Pierwsze
dni nauczania i uzdrawiania w Kafarnaum były nadzwyczaj podniecające
i radosne. Ta uboga mieścina nigdy nie miała u siebie tak
interesującej postaci, więc wszyscy mieszkańcy otoczyli Jezusa
podziwem i szacunkiem. Całymi gromadami zjawiali się, aby na własne
oczy zobaczyć proroka i jego uzdrowienia oraz słuchać głoszonych
nauk. Jednocześnie z bliższych i dalszych wiosek zaczęli
przychodzić ludzie z różnymi problemami zdrowotnymi, więc pod
domem Szymona Rybaka nieustannie tłoczyło się wielu ciekawskich i
potrzebujących.
Jezus,
teraz już całkowicie pewny swych możliwości, okazywał się
bardzo skuteczny w przywracaniu zdrowia. Chorzy i cierpiący, z
reguły nadzwyczaj podekscytowani, klękali przed nim, a on nakładał
na nich ręce, modlił się i w podniosły sposób błogosławił.
Wspaniałe efekty były natychmiast widoczne, bo ogłaszali je
radośnie sami pacjenci, a każde takie uzdrowienie dodatkowo
wzmacniało wiarę patrzących w moc Jezusa i co za tym
idzie jego efektywność.
W
całej biednej i zacofanej Galilei nie brakowało kaznodziei i
nawiedzonych proroków, jak również zawodowych uzdrawiaczy
(zaklinaczy, znachorów, szeptunów, guślarzy, itp – dobrze
znanych też w dzisiejszych czasach np. jako bioenergoterapeuci). Ich
jedynym źródłem utrzymania były dary, jałmużny, ofiary oraz
gościnności osób doceniających ich niezwykłość i mądrość albo wdzięcznych za ulgę w cierpieniu. Ludzie, którzy do nich
przychodzili doskonale zdawali sobie z tego sprawę i ofiarowywanie
datków było normalną praktyką.
Jezus,
chociaż wcześniej tego nie planował, w wyniku splotu okoliczności
połączył funkcję kaznodziei i skutecznego uzdrawiacza i od
razu pojawiły się korzyści związane z rosnącą popularnością. Wielu ludzi zaczęło przynosić mu różne dary, jedzenie,
cenne przedmioty, nawet pieniądze, zapraszać na posiłki i uczty. Korzystał z tych dóbr nie tylko
on, ale także Szymon z rodziną oraz inne bliskie im osoby. Ubodzy
rybacy byli tym trochę zaskoczeni, ale i zachwyceni - zaopiekowanie
się prorokiem okazało się bardzo opłacalną inwestycją.
Wieść
o działalności Jezusa w Kafarnaum obiegła błyskawicznie całą
okolicę i wkrótce dotarła też do rodzinnego Nazaretu. Tam
odebrano ją z dużym zdziwieniem – jakże to, kilka dni temu za
swoje pseudo-proroctwa o mało co nie stracił życia, a teraz znów
próbuje, on chyba oszalał! Maria, gdy usłyszała o tym, wpadła w
panikę. Niedawno cudem wybłagała rabinów i starszyznę
nazaretańską, by darowali życie synowi, a on teraz znów się
naraża, chce aby go zabili w innym mieście. Wezwała pozostałych
czterech synów i jak najszybciej ruszyła z nimi do Kafarnaum, aby
ratować Jezusa przed śmiercią; bardzo się
bała, że nie zdąży, więc wytężała krok, dobywała wszystkich
sił.
Po
dotarciu do Kafarnaum z wielką ulgą dowiedziała się, że jej
najstarszy syn jest jeszcze wśród żywych. Mało tego, okazało
się, że nie tylko nic mu nie grozi, a przeciwnie, powodzi mu się
wręcz doskonale. Stała więc z pozostałymi synami w tłumie
zebranym przed domem Szymona Rybaka i z ogromnym zdziwieniem
słuchała, że wszyscy mówią o Jezusie jako o wielkim nauczycielu,
proroku, wspaniałym uzdrowicielu i nawet cudotwórcy, który potrafi wyganiać z ludzi złe duchy. Nie mogła w to
uwierzyć, poprosiła aby przekazano synowi, że przyszła jego matka
z braćmi i chce się z nim zobaczyć, porozmawiać.
Przebywający
w domu Jezus, otoczony zachwyconymi rybakami, przeżywał wciąż
chwile uniesienia i bardzo się cieszył ze spełnienia marzeń.
Pamiętał jednak doskonale niedawną klęskę w Nazarecie, dzięki
której zaczął pojmować skryte dla innych prawidła funkcjonowania
w roli proroka - nie można być dla otoczenia zwykłym człowiekiem, pokazywać swej ludzkiej strony,
ze słabościami, niedoskonałościami, defektami. Gdy obserwował Chrzciciela i
uczył się od niego, wówczas tego nie dostrzegał i nie rozumiał; musiał doświadczyć wszystkiego dopiero na własnej skórze. Obecnie był świadomy, że jest
na początku drogi, i że w tym momencie wizyta matki i braci może
mu tylko zaszkodzić w budowie wizerunku proroka. Jeszcze niedawno
dochodziło między nimi do ostrych sprzeczek, nawet kłótni. Jak by
to teraz wyglądało, gdyby matka publicznie na niego nakrzyczała,
że jej nie słuchał i o mało nie zginął. Co pomyślą ludzie jeżeli matka zarzuci mu, że
nie przykłada się do pracy, że zajmuje się nie wiadomo czym, nie
żeni się i gdzieś się wyprawia. I gdyby jeszcze bracia się do
niej przyłączyli. Taka awantura, na oczach wszystkich ufających mu
jako prorokowi i uzdrowicielowi, byłaby potężnym ciosem, nie
wiadomo czy do odwrócenia. Nie wolno było do tego dopuścić.
Gdy
Jezusowi powiedziano, że właśnie dotarła tu jego rodzina z
Nazaretu, wykazał się bystrością i refleksem, które pomogą mu
też później w wielu trudnych sytuacjach. Spytał: „Któż jest
moją matką i braćmi?”, wskazał na otaczających go rybaków i
rzekł: „Oto są moi bracia i moja matka” i odmówił widzenia
się.
Maria
nie spotkała się z synem, ale o to więcej już się specjalnie nie
starała. Byli nadal pokłóceni, nic tu nie uległo zmianie, a
odmowa zobaczenia się z nią, nawet jeszcze ten konflikt utrwaliła,
ale to było teraz nieistotne. Z punktu widzenia matki najważniejsze
było, że Jezus żyje i nic mu nie grozi; mogła już całkiem
spokojnie wrócić do Nazaretu z pozostałymi synami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz