wtorek, 10 maja 2016

Srebrniki

Jezus był przerażony. Od początku wiedział, że realizowany od kilku dni skomplikowany plan ratowania życia jest trudny i bardzo ryzykowny, ale dotychczas wydawało się, że wszystko w nim zostało dobrze skalkulowane i że najtrudniejsze momenty już ma za sobą. Dzięki wiernemu Judaszowi i Piłatowi, który chciał mu autentycznie pomóc, jeszcze niedawno jego szanse na szczęśliwy finał wyglądały całkiem obiecująco. Nie przewidział, że arcykapłani zastosują w ostatniej chwili tak prosty i przewrotny jednocześnie manewr, jak wystawienie przeciwko niemu ujawnionego niespodziewanie więźnia Barabasza. Przegrał i teraz pozostała mu już tylko modlitwa do Jahwe oraz wiara, że on może go wciąż uratować, nawet w ostatniej chwili, tak jak to uczynił niegdyś nad urwiskiem w Nazarecie.

Obecnie Jezusem zajęli się legioniści, aby jeszcze na terenie twierdzy Antonia, zgodnie z rzymskimi procedurami, wstępnie przygotować skazańca do ukrzyżowania, które będzie miało miejsce poza miastem. Wraz z nim na wykonanie analogicznego wyroku czekało jeszcze dwóch więźniów. Byli to pospolici przestępcy, wcześniej już osądzeni przez Piłata. Schwytały ich służby rzymskie i przez to nie mieli szansy skorzystania z żydowskiej tradycji paschalnego ułaskawienia.

Arcykapłani Kajfasz i Annasz, po pomyślnym doprowadzeniu do skazania i zagwarantowaniu wykonania egzekucji swego bardzo poważnego przeciwnika, udali się do pałacu, aby odpocząć i zjeść posiłek. Ciężko pracowali tej nocy i od wczesnego poranka, a sprawa jeszcze nie była doprowadzona do końca i musieli przygotować się na ciąg dalszy.

Za nimi, do pałacu arcykapłańskiego, podążył Judasz. Był całkowicie załamany. Z całego zbiorowiska uczestników i świadków dzisiejszego dramatu, on jeden, oprócz Jezusa, w pełni rozumiał sens tego, co się faktycznie wydarzyło i jak wielka i niezwykła tragedia się rozgrywa: Jezus Mesjasz zdecydował oddać się dobrowolnie w ręce wrogów, aby znaleźć ocalenie, a zamiast tego, na własne życzenie, stanął w obliczu niezwykle okrutnej śmierci. Przy tym wszystkim obecnie wygląda, że to właśnie Judasz, najwierniejszy uczeń, stał się głównym sprawcą jego klęski. Wykonywał tylko polecenia Jezusa i wywiązał się z nich wręcz wzorowo, ale kto to zrozumie, gdy już teraz ludzie pokazują go sobie palcami i mówią, że to on zdradził i wydał swego Mistrza.

Całkowicie przybity i zdesperowany Judasz udał się tam, gdzie była jakakolwiek iskierka nadziei, że cokolwiek jeszcze można zmienić. Tylko Kajfasz i Annasz, przy swojej władzy, możliwościach i przebiegłości, mogli jeszcze uratować Jezusa, o ile by zechcieli. Dobijał więc się gwałtownie do bramy ich pałacu, aż wreszcie arcykapłani pojawili się na dziedzińcu, ale nie pozwolili wpuścić go do środka. Wołał więc do nich, że skłamał, że zgrzeszył, że wydał krew niewinną i błagał o łaskę dla swego Mistrza. Usłyszał zaś jedynie: A cóż to nas obchodzi, to twoja sprawa. Wreszcie wykonał beznadziejnie rozpaczliwy gest - rzucił im przez bramę otrzymaną wcześniej od nich sakiewkę srebrnych drachm. Może chociaż dzięki temu ktoś zrozumie, jak wielki dramat się rozgrywa i ulituje się i nad Jezusem i nad nim. Oczywiście wszystko to było całkowicie bezskuteczne - w walce o władzę nie ma żadnych sentymentów czy litości. Arcykapłani nie chcieli nawet dotykać pieniędzy, za które dokonała się zdrada; rozkazali służbie podnieść srebrniki i przeznaczyć je na jałmużnę dla biedaków.  

Judasz odszedł od bramy pałacu; zrozumiał to, co było jasne od początku - nie ma już nadziei. Zjawił się później w pobliżu miejsca straceń i widział z daleka kaźń Jezusa. Nie wytrzymał tego, był zbyt uczciwy, zbyt oddany, zbyt wierny. Oddalił się i w odludnym miejscu popełnił samobójstwo, wieszając się na drzewie. On jedyny ze wszystkich uczniów walczył do końca o swego Mistrza i był jedynym, który nie przeżył jego zgonu i odszedł razem z nim.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz