Po
pełnym niezwykłych zdarzeń dniu Szymon Rybak zaprosił Jezusa, by
zatrzymał się w jego domu na dłużej. Goszczenie tak interesującej
postaci było zaszczytem, dodawało splendoru, a Szymon czuł się
swoistym „odkrywcą” tego mędrca i uzdrowiciela.
Jezus
oczywiście skorzystał z zaproszenia, ale pierwsza noc w Kafarnaum
okazała się trudna. Przez ostatnie dwa dni wydarzyło się tak
dużo, tak różne i gwałtowne emocje przeżywał w krótkim czasie,
że mimo dużego zmęczenia nie mógł zasnąć. Dzień wcześniej
omal nie został zabity, wygnano go z rodzinnego miasta, znalazł się
na dnie. Dzisiaj potraktowano go jak proroka, otoczono szacunkiem,
proszono o jego łaskę, goszczono, zapraszano. Okazało się też,
że ma zdolności uzdrawiania ludzi, czego sam się nie spodziewał.
Musiał to wszystko jakoś ogarnąć, uporządkować, i zdecydować
się co dalej robić. W domu Szymona wszyscy już zasnęli, ale Jezusa
wciąż dręczyły dylematy.
Nad
ranem, gdy zaczęło świtać, wyszedł na zewnątrz i skierował się
na kamieniste, pustynne tereny za miastem. Chciał tam w samotności
pomodlić się, porozmawiać z Bogiem i wszystko jeszcze raz
przemyśleć.
Jasno
uświadamiał sobie teraz jak wielki błąd popełnił w czasie
swojego pierwszego wystąpienia w Nazarecie. Nie będziesz
prorokiem we własnym domu – ta mądrość już na zawsze
zapadła mu w pamięć. Nikt kto cię zna od dziecka, kto widział
twoje psoty, błędy, kto cię karcił, uczył, napominał, kto
widział cię w codziennych, prozaicznych czynnościach, nigdy nie
potraktuje cię jako kogoś wyjątkowego, naznaczonego przez Boga.
Było to też wskazanie na przyszłość – jeżeli chce, by go
traktowano jak proroka, to nie może dopuszczać do zbyt bliskiej
poufałości ludzi, którzy będą go otaczali. Lepiej niech za dużo
nie widzą, nie wiedzą i nie rozumieją.
Teraz
w Kafarnaum naprawił ten swój pierwszy błąd i wiedział już, że
droga do zostania prorokiem stoi przed nim otwarta, a właściwie to
już na nią wstąpił. Zaczął też uświadamiać sobie, że
najlepszą jego publicznością będą ludzie biedni, możliwie
prości, mało wykształceni, niezbyt dociekliwi, ufni i głęboko
wierzący. A więc musi wśród nich pozostać, wśród rybaków,
rolników, zwykłych ludzi zamieszkujących okolice Genezaretu, a
Kafarnaum jest całkiem dobrym miejscem, aby zatrzymać się w nim na
stałe.
Najtrudniejszym
problemem było zrozumienie, co się stało, że znalazł w sobie
jakąś siłę, aby uzdrawiać ludzi. Wiedział, że nic nie dzieje
się bez woli Boga, i tylko on ma władzę uzdrawiania, ale to jednak
on, Jezus, został wskazany jako jego pośrednik, został wybrany.
Już wcześniej wierzył, że to interwencja Najwyższego uratowała
go od bliskiej śmierci w Nazarecie, a teraz otrzymał kolejne
potwierdzenie, że został obdarzony szczególną łaską boską.
Więc oprócz nauczania i głoszenia Ewangelii tak jak Jan, właśnie
uzdrowienia muszą stać się jedną z najważniejszych jego
praktyk wśród ludu. Wywołują one wielkie wrażenie, od razu
stawiają go w roli boskiego wybrańca, a zapotrzebowanie na nie
nigdy nie zmaleje. Co jednak będzie gdy Jahwe odmówi przywrócenia
komuś zdrowia, albo gdy przyjdą z prośbą jacyś niewierni? Jest
tu wyjście: w takiej sytuacji trzeba ludziom wyraźnie mówić:
Jeżeli prawdziwie wierzycie, to będziecie uzdrowieni. Łaski
dostąpią jedynie ci, którzy głęboko zaufali Bogu, a jeżeli nie
zaufali wystarczająco, to niech nie mają pretensji do uzdrowiciela.
Przekonanie
Jezusa, że to Jahwe pomaga jemu (czy też on Jahwe) w przywracaniu
zdrowia sprawiło, że w przyszłości wszystkich uzdrowień
dokonywał z wielką pewnością siebie, z głębokim
przeświadczeniem, że będzie skuteczny. To jego przekonanie było
bardzo dobrze wyczuwana przez zgłaszających się chorych i
wzmacniało uzyskiwane efekty. Były one przecież oparte właśnie
na wierze w moc uzdrowiciela i wynikających z tego bardzo silnych
przeżyć duchowych potrzebujących osób.
Na
ten moment przemyśleń na pustyni trzeba zwrócić duża uwagę,
bowiem tu tkwi też źródło wielkiej charyzmy Jezusa. Charyzmy,
która pozwoliła mu gromadzić wokół siebie wielu ludzi, być ich
idolem, narzucać swą wolę, przewodzić im. Chodzi o to, iż Jezus
sam autentycznie uwierzył, że jest wybrańcem bożym. Oczywiście
nie jako Syn Boży, Zbawiciel czy Mesjasz – wiedział przecież, że
takiej mocy nie ma - ale był jednak przekonany, że Bóg sprzyja
właśnie jemu. Wpłynęło to bardzo korzystnie na jego działalność
uzdrowicielską, ale nie tylko. Z tego samego powodu w przyszłości
podjął się bardzo ryzykownych, niebezpiecznych przedsięwzięć
politycznych – przecież Jahwe nieustannie nad nim czuwa, więc i
tak nic złego nie może mu się stać. Ta wiara Jezusa znalazła
swój spektakularny i tragiczny wyraz po wielu latach, gdy w chwili
śmierci na krzyżu wypowiedział ostatnie słowa: Boże mój,
Boże mój, czemuś Mnie opuścił?
Teraz
jednak wszystko zaczynało układać się nadspodziewanie pomyślnie
i Jezus już wiedział, że jego wielkie pragnienie zostania
prorokiem właśnie się spełnia.
O
poranku w domu Szymona Rybaka wszyscy byli mocno zaniepokojeni. Nikt
nie wiedział, gdzie w nocy zniknął ich nadzwyczajny i tajemniczy
gość. Energiczny Szymon zaraz zarządził poszukiwania i po jakimś
czasie, na czele innych rybaków, znalazł go na pustyni, pogrążonego
w modlitwie.
Jezus
miał już wszystko przemyślane i zdecydowane, dlatego był
spokojny. Teraz więc z pełnym przekonaniem oznajmił im, że jest
prawdziwym prorokiem i będzie wszystkim głosił Ewangelię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz