poniedziałek, 21 grudnia 2015

Duszpasterz i uzdrowiciel

Dla Jezusa nastał teraz 3-4 letni okres względnej stabilności i pomyślności, czas korzystania z przywilejów bycia uznanym kaznodzieją, nauczycielem (rebe), a zwłaszcza uzdrowicielem. Początkowo prowadził działalność wyłącznie na terenie Kafarnaum, w pobliżu domu Szymona Rybaka, u którego mieszkał. Tu przychodzili ludzie potrzebujący pomocy i ciekawi jego kazań. Wkrótce jednak ilość słuchaczy znacznie zmalała, gdyż dla mieszkańców Kafarnaum stracił już urok nowości - ile razy można słuchać podobnych wystąpień? Zjawisko dotyczyło również uzdrowień, bowiem kto miał być uleczony, to już został, a prawdziwie chorzy z odległych stron, z przyczyn oczywistych, nie mogli przyjść.

Jezus więc, wzorem innych kaznodziei, sam rozpoczął wyprawy do bliższych i dalszych wsi i miasteczek. Towarzyszył mu zawsze Szymon i kilku innych rybaków, którzy zaczęli występować w roli uczniów Mistrza i służyli mu wszelką pomocą w organizacji spotkań. Dobrym pomysłem okazało się wykorzystanie posiadanych przez nich łodzi, aby docierać do osad rozrzuconych na brzegach Genezaretu. Teren do rozwijania działalności był rozległy, bowiem jezioro liczyło wówczas prawie 200 km kw. powierzchni i było otoczone trzema krainami żydowskimi: Galileą, Dekapolem i Bataneą. Ich mieszkańcy, z reguły dosyć ubodzy i mało wykształceni, nie mieli zbyt wielu rozrywek, więc wizyta niezwykłej osoby, jaką w szerokiej opinii publicznej stawał się Jezus, była zawsze dużą atrakcją i ściągała licznych widzów.

Imprezy te miały z reguły podobny przebieg. Jezus stawał w dobrze widocznym miejscu, na wzgórzu lub na łodzi, aby jak najwięcej ludzi widziało go i słyszało i wygłaszał kazania. Ich tematy były analogiczne jak tych wygłoszonych w synagogach w Nazarecie i Kafarnaum: Ewangelia, wezwania do przestrzegania dekalogu, straszenie karami grzeszników, ciekawe przypowieści, itp. Następnie Jezus dokonywał uzdrowień, co wywoływało zawsze wielkie emocje i było punktem kulminacyjnym spotkań. W kolejnym etapie następowało przyjmowanie darów od zebranych, przy czym te bardziej wartościowe były wręczane osobiście Jezusowi. Przy wielkiej ilości ofiarodawców mogło dojść do zamieszania, więc pozostałe datki, w tym zwłaszcza artykuły spożywcze, były zbierane przez uczniów, którzy szli w tłum z koszami i każdy kto chciał wrzucał do nich swój dar. Jeżeli było wśród nich dużo niezbyt trwałej żywności, ryb, owoców, to na koniec organizowano wspólny posiłek z wszystkimi uczestnikami spektaklu. Zdarzało to się często, więc ubodzy ludzie przychodzili nie tylko zobaczyć Jezusa, ale również, aby się najeść.

Wyprawy z reguły przynosiły dosyć duże dochody, ale nie jakieś nadzwyczajne – Galilea była na to zbyt biedną prowincją. Pozostawały one głównie w dyspozycji Jezusa, ale korzystali z nich także uczniowie. Był to dla nich duży awans materialny, a także społeczny, w porównaniu do wcześniejszego życia ubogich rybaków, więc byli bardzo wdzięczni swemu Mistrzowi i otaczali go wielkim szacunkiem. Przy okazji ujawniły się i rozwinęły pewne szczególne cechy osobowości Szymona Rybaka; z racji „odkrycia” i goszczenia w swym domu proroka, poczuł się jego prawą ręką, bardzo ważną postacią w grupie. Jezusowi ten układ odpowiadał, więc to Szymon nadzorował podział darów oraz kierował pozostałymi uczniami i miał z tego dużą satysfakcję.

Wszyscy uczniowie i inne bliskie osoby otaczające wówczas Jezusa byli gorliwymi żydami, a wyróżniało ich jedynie to, że uznawali swego Mistrza za proroka, jednego z wielu w judaizmie. On również w tym czasie nie zaznaczał jakiejkolwiek swojej odrębności, czy niechęci wobec zasadniczego nurtu tej wiary. Zawsze podkreślał, że jest głęboko wierzącym w Jahwe Żydem, przestrzegał wszystkich reguł judaizmu i wymagał tego od innych, chociaż zdarzało się, że dokonywał uzdrowień w szabas. Bez zastrzeżeń uznawał arcykapłanów świątyni jerozolimskiej za przywódców swej religii, i jako przyzwoity jej wyznawca, uczciwie płacił coroczny podatek świątynny za siebie i swoich uczniów.

W tych pierwszych latach co najmniej raz udał się przed świętem paschy do Jerozolimy, aby dokonać tradycyjnego oczyszczenia. Szedł wspólnie z tysiącami innych Galilejczyków i jedynie pilnował się, aby podczas podróży nie spotkać się z rodzonymi braćmi z Nazaretu, z którymi był skłócony, a którzy również uczestniczyli w dorocznej wyprawie do stolicy. Jezus był podczas pielgrzymki zwykłym pątnikiem, na którego nikt nie zwracał większej uwagi. Jeszcze niedawno, w czasie pobytu nad Jordanem, obserwował Jana Chrzciciela i przyszło mu do głowy, że mógłby zostać podobnym prorokiem. Czy w czasie wizyty w Wielkiej Świątyni i na widok arcykapłanów też zaświtała mu myśl, że mógłby zająć ich miejsce, stać się władcą świątyni – trudno powiedzieć, ale nie jest to wykluczone.

Trzeba tu wyraźnie powiedzieć, że w tym pierwszym stadium Jezus był tylko lokalnym duszpasterzem i uzdrowicielem, niewiele odróżniającym się od innych wędrownych kaznodziei. Daleko mu było do sławy Jana Chrzciciela. Jego popularność wzrastała, głównie dzięki nadzwyczaj skutecznym uzdrowieniom, ale nie był to proces szybki i początkowo ograniczał się przede wszystkim do Galilei. Pewien problem był m. in. w tym, że Galilejczycy byli traktowani przez innych Żydów, zwłaszcza zamieszkałych w centrum Palestyny (Judea z Jerozolimą), jako ludzie nadzwyczaj prymitywni, prostaccy, tępi i bardzo popularne było wówczas powiedzenie: Jeszcze nigdy nic dobrego z Galilei nie przyszło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz