niedziela, 13 grudnia 2015

Rozmyślania na pustyni



Po pełnym niezwykłych zdarzeń dniu Szymon Rybak zaprosił Jezusa, by zatrzymał się w jego domu na dłużej. Goszczenie tak interesującej postaci było zaszczytem, dodawało splendoru, a Szymon czuł się swoistym „odkrywcą” tego mędrca i uzdrowiciela.

Jezus oczywiście skorzystał z zaproszenia, ale pierwsza noc w Kafarnaum okazała się trudna. Przez ostatnie dwa dni wydarzyło się tak dużo, tak różne i gwałtowne emocje przeżywał w krótkim czasie, że mimo dużego zmęczenia nie mógł zasnąć. Dzień wcześniej omal nie został zabity, wygnano go z rodzinnego miasta, znalazł się na dnie. Dzisiaj potraktowano go jak proroka, otoczono szacunkiem, proszono o jego łaskę, goszczono, zapraszano. Okazało się też, że ma zdolności uzdrawiania ludzi, czego sam się nie spodziewał. Musiał to wszystko jakoś ogarnąć, uporządkować, i zdecydować się co dalej robić. W domu Szymona wszyscy już zasnęli, ale Jezusa wciąż dręczyły dylematy. 

Nad ranem, gdy zaczęło świtać, wyszedł na zewnątrz i skierował się na kamieniste, pustynne tereny za miastem. Chciał tam w samotności pomodlić się, porozmawiać z Bogiem i wszystko jeszcze raz przemyśleć. 

Jasno uświadamiał sobie teraz jak wielki błąd popełnił w czasie swojego pierwszego wystąpienia w Nazarecie. Nie będziesz prorokiem we własnym domu – ta mądrość już na zawsze zapadła mu w pamięć. Nikt kto cię zna od dziecka, kto widział twoje psoty, błędy, kto cię karcił, uczył, napominał, kto widział cię w codziennych, prozaicznych czynnościach, nigdy nie potraktuje cię jako kogoś wyjątkowego, naznaczonego przez Boga. Było to też wskazanie na przyszłość – jeżeli chce, by go traktowano jak proroka, to nie może dopuszczać do zbyt bliskiej poufałości ludzi, którzy będą go otaczali. Lepiej niech za dużo nie widzą, nie wiedzą i nie rozumieją. 

Teraz w Kafarnaum naprawił ten swój pierwszy błąd i wiedział już, że droga do zostania prorokiem stoi przed nim otwarta, a właściwie to już na nią wstąpił. Zaczął też uświadamiać sobie, że najlepszą jego publicznością będą ludzie biedni, możliwie prości, mało wykształceni, niezbyt dociekliwi, ufni i głęboko wierzący. A więc musi wśród nich pozostać, wśród rybaków, rolników, zwykłych ludzi zamieszkujących okolice Genezaretu, a Kafarnaum jest całkiem dobrym miejscem, aby zatrzymać się w nim na stałe. 

Najtrudniejszym problemem było zrozumienie, co się stało, że znalazł w sobie jakąś siłę, aby uzdrawiać ludzi. Wiedział, że nic nie dzieje się bez woli Boga, i tylko on ma władzę uzdrawiania, ale to jednak on, Jezus, został wskazany jako jego pośrednik, został wybrany. Już wcześniej wierzył, że to interwencja Najwyższego uratowała go od bliskiej śmierci w Nazarecie, a teraz otrzymał kolejne potwierdzenie, że został obdarzony szczególną łaską boską. Więc oprócz nauczania i głoszenia Ewangelii tak jak Jan, właśnie uzdrowienia muszą stać się jedną z najważniejszych jego praktyk wśród ludu. Wywołują one wielkie wrażenie, od razu stawiają go w roli boskiego wybrańca, a zapotrzebowanie na nie nigdy nie zmaleje. Co jednak będzie gdy Jahwe odmówi przywrócenia komuś zdrowia, albo gdy przyjdą z prośbą jacyś niewierni? Jest tu wyjście: w takiej sytuacji trzeba ludziom wyraźnie mówić: Jeżeli prawdziwie wierzycie, to będziecie uzdrowieni. Łaski dostąpią jedynie ci, którzy głęboko zaufali Bogu, a jeżeli nie zaufali wystarczająco, to niech nie mają pretensji do uzdrowiciela.

Przekonanie Jezusa, że to Jahwe pomaga jemu (czy też on Jahwe) w przywracaniu zdrowia sprawiło, że w przyszłości wszystkich uzdrowień dokonywał z wielką pewnością siebie, z głębokim przeświadczeniem, że będzie skuteczny. To jego przekonanie było bardzo dobrze wyczuwana przez zgłaszających się chorych i wzmacniało uzyskiwane efekty. Były one przecież oparte właśnie na wierze w moc uzdrowiciela i wynikających z tego bardzo silnych przeżyć duchowych potrzebujących osób. 

Na ten moment przemyśleń na pustyni trzeba zwrócić duża uwagę, bowiem tu tkwi też źródło wielkiej charyzmy Jezusa. Charyzmy, która pozwoliła mu gromadzić wokół siebie wielu ludzi, być ich idolem, narzucać swą wolę, przewodzić im. Chodzi o to, iż Jezus sam autentycznie uwierzył, że jest wybrańcem bożym. Oczywiście nie jako Syn Boży, Zbawiciel czy Mesjasz – wiedział przecież, że takiej mocy nie ma - ale był jednak przekonany, że Bóg sprzyja właśnie jemu. Wpłynęło to bardzo korzystnie na jego działalność uzdrowicielską, ale nie tylko. Z tego samego powodu w przyszłości podjął się bardzo ryzykownych, niebezpiecznych przedsięwzięć politycznych – przecież Jahwe nieustannie nad nim czuwa, więc i tak nic złego nie może mu się stać. Ta wiara Jezusa znalazła swój spektakularny i tragiczny wyraz po wielu latach, gdy w chwili śmierci na krzyżu wypowiedział ostatnie słowa: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?

Teraz jednak wszystko zaczynało układać się nadspodziewanie pomyślnie i Jezus już wiedział, że jego wielkie pragnienie zostania prorokiem właśnie się spełnia.

O poranku w domu Szymona Rybaka wszyscy byli mocno zaniepokojeni. Nikt nie wiedział, gdzie w nocy zniknął ich nadzwyczajny i tajemniczy gość. Energiczny Szymon zaraz zarządził poszukiwania i po jakimś czasie, na czele innych rybaków, znalazł go na pustyni, pogrążonego w modlitwie.

Jezus miał już wszystko przemyślane i zdecydowane, dlatego był spokojny. Teraz więc z pełnym przekonaniem oznajmił im, że jest prawdziwym prorokiem i będzie wszystkim głosił Ewangelię.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz