środa, 23 września 2015

Dylematy apostołów c.d.


Pewna niecierpliwość w rozszyfrowywaniu i wskazywaniu najistotniejszych momentów i przekłamań, które złożyły się na podwaliny religii chrześcijańskiej sprawiła, że w poprzednim wpisie przedstawiłem już przekonania jakie zrodziły się wśród apostołów na temat Jezusa po jego śmierci. Konieczne jest natomiast przynajmniej krótkie omówienie losu samych apostołów w pierwszym okresie po rzekomym zmartwychwstaniu ich Mistrza.

Wspomniałem już, że przez kilka pierwszych dni siedzieli przerażeni w zamkniętym wieczerniku, jedynym znanym im budynku w Jerozolimie. Wkrótce okazało się, że nikt ich nie ściga i nie szuka i nic im w gruncie rzeczy nie grozi. Teraz wiemy nawet, że arcykapłani, główni sprawcy zniknięcia ciała Jezusa z grobowca, najbardziej chcieli, by ci wszyscy apostołowie poszli sobie już do swojej Galilei i nie robili zamieszania w stolicy. Jednak plan arcykapłanów, który realizował w tym zakresie "anioł w białej szacie" przy pustym grobowcu, nie w pełni się udał.

Trzeba zaznaczyć, że praktycznie wszystkie ewangelie znacząco się różnią w opisach kolejnych wydarzeń. W Ewangelii Marka, najbardziej wiarygodnej od strony faktograficznej, końcowy jej fragment jest dopisany znacznie później przez nieznanego autora, na pewno nie Marka. Jest to w gruncie rzeczy fałszerstwo, więc wyciąganie z niego wniosków co do przebiegu zdarzeń jest bezsensowne. Jedyna uprawniona uwaga to taka, że komuś ta stosunkowo najbardziej realistyczna praca wydała się zbyt mało "cudowna" czy też "boska" i dlatego dopisano uduchowiające ją fragmenty.

Mateusz w swojej Ewangelii twierdzi jednoznacznie, że po śmierci i zniknięciu ciała Jezusa apostołowie postąpili zgodnie z poleceniem przekazanym przez "anioła" w pustym grobowcu, czyli udali się do Galilei i tam spotkali się i rozmawiali z Jezusem. O powrocie uczniów do Galilei mówi też Jan, ale u niego wcześniej już spotykają i rozmawiają ze zmartwychwstałym Jezusem w Jerozolimie, w wieczerniku. Łukasz w swej pracy i w prawdopodobnie napisanych też przez niego Dziejach Apostolskich przedstawia sprawę inaczej, gdyż twierdzi, że wskazówek co do dalszego postępowania uczniów udzielił im sam zmartwychwstały Jezus.

A podczas wspólnego posiłku kazał im nie odchodzić z Jerozolimy, ale oczekiwać obietnicy Ojca (Dz 1, 4).
 

Można więc powiedzieć, że albo "anioł" coś poplątał, albo "zmartwychwstały Jezus" zmienił zdanie.

W tym miejscu spróbujmy znów wniknąć trochę głębiej w sytuację w jakiej znaleźli się apostołowie, a także - nie zapominajmy o nich - grupa około stu innych osób jakie towarzyszyły Jezusowi w ostatniej podróży do Jerozolimy. Przede wszystkim należy zrozumieć, że oni nie mieli wcale ochoty wracać w rodzinne strony. Przecież w ten sposób przyznawaliby się do porażki, do tego, że postawili na fałszywego Mesjasza, że dali się oszukać, że ich wielkie pragnienie zasiadania na tronach i sądzenia plemion izraelskich było głupie i naiwne. Tam przecież musieliby się tłumaczyć przed wieloma innymi, równie rozczarowanymi i zawiedzionymi zwolennikami Jezusa, dlaczego obiecywane po tylekroć królestwo Boże nie nadeszło. Możliwe, że niektórzy z nich nawet udali się nad Jezioro Tyberiadzkie, ale można być pewnym, że wkrótce pretensje oraz śmiech i drwiny sąsiadów, znajomych i innych mieszkańców, stały się bardzo nieprzyjemne.

Najlepszym wyjściem okazało się trzymanie się nadal razem. Obecnie oni wszyscy, starzy i nowi uczniowie Jezusa Mesjasza znajdowali się w jednakowej sytuacji i nie zagrażali sobie, a przeciwnie, mogli się wspierać. Co więcej teraz mogli nawet wzajemnie przekonywać się, że Jezus wcale nie był fałszywym Mesjaszem, że przecież zmartwychwstał, że niektórzy go widzieli już po śmierci, że rozmawiali z nim.... W dodatku wspólnota, jaką przez kilka lat dotychczas tworzyli, była pod wieloma względami wygodniejsza i ciekawsza od ich wcześniejszego życia, a to też nie było bez znaczenia. Gdy po kilku tygodniach okazało się, że prawie wszyscy nadal chcą być razem, postanowili ustalić nowe reguły tego związku.

Jak to zostało odnotowane w Dziejach Apostolskich, cała grupa liczyła wówczas sto dwadzieścia osób. Jest to liczba bardzo zbliżona do ustalonej przeze mnie wcześniej drogą dedukcji liczby uczniów i innych osób towarzyszących Jezusowi w jego ostatniej drodze do Jerozolimy i traktuję to jako jedno z potwierdzeń słuszności moich wniosków.


Kilka dalszych, istotnych uwag o wspólnocie apostołów, w następnym wpisie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz