najbardziej wtajemniczeni kapłani, czyli profesjonalni naukowcy. Wszyscy inni mogą w zasadzie jedynie obserwować z zewnątrz i z podziwem przyjmować pojawiające się informacje o nieprawdopodobnych odkryciach i o powstawaniu niesamowitych teorii, przyprawiających z reguły o zawrót głowy. Świat hiperprzestrzeni, leptonów, boozomów, czarnych dziur, tuneli czasoprzestrzennych, ciemnej energii i wielu tym podobnych zjawisk, wydaje się całkowicie nieprzenikniony i przytłaczający swą rozległością.

Podobnie, gdy zaczynałem prace nad zrozumieniem ewangelii, stałem wobec ogromu już dokonanych analiz, opracowań, badań, tysięcy dzieł, setek dyskusji, przemyśleń, rozważań. Próba zmierzenia się z nimi wszystkimi od razu skazywała na klęskę. Dlatego skupiłem się tylko na samym sednie problemu, ujętym w czterech ewangeliach, i pozwoliło to osiągnąć zadowalający efekt.

Otóż, teraz odważyłem się zmierzyć ze światem fizyki na tym nieprawdopodobnym poziomie fizyki teoretycznej i kosmologii, poszukać tam śladów Boga i zrozumieć funkcjonowanie wszechświata. To wszystko jest zagadką, którą można spróbować rozwiązać. Oczywiście zdaję sobie sprawę, jak prawdziwi profesjonaliści traktują takich laików jak ja, ale to nie ma znaczenia. Pewne analizy, które już wykonałem, prowadzą mnie do równie zaskakujących wniosków w świecie fizyki, jak nieoczekiwane, także dla mnie, było odkrycie stosunkowo prostej i całkowicie ludzkiej historii, która legła u podstaw Chrześcijaństwa.

Zdecydowałem się, że efekty pracy nad nowym tematem zaprezentuję wszystkim zainteresowanym również w formie bloga. Zacznę go prowadzić za kilka miesięcy, bowiem wymaga wciąż pewnych uzupełnień, ale mogę już zapewnić, że czytelnicy nie powinni się zawieść. Nie będzie on pisany dla zawodowych naukowców (chociaż mogą z niego też skorzystać) lecz dla każdego logicznie myślącego człowieka, ciekawego odpowiedzi, więc proszę się nie zrazić pozornie trudnym tytułem tego bloga: „Zarys kwantowej teorii przestrzeni”

Dziękuję wszystkim, którzy czytali, śledzili i towarzyszyli mi przy pisaniu „Jak się zostaje Bogiem” i serdecznie pozdrawiam.

Sławomir Sadowski


niedziela, 12 czerwca 2016

To jeszcze nie koniec.


Niezbędnym uzupełnieniem biografii Jezusa z Nazaretu jest wyjaśnienie, dlaczego jego życie, niezwykłe, ale całkowicie „ziemskie”, stało się osnową dla zaistnienia tak potężnej religii jak Chrześcijaństwo. Przedstawiona na tym blogu  realna historia jego czynów i ich niecodzienne okoliczności dają wiele wskazówek: niezrozumiałe nawet dla jego bliskich zachowania, tajemnicze decyzje, dwuznaczne nauki, a wreszcie pozornie dobrowolna, okrutna śmierć i zaskakujące zniknięcie ciała, okazały się niezwykłą mieszanką. Dzięki temu Jezus stał się wielką zagadkę dla swych  niezbyt bystrych uczniów, którą rozwiązał im dopiero Szaweł z Tarsu, dokonując apoteozy ich Mistrza. Z kolei ten zabieg  okazał się na wiele wieków niezwykłą, fascynującą i pociągającą zagadką dla milionów wiernych, ale jak widać też możliwą do rozwiązania.

W zasadzie cały proces rodzenia się nowej religii omówiłem już wcześniej w kilku postach, poczynając od zatytułowanego Jezus i władza, aż do Stary Jahwe i nowy Jahwe. Powtarzanie ich byłoby tu niecelowe, gdyż niewiele nowego mógłbym dodać - zainteresowanych odsyłam do wskazanych wpisów. Usystematyzowana biografia Jezusa, mimo iż również w większości powtarzana, była pewnym wyzwaniem i sprawdzeniem jej wewnętrznej spójności, i dlatego ją napisałem.

Jak widać z całości moich analiz osoba Jezusa z Nazaretu, zwanego Mesjaszem – Chrystusem, i jej dzieje, stają się obecnie fragmentem historii politycznej Palestyny w pierwszej połowie I wieku n. e., a przez to także niewielkim rozdziałem historii starożytnego Rzymu. Historia Chrześcijaństwa to całkiem odrębna sprawa, nie mająca praktycznie nic wspólnego z realną osobą swego eponima.


Chciałbym tu dodać pewną istotną dla mnie informację, której niegdyś, przez niedopatrzenie, nie zamieściłem w książce Jak zostaje się Bogiem. Jeden z Ojców Kościoła, Euzebiusz z Cezarei, autor Historii Kościelnej, zanotował w niej fragmenty zaginionego dzieła Papiasza z Hierapolis Wykład mów Pańskich, w którym Papiasz pisze o ewangeliach i powołuje się na pewnego starca, który miał powiedzieć, że Marek, uczeń Piotra, pisał o życiu Jezusa „dokładnie, ale nie w tym porządku, w jakim następowało”. (Euzebiusz. Hist. Eccl. III,39). Zdanie to było jednym z przyczynków umożliwiającym mi właściwe odczytanie zarówno Ewangelii Marka jak i pozostałych ewangelii. Oprócz bowiem wielu innych problemów, właśnie bardzo przemieszana chronologia stanowi poważną barierę w znalezieniu prawdziwego sensu opisywanych w Nowym Testamencie zdarzeń. Myślę jednak, że teraz czytelnicy bloga wiedzą już „w jakim to porządku następowało”.

I tylko Watykan może mieć problem - jeżeli chce nadal propagować ideę Szawła Pawła, to będzie musiał wpisać także Ewangelie Marka, Mateusza, Łukasza i Jana po prostu na listę ewangelii apokryficznych i zakazać korzystania z nich w kościołach.

Swą książkę Jak zostaje się Bogiem kończyłem kilkoma bardziej ogólnymi uwagami i myślę, że niektóre z nich warto zamieścić także tutaj:

Chciałbym jednak podkreślić, że przedstawiona historia Jezusa – człowieka, nie ma w żadnym razie na celu odwodzenia kogokolwiek od wiary w jego boskość. Nie miałem takich intencji, poza tym mam pełną świadomość, że takie podejście byłoby absolutnie nieskuteczne. Antropolodzy, archeolodzy, historycy ani inni badacze nigdy, ani w najdalszych dziejach, ani obecnie, w żadnym zakątku ziemi nie znaleźli społeczeństwa, które nie miałoby religii. Oczywiście, bardzo ważna jest jej funkcja organizatora i regulatora zachowań społecznych, jednak nie tylko to jest istotne. Wiara jest absolutnie niezbędnym elementem życia bardzo wielu ludzi, gdyż zawsze będą istniały obszary, których człowiek nie będzie w stanie ogarnąć swym niedoskonałym umysłem. Granice wiedzy czy nauki i pytania, co za tymi granicami się kryje, oraz nigdy nie przenikniona tajemnica śmierci są nieodłącznymi towarzyszami naszej egzystencji. Bóg będzie istniał zawsze, ponieważ to on musi rozświetlać i wypełniać tę czarną dziurę, niemożliwą do zniesienia dla wielu z nas. Oczywiście, są osoby nazywające siebie ateistami, ale ateizm też jest tylko wiarą – wiarą, że Boga nie ma.
Dla przybliżenia tego niepojętego bytu, jakim jest Bóg, chyba zawsze będą musieli istnieć pośrednicy między Nim a nami, tacy jak Mojżesz, Jezus, Mahomet czy Budda. Jeżeli będą stwarzali nam jakieś problemy, to wymyślimy ich sobie czy też skonstruujemy na nowo. Tak właśnie Paweł z Tarsu dał nam swojego idealnego Chrystusa i nie jest obecnie możliwe „poprawianie” go za pomocą jakichkolwiek racjonalnych argumentów. Można sobie tylko życzyć, by wiara w Niego, deklarowana przez miliony wiernych, była uczciwa i zgodna ze wspaniałymi cechami, które reprezentuje.


W zasadzie na tym mógłbym zakończyć prowadzenie tego bloga, ale mam dla wszystkich śledzących me wpisy jeszcze jedną uwagę. Rozwiązanie zagadki życia Jezusa z Nazaretu i powstania Chrześcijaństwa jest bardzo ważne, jednak dalece nie wyczerpuje listy zasadniczych problemów, jakie nurtują współczesnego człowieka, w tym i mnie. Na okres wakacyjny przerywam pisanie bloga, ale we wrześniu zapraszam Szanownych Czytelników jeszcze raz – myślę, że znów możecie zostać zaskoczeni.

wtorek, 7 czerwca 2016

Drugi pogrzeb Jezusa

Wszystkie najważniejsze problemy arcykapłanów zostały wyjaśnione. Jezus z Nazaretu, Galilejski Mesjasz, po wielu sprawdzianach okazał się ostatecznie oszustem, zwykłym człowiekiem, który pod płaszczem proroka próbował pozbawić ich władania nad świątynią jerozolimską, Judeą i całym Izraelem. Arcykapłani zdołali go pokonać stosując niezbyt chlubne chwyty, ale ich udział w tych działaniach został dostatecznie zakamuflowany lub utajniony, a zaufani pomocnicy otrzymali duże pieniądze i z pewnością nie zdradzą swych panów. Udało się też pozbyć ze stolicy uczniów Jezusa, a jego miejscowi wspólnicy i protektorzy z sanhedrynu są dobrze rozpoznani i kontrolowani.

Ostatnim dowodem obciążającym Kajfasza i Annasza w podstępnej walce o zachowanie władzy jest jeszcze tylko ciało galilejskiego Mesjasza, leżące obecnie w arcykapłańskim pałacu. Trzeba je skutecznie i możliwie szybko ukryć raz na zawsze. Właściwym miejscem złożenia zwłok jest grobowiec, ale odniesienie ciała do ogrodu Józefa z Arymatei zostało w aktualnej sytuacji wykluczone. Natomiast w pałacowych ogrodach jest grobowiec jaki Józef Kajfasz, jak każdy porządny i bogaty Żyd, już dawno przygotował dla siebie i swojej rodziny. To miejsce idealnie nadaje się do rozwiązania kłopotu - jest blisko i pozostaje pod całkowitą kontrolą arcykapłanów.

Jeszcze w niedzielę zaufani ludzie ze służb świątynnych, z zachowaniem pełnej dyskrecji, przenieśli ciało Jezusa do nowego grobowca i tam je pozostawili. W krótkim czasie później Kajfasz polecił sporządzić ceramiczną trumnę, ossuarium, którą przeznaczył na ostateczne ukrycie zwłok Galilejczyka. Na ossuariach niejednokrotnie umieszczano imiona złożonych w nich osób, ale tego arcykapłan nie chciał uczynić i jedynie kazał je ozdobić symbolami gwoździ, aby pamiętać, że skrywa ono zwłoki człowieka ukrzyżowanego.

Ciało Jezusa z Nazaretu do dzisiaj spoczywa w grobowcu rodzinnym arcykapłana Kajfasza, na terenie Jerozolimy.
Miejsce to, ukryte kilka metrów pod powierzchnią ziemi, jest ustalone i znane miejscowym archeologom, chociaż nie mają oni świadomości czyje zwłoki, oprócz arcykapłana Kajfasza i członków jego rodziny, tam spoczywają.

Oto cała historia życia i śmierci Jezusa z Nazaretu.

Jeden z najsłynniejszych biblistów, niemiecki uczony Rudolf Bultmann, który prawie całe swe długie życie poświęcił badaniom dziejów Jezusa Chrystusa, stwierdził: Uważam z całą stanowczością, że w tej chwili nie wiemy prawie nic o życiu Jezusa. Francuski racjonalistyczny biblista Maurice Goguel, autor obszernej monografii o Jezusie, przyznał, iż jego życie jest pokryte tajemniczą zasłoną. Zenon Kosidowski, autor Opowieści ewangelistów, wyraził następującą opinię: Mimo olbrzymiego wysiłku intelektualnego paru pokoleń uczonych, nie udało się stworzyć spójnego logicznie ziemskiego portretu Jezusa-nauczyciela, wolnego od późniejszego nalotu teologii i nadprzyrodzonych elementów.

Mam nadzieję, że czytelnicy tego bloga już wiedzą, iż uczeni ci mylili się.


Przez ostatnie około pół roku w kolejnych wpisach prezentowałem możliwie uporządkowaną biografię Jezusa z Nazaretu. Wcześniejsze wpisy na blogu dotyczyły w zasadzie tego samego, ale były omawianiem dosyć przypadkowo podejmowanych wątków. Zasadnicza praca i tak została przeze mnie dokonana i zawarta w książce „Jak zostaje się Bogiem”. W niej dokonałem podstawowej, logicznej analizy Nowego Testamentu i sama biografia Mesjasza – Chrystusa była tam zaprezentowana niejako przy okazji.

Muszę przyznać, że obecne, systematyczne prześledzenie kolejnych etapów życia Jezusa dało mi kilka nowych podpowiedzi i pozwoliło jeszcze lepiej zrozumieć niektóre szczegóły. Dotyczy to chociażby takich momentów, jak ten, że dopiero teraz dostrzegłem, iż do wesela w Kanie (ślubu siostry Jezusa z Łazarzem) doprowadził moment, gdy Jezus odmówił przyjęcia do grona swych uczniów „bogatego młodzieńca” czyli Łazarza. To z tego powodu ojciec Łazarza, Szymon Faryzeusz Trędowaty, zaplanował inny sposób powiązania się trwałą więzią rodzinną z Jezusem, przewidywanym przez spiskowców na przyszłego władcę. Dokładnie z tego samego powodu córka Szymona i siostra Łazarza Maria była przeznaczona na przyszłą żonę Mesjasza - Króla; stąd ich bliskość, tulenie się, namaszczenie, itd. - to też nie było uczucie, tylko polityka. To tylko przykłady, gdyż takich momentów jest więcej.

Zaprezentowana biografia w niektórych, niezbyt istotnych szczegółach, różni się od poprzednich przedstawień tematów, ale celowo nie próbowałem na siłę ujednolicać różnych wersji. Czy bowiem ma znaczenie, czy Judasz rzucił srebrniki arcykapłanom w na dziedzińcu ich pałacu, czy dziedzińcu świątyni? Albo czy ważne jest kto włożył Jezusowi koronę cierniową, słudzy arcykapłanów czy legioniści?

Takie drobne okoliczności w żaden sposób nie zmieniają całej opowieści o życiu Jezusa – we wszystkich zasadniczych wydarzeniach zgodnej z faktografią zawartą w ewangeliach i jednocześnie zasadniczo różnej od historii, którą odczytuje w Nowym Testamencie Kościół i wszyscy wierni chrześcijanie.








czwartek, 2 czerwca 2016

Jezus w pałacu


Późnym sobotnim wieczorem, gdy panowały już pełne ciemności, kilku zaufanych ludzie ze służby świątynnej zajęło się niezwykłym zadaniem zleconym im przez arcykapłanów. Otworzyli grobowiec w ogrodzie Józefa z Arymatei, przełożyli zawinięte w całun ciało Jezusa na nosze, przykryli je płaszczami i przenieśli pustymi ulicami Jeruzalem do pałacu Kajfasza. Tam zostało ono położone na wspaniale przystrojonym posłaniu, w oświetlonej wieloma świecami bogatej komnacie. Obecni byli przy tym wyłącznie  Kajfasz i Annasz oraz zaufani strażnicy.

W ten właśnie sposób arcykapłani zabezpieczyli się na wypadek gdy Jezus z Nazaretu okazał się prawdziwym Mesjaszem. Mają go teraz w pałacu, wyłącznie dla siebie i jeżeli wkrótce ożyje, to padną przed nim na twarz, złożą hołdy, przeproszą, przebłagają, wyjaśnią – jakoś się z nim ułożą. To był jeden wariant, ale możliwy był i inny, dosyć kłopotliwy scenariusz. Co bowiem będzie, jeżeli wykradzenie zwłok okaże się niepotrzebne, gdyż Galilejczyk jest jednak zwykłym człowiekiem, to znaczy zwykłym nieboszczykiem, i nie zmartwychwstanie? To przede wszystkim z uwagi na taką możliwość arcykapłani musieli zachować całkowitą tajności operacji. Jak by wyglądali ci najwyżsi kapłani Jahwe przed saduceuszami, faryzeuszami, uczonymi w piśmie, przed całym żydowskim ludem, gdyby ujawniło się, że oni sami mieli wątpliwości, błądzili i brali pod uwagę, że oszust z Galilei jest Mesjaszem. I gdyby jeszcze rozniosło się, że nawet po śmierci nie dawali spokoju jego zwłokom!

Strażnikom zostały wydane nowe instrukcje. Przed świtem mają ponownie udać się do ogrodu Józefa z Arymatei i pilnować otwartej krypty. Jeżeli przez całą niedzielę nikt tam nie przyjdzie, nikt się nie zainteresuje zwłokami Jezusa, to możliwe, że następnej nocy ciało trzeba będzie odnieść z powrotem i zostawić je już tam na zawsze. Jeżeli jednak pojawią się uczniowie Jezusa, czy jacyś inni wierzący w niego, to sprawa się komplikuje. Takim ludziom należy zdecydowanie powiedzieć, że zwłok nie ma, bowiem Jezus zmartwychwstał i ruszył do Galilei, a swym zwolennikom kazał ruszyć również nad Genezaret. W ten sposób wyjaśni się im dlaczego krypta jest pusta i spowoduje, że nie będą już szukali zwłok, ani się o nie dopytywali - szczególnie tego arcykapłani  bardzo by nie chcieli. Dodatkowo można mieć nadzieję, że tym posunięciem uda się  wreszcie pozbyć ze stolicy całej kłopotliwej gromady Galilejczyków.

Strażnicy udali się by przypilnować grobowca, a dla arcykapłanów zaczął się dłużący okres czuwania przy zwłokach. Minęła północ, moment wzbudzający największe emocje, ale ciało Jezusa nadal nie wykazywało żadnych nietypowych cech; wszystkie pośmiertne procesy były całkowicie naturalne. Kajfasz i Annasz wciąż uważnie przyglądali się owiniętym w całun szczątkom, lecz wcześniejsze napięcie powoli słabło. Minęły kolejne godziny.  Stawało się coraz mniej prawdopodobne, aby prawdziwy Mesjasz chciał wciąż pozostawać martwym, w sytuacji gdy  objawy postępującego rozkładu stawały się coraz bardziej jednoznaczne. Wreszcie trzeba było sobie jasno powiedzieć, że i ten ostatni sprawdzian boskości Jezusa z Nazaretu okazał się nieudany – to był jednak oszust.

Był już niedzielny poranek i w zasadzie zwłoki można byłoby odnieść do krypty, ale wtedy właśnie przybiegł strażnik od grobu i przekazał ważne informacje. Ciała nie można już złożyć tam ponownie, bowiem wczesnym świtem do grobowca przyszło kilka kobiet z grupy Jezusa i chciały jeszcze raz namaścić szczątki swego Mistrza. Wobec tego wytypowany strażnik, który siedział w otwartej krypcie, przekazał im to, co nakazali arcykapłani: Jezus zmartwychwstał, udał się już do Galilei i swym uczniom kazał iść za sobą. W ten sposób zlecone zadanie zostało pomyślnie wykonane i można być przekonanym, że Galilejczycy właśnie zbierają się pospiesznie w drogę powrotna nad Genezaret.

A więc arcykapłani trafnie przewidzieli taka możliwość zdarzeń i byli zadowoleni ze swej przezorności. Pojawił się obecnie pewien problem z Jerozolimczykami, którzy pewnie wkrótce też zorientują się, że krypta jest pusta i zaczną pytać o ciało. Z tym jednak można sobie bardzo łatwo poradzić – arcykapłani zlecili całej zaufanej grupie strażników, aby rozpowiadali wszystkim, że to uczniowie Jezusa wykradli z grobowca jego ciało i unieśli je do Galilei. Cała ta gromada powinna właśnie opuszczać stolicę, więc nie będą mogli niczemu zaprzeczać. Sprawa była więc załatwiona i jedynie strażników trzeba było teraz sowicie wynagrodzić – należało im się za ciężką i solidną pracę tej nocy. I za to, aby zachowali wszystko w tajemnicy.

W zasadzie to pozostał już tylko jeden kłopot, ostatni:
coś trzeba zrobić z wciąż spoczywającymi w pałacowej komnacie zwłokami Jezusa z Nazaretu.


niedziela, 29 maja 2016

Paschalny szabas, Jerozolima, 33 r. n. e.


Następnego dnia był szabas i pierwszy dzień okresu paschalnego. Wystraszeni apostołowie siedzieli ukryci w Wieczerniku, dokąd wróciły też kobiety, które widziały złożenie ciała Jezusa w krypcie. Wszyscy oni byli zaskoczeni, że ktoś z bogatych mieszkańców Jerozolimy zajął się zwłokami ich Mistrza. Nie wiedzieli jak to wytłumaczyć - Jezus zawsze skrywał przed nimi fakt współpracy z Szymonem, Józefem i Nikodemem, ważnymi członkami stołecznych elit i sanhedrynu. Uczniowie kolejny raz przekonali się, że ich Mistrza okrywała jakaś tajemnica.

Kajfasz i Annasz mieli problem. Gdyby zwłoki Jezusa pozostały na krzyżu przez co najmniej kilka następnych dni, tak jak to powinno być zgodnie z rzymskimi zasadami, to byliby spokojni. Golgotę nadzorowałyby straże legionistów, a w pobliżu dyskretnie czuwaliby także ludzie ze służb świątynnych i wszystko byłoby pod kontrolą. Niespodziewane i pospieszne zabranie ciała Jezusa z krzyża i jego pochówek w bardzo porządnym grobowcu, zmuszał arcykapłanów do poważnego zastanowienia się. Czy przypadkiem faryzeusze, ich zawzięci przeciwnicy polityczni, nie zamierzają jeszcze jakoś wykorzystać ciała Galilejskiego Mesjasza przeciwko nim?  

Dosyć gorączkowe rozważania na ten temat w nocy z piątku na sobotę doprowadziły hierarchów do bardzo poważnych, a nawet alarmujących wniosków. Faryzeusze mogą na przykład zacząć rozgłaszać fałszywe opowieści, że Mesjasz z Galilei ożył, albo że jego ciało ma jakieś cudowne właściwości – to byłoby niebezpieczne, ale z tym arcykapłani poradziliby sobie. Znacznie groźniejsza wydała się inna możliwość - może Józef z Arymatei, Nikodem i Szymon Faryzeusz wiedzą o tym Galilejczyku coś bardzo ważnego, coś czego nie zauważyli arcykapłani? Może oni wiedzą na pewno, że ten Jezus z Nazaretu jest jednak prawdziwym Mesjaszem!

Kajfasz i Annasz byli w zasadzie cały czas przekonani, że to był zwykły człowiek, że wszystkie mesjańskie przedsięwzięcia były uknute, że to był tylko spisek przeciwko nim, ale jednak jakieś wątpliwości ciągle się pojawiały. Jezus wielokrotnie zachowywał się dziwnie, nienaturalnie, nie tak jak oni oczekiwali. Ale kto wie jak powinien zachowywać się prawdziwy Mesjasz zesłany na ziemię? A jeżeli „znakiem, jaki ma dać o sobie” będzie dopiero jego zmartwychwstanie trzeciego dnia po śmierci, tak jak to wielokrotnie zapowiadał? Takie myśli zaczynały mrozić krew w żyłach Kajfasza i Annasza.

Prawdziwy Mesjasz wstanie w niedzielę z grobu w ogrodzie Józefa z Arymatei i obdarzony nieziemską mocą zacznie  panowanie nad światem i zaprowadzanie swych porządków. Oczywiście na wstępie strasznie ukarze tych, którzy w niego nie uwierzyli, nie dostrzegli w nim boskości i jeszcze skazali go na tortury i śmierć. A więc Syn Boży jakąś niewyobrażalną zemstę wywrze przede wszystkim na arcykapłanach! To było przerażające.

Na szczęście do ewentualnego zmartwychwstania jest jeszcze cała doba i ten czas trzeba właściwie wykorzystać.

Nie zważając na fakt, że jest szabas, w którym zakazane jest podejmowanie jakichkolwiek działań, arcykapłani udali się do Piłata – reguły szabatu są dla maluczkich, hierarchowie mają ważną sprawę i nie muszą przestrzegać jakichś tam zakazów. Starając się zachować spokój poinformowali prefekta, że szykuje się jakieś oszustwo z wykorzystaniem zwłok Jezusa z Nazaretu i proszą, aby rzymskie władze wystawiły wartę przy jego grobie. Piłat miał już i arcykapłanów i problemów z tym Galilejczykiem serdecznie dosyć; powiedział, że jego to nic nie obchodzi i jak mają potrzebę, to niech sobie sami zabezpieczają ten grób. W zasadzie arcykapłanom tylko o to chodziło, ale nie byli pewni czy także prefekt nie uczestniczy w dalszym ciągu spisku faryzeuszy i musieli uzyskać jego zgodę na własne działania. Teraz mieli wolną rękę i wiedzieli jak to wykorzystać.

Nadal trwał szabas, ale nikt na to nie zwracał uwagi. Arcykapłani wezwali kilku swych szczególnie zaufanych ludzi ze służb świątynnych i udzielili im szczegółowych instrukcji, co mają uczynić dzisiejszej nocy. Jeszcze po południu zaciągną wartę przed grobowcem znajdującym się w ogrodzie Józefa z Arymatei, w którym spoczywa ciało ukrzyżowanego Jezusa. Gdy zapadnie zmrok mają odsunąć głaz tarasujący wejście, przełożyć zawinięte w całun zwłoki na nosze i przynieść je do pałacu arcykapłanów. Za te działania zostaną bardzo sowicie wynagrodzeni, ale nikt, absolutnie nikt, nie może nic o tym wiedzieć. Dalsze instrukcje dostaną po wykonaniu tego zadania.

Teraz arcykapłani trochę się uspokoili. W nocy z soboty na niedziele rozpocznie się trzeci dzień od śmierci Galilejczyka i nastąpi czas gdy może on zmartwychwstać, ale wówczas będą go mieli u siebie w pałacu. Jeżeli po północy Jezus ożyje, to Annasz i Kajfasz padną przed nim na twarz, wskażą na wspaniałe łoże na którym będzie spoczywał Mesjasz, na komnatę i cały pałac w którym się znalazł i wyjaśnią mu, że zawsze w niego wierzyli i właśnie dlatego tu teraz przebywa. Za wszystkie katusze Mesjasza i jego śmierć obwinią  Rzymian - przecież to Piłat zdecydował ostatecznie o wyroku, a oprawcami byli wyłącznie rzymscy legioniści. Arcykapłani są najważniejszymi sługami Jahwe, więc i z jego Synem się dogadają.