Zgodnie z rzymskimi
regułami wykonywania kary ukrzyżowania Jezus został najpierw
poddany chłoście. Ten wstęp do zasadniczej egzekucji miał osłabić
skazańca i odebrać mu wolę stawiania oporu w decydującym
momencie. Był to okrutny zabieg, który zastosowany z przesadą,
mógł sam łatwo doprowadzić do śmierci ofiary, ale wówczas za
błąd w sztuce byliby ukarani kaci. Dlatego też biczowanie
wykonywała fachowa, odpowiednio przeszkolona i doświadczona sekcja
oprawców, znajdująca się w składzie kohorty. Ci właśnie
legioniści, na dziedzińcu twierdzy Antonia, przywiązali Jezusa do
słupa, zdarli z niego płaszcz proroka, i wymierzyli około
dwudziestu uderzeń skórzanymi batami flagrum, z
wplecionymi w rzemienie kawałkami metalu.
Wraz z Jezusem, podobnej
procedurze okrutnego przygotowania do jeszcze okrutniejszej śmierci,
poddani zostali dwaj pospolici przestępcy, również przeznaczeni
tego dnia do ukrzyżowania. Tak umęczonym i skrwawionym skazańcom
przytroczono sznurami do grzbietów i ramion belki (patibulum),
które miały stanowić później poziome poprzeczki krzyży.
Następnie cała trójka, w otoczeniu oprawców i eskortującej ich
centurii legionistów, została poprowadzona na miejsce kaźni.
W Jerozolimie egzekucji
ukrzyżowania dokonywano na terenie dawnego kamieniołomu, położonego
poza murami obronnymi w kierunku północno – zachodnim od miasta.
Wydobywano tu niegdyś materiał m. in. do budowy świątyni i
obecnie, z uwagi na biel skał i głębokie wyrobiska, było to
miejsce powszechnie nazywane Czaszką (Golgotą). Stało tam
kilka trwale osadzonych słupów (stipes) i na nich zawieszano
skazańców, wykorzystując bezlitosne drewno, które sami tu
przydźwigali. Miejsce było dosyć przerażające i zazwyczaj nie
gromadziło zbyt wielu widzów, poza bliskimi osobami krzyżowanych
nieszczęśników, oprawcami i strażami. Dzisiaj jednak tłum był
gęsty, a wkrótce przybyli nawet arcykapłani, co było ewenementem.
Wszystkich, także hierarchów, przywiodła ciekawość, czy wreszcie
Mesjasz z Galilei ukaże swą nadludzką moc – jeżeli jest
prawdziwym Synem Bożym, to tu będzie miał ostatnią możliwość,
aby to zademonstrować.
Skazańcy i ich konwój
mieli do przejścia od twierdzy Antonia do Golgoty nie więcej niż
dwa kilometry, ale skatowany Jezus z wielkim trudem dźwigał grubą
poprzeczkę krzyża i zaczął padać pod jej ciężarem. Z tego
powodu, już poza murami miasta, żołnierze przywołali pracującego
w pobliżu rolnika, Szymona z Cyreny, i nakazali mu aby pomógł
Jezusowi donieść belkę na miejsce kaźni.
Było wczesne popołudnie,
gdy konwój dotarł do kamieniołomu Golgota. Tam najpierw podano
skazańcom po kubku wina zmieszanego z gorzką mirrą, co było
dopuszczalnym prawem środkiem, mającym odrobinę ulżyć w
pierwszym okresie męki. Jezus skosztował, ale nie chciał, lub już
nie był w stanie wypić więcej. Wówczas położono go wraz z wciąż
przywiązaną do ramion belką na wznak i dwoma gwoździami przybito
do niej jego dłonie. Następnie patibulum wraz z ciałem
wciągnięto i umocowano linami na stipes tak wysoko, że
Jezus dostawał stopami do przymocowanej do słupa na wysokości
około jednego metra podpórki – ukrzyżowanie było karą pokazową
i cierpiący skazaniec musiał być widoczny całej publiczności.
Zasadniczą rolę
odgrywały tu sznury, które krępowały ramiona z poprzeczną belką,
a gwoździe wbite w dłonie były tylko dodatkowym cierpieniem i w
wielu wypadkach w ogóle nie były używane. Stóp wcale nie
przybijano gwoździami, gdyż na okaleczonych nogach skazaniec nie
mógłby się utrzymywać i ciężar ciała,
zwisającego na przywiązanych rękach, zaciskałby coraz bardziej
zapadającą się klatkę piersiową. W takiej sytuacji śmierć ofiary, wskutek uduszenia,
mogłaby nastąpić zbyt szybko. Możliwość stania przedłużała
mękę (bardziej silni ukrzyżowani mogli konać nawet przez trzy
dni), a o taki efekt chodziło Rzymianom. Zdarzały się sytuacje, że
oprawcy potrzebowali przyspieszyć zgon na krzyżu i wówczas łamano
nieszczęśnikom właśnie nogi, co radykalnie skracało czas
konania.
Obok Jezusa, w
identyczny sposób, przybito i zawieszono na sąsiednich słupach
pozostałych dwóch przestępców.
Przepisy wymagały, aby
informować publicznie jakiej zbrodni dopuścił się
skazaniec, więc żołnierze, jeszcze na terenie twierdzy Antonia,
przygotowali drewnianą deseczkę, na której zapisano powód tak
strasznej kary. Piłat polecił, aby napis dotyczący Jezusa brzmiał: „Król
Żydowski”. Dowiedzieli się o tym arcykapłani i zaprotestowali mówiąc, że
właściwa byłaby treść, iż nie jest to król, ale oszust, który
fałszywie podawał się za króla. W tej jednak sprawie prefekt im
nie ustąpił – przecież oni sami podali mu jako powód
wyroku śmierci właśnie zwrot Król Żydowski. Teraz więc tabliczka z takim
napisem została przybita do słupa powyżej głowy Jezusa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz