Swego czasu ogłosiłem, że kończę pisanie bloga Jak zostaje się Bogiem, gdyż jego kontynuowanie byłoby powtarzaniem wcześniejszych analiz. Wszystko co istotnego odkryłem na temat życia Jezusa z Nazaretu zawarłem w wydanej w 2011 r książce pod takim samym tytułem, a następnie częściowo powtórzyłem w poszczególnych wpisach na blogu. Obecnie zdecydowałem się na jeszcze jeden post, gdyż w styczniu br w gazecie Dziennik Trybuna ukazała się obszerna recenzja tej książki i spowodowała znaczący wzrost zainteresowania moimi odkryciami. Muszę przyznać, że autor recenzji zatytułowanej „Największa tajemnica Watykanu” redaktor Tomasz Borowiecki uczciwie uprzedził mnie, że zamieści ten tekst i nawet skonsultował niektóre akapity. Cała recenzja, co oczywiste w gazecie o określonym zabarwieniu politycznym, ma wyraźny aspekt antykościelny, ale muszę się z nim zgodzić, gdyż wymowa faktów jest jednoznaczna.
Aby być uczciwym wobec czytelników mego bloga, zamieszczam poniżej treść wspomnianej recenzji.
Tomasz Borowiecki, Dziennik Trybuna dnia 18.01.2021 r.
Największa tajemnica Watykanu
Jedną z najbardziej zaskakujących osobliwości początków XXI wieku jest szokujący obraz Kościoła Katolickiego, jaki w tych czasach ukazał się milionom jego wyznawców na całym świecie. Przeróżne sygnały i pogłoski pojawiały się już wcześniej, ale dopiero dzisiaj, głównie dzięki powszechnemu dostępowi do internetu, porażające fakty o prawdziwym obliczu tego kościoła ujrzały światło dzienne. Oto kilka refleksji po przeczytaniu książki Jak zostaje się Bogiem autorstwa Sławomira Sadowskiego.
Dziesiątki
tysięcy dzieci molestowanych, gwałconych, niszczonych psychicznie i
fizycznie przez bogobojnych księży, misjonarzy, zakonników i
biskupów. Potworne praktyki seksualne i znęcanie się aż do granic
sadyzmu nad podopiecznymi w sierocińcach, ochronkach i domach opieki
prowadzonych przez przeróżne zgromadzenia zakonne. Zboczeńcy
seksualni ujawniani na wszystkich stopniach hierarchii kościelnej i
praktycznie we wszystkich krajach, ale przez całe lata chronieni
przez system zinstytucjonalizowanego tuszowania przestępstw. Watykan
nazywany przez wtajemniczonych światową stolicą homoseksualizmu,
gdzie seks w przeróżnych formach stał się zjawiskiem powszednim.
I to wszystko otoczone niewiarygodnym bogactwem, złotem, blichtrem,
pałacami, latyfundiami, maybachami.
Każdy przeciętny historyk
może dodać do tego obrazu całe tomy informacji o potwornościach i
niewiarygodnych zbrodniach, których dokonywali ludzie w sutannach i
z krzyżem na piersiach przez wszystkie minione wieki. Inkwizycja,
„Młot na czarownice”, setki tysięcy spalonych na stosach,
torturowanych, zamęczonych, potępionych. Miasta, prowincje i całe
narody wyrzynane bez żadnej litości, zgodnie z błyskotliwym
wskazaniem biskupa Arnaud z XIII wieku: „Zabijajcie wszystkich, Bóg
rozpozna swoich”. Morderstwa, zdrady, kłamstwa, przekupstwa,
zachłanność, zakazane księgi, zakazana nauka… Listę zbrodni
katolickiego kleru wobec ludzkości można kontynuować wręcz bez
końca.
Taki obraz Kościoła nie jest oczywiście jedynym, jaki
można stworzyć, gdyż zdarzali się w jego łonie także ludzie
uczciwi, uduchowieni i przyzwoici, dokonywane były czyny i dzieła
godne pochwały i podziwu, ale nie może to służyć jako zasłona
dla przytoczonych powyżej niepodważalnych faktów.
Każdy więc,
kto interesuje się zarówno historią jak i współczesnością
kościoła, musi postawić sobie zasadnicze pytanie: jak to jest
możliwe, by tak potwornych grzechów, tak szokującego łamania
głoszonych przez siebie zasad, dopuszczali się kapłani religii,
której centralną postacią jest miłosierny Jezus Chrystus, ubogi
pielgrzym czyniący dobro, wybaczający i nakazujący kochać nawet
nieprzyjaciół, Zbawiciel, który z miłości do ludzi cierpiał
mękę i oddał za nich życie?
Ten przydługi wstęp musiałem
uczynić, aby stwierdzić, że odpowiedź na to dręczące i
jednocześnie fundamentalne dla dzisiejszego świata pytanie
odnalazłem w skromnej książce autorstwa Sławomira Sadowskiego,
zatytułowanej „Jak zostaje się Bogiem”. Od razu chce zaznaczyć,
że książka w ogóle nie dotyczy kościoła ani jego ponurej
historii, czy też księży i ich zbrodni. Natomiast odkrywa ona, ku
zaskoczeniu chyba każdego czytelnika, inną, absolutnie największą
i najbardziej skrywaną tajemnicę Watykanu.
Najpierw kilka
informacji o autorze możliwych do odnalezienia w zasobach internetu,
a które mogą mieć znaczenie dla zrozumienia jego pracy. Otóż
Sławomir Sadowski jest byłym oficerem polskich służb specjalnych,
który przez wiele lat pracował jako analityk kontrwywiadu. Jak sam
przyznaje w jednym z internetowych wpisów, jego zawodem było
głównie czytanie z pełnym zrozumieniem, możliwie wnikliwie i
krytycznie, setek ważnych dokumentów i dokonywanie ich obiektywnej
oceny. Inna istotna informacja, którą zamieścił w swej książce,
mówi o tym, że jego pasją jest ponadto historia starożytna, oraz
że z tego powodu, gdy znalazł się na emeryturze, przeczytał „od
deski do deski” cały Nowy Testament.
Ta podstawowa księga
Chrześcijaństwa powstała ok 2 tys. lat temu i posiada wszelkie
cechy autentycznego dokumentu historycznego, który wymaga po prostu
wszechstronnego i dogłębnego zbadania. Takich prób przez wieki
podejmowało bardzo wielu uczonych, teologów, historyków,
religioznawców, ale z reguły czynili to z jakimś z góry powziętym
założeniem – albo usilnie szukali boskiego wpływu na wydarzenia
w Palestynie przed 2000 lat, albo równie usilnie starali się
znaleźć tego zaprzeczenie. Efekt końcowy ich mozolnych prac w
zasadzie zawsze był bardzo podobny: wszyscy przyznawali, że opisane
tam życie Jezusa Chrystusa „pokrywa tajemnicza zasłona”.
Natomiast praca Sławomira Sadowskiego dowodzi, że dokonanie
prawdziwie rzetelnej, wnikliwej i obiektywnej całościowej analizy
kontrwywiadowczej treści czterech ewangelii, poparte pewną wiedzą
historyczną, pozwala całkowicie zerwać tę „tajemniczą
zasłonę”.
Wypracowane przez autora wnioski są jednoznaczne –
w księgach Nowego Testamentu nie ma żadnych tajemnic ani zagadek,
nie ma cudów, boskich interwencji czy nadprzyrodzonych mocy.
Historia, którą tam znajdujemy jest bardzo interesująca, ale
całkowicie naturalna i bardzo „ziemska”. Praca „Jak zostaje
się Bogiem” jest opisem sposobu dochodzenia do tych szokujących
ustaleń i, jak to określił jeden recenzentów w internetowej
opinii, czyta się ją jednym tchem zupełnie jak najlepszą
beletrystykę, zaś ja mogę dodać, że raczej jako doskonałą
powieść detektywistyczną.
Aby nie trzymać czytelników w
niepewności, wyjaśniam, że dzięki tej książce wiemy wreszcie,
że 2000 lat temu w Palestynie odbyła się zawzięta walka o władzę,
a dokładnie o panowanie nad Wielką Świątynią Jerozolimską,
centrum religijne, administracyjne i polityczne narodu żydowskiego.
Rywalami w tej bezlitosnej konfrontacji byli zarządzający wówczas
przybytkiem arcykapłani (Kajfasz i Annasz) oraz prowincjonalny
galilejski kaznodzieja i uzdrowiciel Jezus z Nazaretu.
Cała
historia ludzkości jest w zasadzie nieustającą relacją z
niezliczonych zmagań o zdobycie władzy, w których stosowano
absolutnie wszystkie możliwe sposoby – od przyzwoitych i
legalnych, do najbardziej podłych i zbrodniczych. Jedną z kategorii
uzurpatorów próbujących przejąć rządy byli samozwańcy, czyli
osoby które ogłaszały, że są odnalezionymi synami cesarzy czy
też królów i z tego tytułu należy im się panowanie. W polskiej
historii mamy z tego repertuaru klasyczną Dymitriadę, ale podobne
sytuacje spotykamy w każdej epoce, a starożytność była w tym
względzie szczególnie bogata. Takim też samozwańcem był Jezus z
Nazaretu, postać bez wątpienia historyczna, której dzieje zostały
dosyć szczegółowo opisane w czterech Ewangeliach.
Należy tu
zauważyć, że praktycznie wszyscy, nawet głęboko wierzący
chrześcijanie, znają zaledwie niewielką część Nowego
Testamentu. Jest to tylko kilka fragmentów nagminnie
wykorzystywanych w codziennej liturgii kościelnej, które
najbardziej pasują kościołowi w tworzeniu użytecznej mu wizji
religii. Inne, kolidujące z nią sceny i cytaty, są praktycznie
całkowicie pomijane, lub przykrywane tendencyjnymi komentarzami, a w
kilku przypadkach wręcz zmanipulowane przez biblijnych redaktorów.
To właśnie sięgnięcie do tych usilnie omijanych obszarów
Ewangelii pozwoliło autorowi książki na odtworzenie prawdziwej
historii Jezusa z Nazaretu.
Oto galilejski kaznodzieja i
uzdrowiciel ogłosił się ni mniej ni więcej tylko Synem Bożym
(Mesjaszem), co było równoznaczne z przyznaniem sobie tytułu Króla
Żydowskiego. Aby podkreślać boski status przywdział szczególną
szatę (tunikę) i zaczął przemawiać do tłumów „jak ten, który
ma władzę”. Organizował wiele wypraw po wszystkich palestyńskich
krainach, agitował, werbował zwolenników, urządzał spektakle
mające potwierdzić jego boskie pochodzenie. Zadanie jakie sobie
postawił najlepiej oddaje cytat „Nie po to wnosi się lampę, aby
ja ukryć pod korcem, ale by postawić ją na świeczniku” –
czyli, ze nie po to ogłosił się Synem Bożym, aby nie zająć
należnego mu żydowskiego tronu. Po jakimś czasie zdobył znaczne
grono zwolenników i uznał, że już zdoła odebrać władzę
arcykapłanom. Gdy wierzący w niego ludzie z prowincji udali się do
Jerozolimy na coroczne święto Paschy, on również przyszedł tam
na czele niewielkiego oddziału najbliższych pomocników. Cały czas
starając się postępować zgodnie z biblijnymi proroctwami o
Mesjaszu (szata, wjazd na osiołku, uczniowie krzyczący „oto król
żydowski”) spróbował opanować Świątynię. Aby zademonstrować
swe prawa krzyczał do zebranych ludzi „To jest mój dom…” i
próbował wygonić kupców ze świątynnego dziedzińca. Ponieważ
zabiegi okazały się mało skuteczne, gdyż arcykapłani nie
wystraszyli się i nie ukorzyli przed nim, zaczął wzywać
otaczający tłum „Zburzcie tę Świątynię…”. To też nie
przyniosło efektów, gdyż w mniemaniu zebranych żydów prawdziwy
Mesjasz powinien poradzić sobie bez ich pomocy. Arcykapłani
zlekceważyli nawet takie jego zachowanie, ale ponieważ w kolejnych
dniach nadal uparcie próbował stanąć na czele tłumów jako boski
wysłannik, w końcu skazali go na śmierć za próbę zamachu stanu.
Wyrok zgodnie z prawem wykonali Rzymianie, a z punktu widzenia
arcykapłanów i wszystkich obecnych żydów był to jednocześnie
decydujący sprawdzian, czy ten Galilejczyk nazywający siebie Synem
Bożym, ma może w sobie faktycznie jakieś nieziemskie moce – nie
miał i skonał jak każdy skazaniec. To w największym skrócie cała
prawdziwa historia życia Jezusa z Nazaretu i jednocześnie niewielki
fragment historii politycznej dawnego Izraela.
Gdy zapoznamy się
z pracą „Jak zostaje się Bogiem”, to taki przebieg zdarzeń
staje się wręcz oczywistością, potwierdzoną setkami cytatów i
całych fragmentów Ewangelii, które tylko trzeba było odnaleźć,
zrozumieć i ustawić w odpowiedniej chronologii. Ważnym problemem,
rozwiązanym przez autora książki, było to, że świadkowie
tamtych wydarzeń, prości Galilejczycy, których opowieści po
latach stały się źródłem Ewangelii, najczęściej sami nie w
pełni rozumieli sens wydarzeń w których uczestniczyli. Na
przekazane później relacje znaczny wpływ miały ich cechy
osobowościowe, ale też naiwna wiarą, że ich Mistrz, Jezus, był
jednak wyposażony w boskie przymioty.
Jednym z najciekawszym
problemów rozwiązanych przez Sławomira Sadowskiego jest zagadka,
co się stało z ciałem Jezusa po złożeniu go do grobu.
Zaskakująco prosta odpowiedź stanie się doskonale widoczna każdemu
zainteresowanemu, gdy autor wskaże mu, jak jednoznaczne są w
Ewangeliach zapisy na ten temat. Aby jednak nie pozbawiać
czytelników przyjemności samodzielnego dotarcia do rozwiązania,
nie będę go tutaj przytaczał. Dodam natomiast, że książka
rozwikłuje jeszcze szereg innych rzekomych tajemnic ewangelicznych i
każda osoba z zamiłowaniami detektywistycznymi z pewnością będzie
usatysfakcjonowana. Tylko dla przykładu podam, że chodzi m. in. o
takie zagadki jak:
• dlaczego Jezus musiał uciekać ze swego
rodzinnego miasta Nazaretu,
• jaki faktycznie przebieg i sens
miały jego rzekome cuda, w tym jak zorganizowano pozorne
wskrzeszenie Łazarza,
• co powiedział Jezusowi na ucho jego
najwierniejszy uczeń Judasz, gdy wszyscy myśleli, że go „wydaje
pocałunkiem” i dlaczego następnie Jezus dał się dobrowolnie
aresztować,
• dlaczego, gdy był już ukrzyżowany, podano mu
na trzcinie gąbkę nasączoną octem,
Końcowe rozdziały książki
zawierają także kilka ważnych wskazań, jak to się stało, że
życie i śmierć ambitnego kaznodziei z Nazaretu pozwoliły Saulowi
z Tarsu, zwanemu później Świętym Pawłem, stworzyć wielką,
ogólnoświatową religię monoteistyczną. Jednak z mojego punktu
widzenia szalenie ważny jest inny aspekt tej pracy, chociaż nie
uwypuklony w niej zbyt mocno. Wyjaśnia on dlaczego swoją recenzję
zacząłem od uwag o funkcjonowaniu współczesnego Kościoła.
Otóż
książka Jak zostaje się Bogiem udowadnia, że co najmniej w kilku
miejscach Nowego Testamentu kościelni redaktorzy celowo „poprawiali”
jego treść, lub wstawiali komentarze i uzupełnienia, które
ewidentnie miały na celu uniemożliwienie odczytania i ujrzenia
prawdziwego przebiegu opisywanych tam wydarzeń! Proszę to dobrze
zrozumieć – dowodzi to jednoznacznie, że hierarchia kościelna,
nadzorująca redagowanie świętych pism, doskonale zdaje sobie
sprawę, jaka jest prawda o Jezusie z Nazaretu zwanym Chrystusem i
wie, że nie był on żadnym prawdziwym Mesjaszem, Synem Bożym czy
też Zbawicielem.
Właśnie to jest największą tajemnicą
Watykanu.
Teraz możemy zrozumieć, dlaczego księża mają w
głębokiej pogardzie głoszone przez siebie przykazania czystości,
dobra, miłosierdzia, prawdy, pokory i szereg innych świetlanych
cech, których symbolem jest Jezus Chrystus. Oni dobrze wiedzą, że
całemu ogromnemu tłumowi, milionom ubogich duchem prostaczków na
całym świecie sprzedają piękną i wzniosłą bajkę na jego
temat, nie mającą nic wspólnego z historyczną prawdą. Oni mogą
nawet się przyznać do ludzkich słabości, do zbrodni, do
pedofilii, do seksualnego rozpasania i totalnej deprawacji, ale z
pewnością nigdy nie ujawnią tej tajemnicy Watykanu.
Każdy kto
zechce dowiedzieć się więcej i samemu przekonać się jakie
naprawdę były dzieje Jezusa z Nazaretu, człowieka, który stał
się prorokiem, następnie Mesjaszem, a wreszcie Bogiem, powinien po
prostu przeczytać książkę Sławomira Sadowskiego „Jak zostaje
się Bogiem”.