wtorek, 8 grudnia 2015

Pierwsze uzdrowienia w Kafarnaum


Szedł spiesznie i bezustannie, aby jak najszybciej znaleźć się w bezpiecznej odległości od Nazaretu. Późną nocą dotarł nad Jezioro Genezaret (Morze Tyberiadzkie lub też Galilejskie) i po krótkim odpoczynku ruszył jego brzegiem dalej, w kierunku północnym. Był skrajnie przybity. Niedawno groziła mu gwałtowna śmierć, stracił dom, majątek, rodzinę, przyjaciół i znajomych. Wielka nadzieja zostania prorokiem, zdobycia sławy, poważania, zaszczytów, skończyła się całkowitą porażką, a dobrze chociaż, że nie tragedią. I to była jedyna pociecha i nadzieja – jednak Bóg nie dopuścił do jego śmierci. 

Szedł teraz i zastanawiał się, gdzie popełnił błąd. Przecież Chrzciciela za jego kazania wszyscy wielbili, a on wystąpił i przemówił dokładnie tak samo, ale spotkało go coś całkowicie przeciwnego. Dlaczego? Jeszcze nie potrafił znaleźć na to pytanie odpowiedzi, chociaż trochę zaczynał pojmować. Na razie pilniejszym problemem było, co robić dalej? Szedł bezdomny, zmęczony, głodny, samotny, nie miał nic, ale jego uparty charakter nie potrafił pogodzić się z klęską. Zrodzona jeszcze nad Jordanem myśl, że może być prorokiem, tkwiła w nim już bardzo głęboko. Przecież to niemożliwe, żeby aż tak się pomylił. Gdzieś popełnił błąd, to fakt, ale może można go naprawić, może trzeba spróbować jeszcze raz, może jakoś trochę inaczej? Teraz właściwie nie miał już nic do stracenia.

Rankiem dotarł do Kafarnaum, nadbrzeżnego miasteczka rybaków i rolników, nie większego niż odległy o około 35 km Nazaret. Przy wyciągniętych na brzeg łodziach spotkał rybaków naprawiający sieci przed wypłynięciem na połów. Byli to bracia Szymon i Andrzej oraz ich kuzyni, również bracia Jakub i Jan. Pierwszy pozdrowił go Szymon, spytał kim jest i co go tu sprowadza. To co miał mu Jezus odpowiedzieć, czy miał się przyznać, że jest wygnanym z rodzinnego miasta banitą, bezdomnym biedakiem, czy miał zacząć żebrać?

Z wielką mocą, wręcz z desperacją powiedział, że prowadzi go Jahwe i jest posłany, aby głosić jego przykazania. Musi wszystkich wzywać, aby się opamiętali, nawrócili do Boga, zerwali z grzechem i zaczęli odprawiać pokutę, bowiem bliski jest czas nadejścia Mesjasza i czas kary. Mówił wciąż takie natchnione słowa, a prości, niewykształceni rybacy, byli coraz bardziej zaskoczeni i wystraszeni. Nigdy wcześniej kogoś podobnego nie spotkali i nie słyszeli. Nawet ze swoimi rabinami nie mieli wiele do czynienia, a ten dziwny nieznajomy wydał im się kimś znacznie większym, ważniejszym, niesamowitym. Oszołomieni nie wiedzieli co robić, aż Szymon zaproponował, aby udać się do miejscowej synagogi. Z wielkim szacunkiem poprowadzili go przez miasto, a dołączali do nich inni zaintrygowani mieszkańcy Kafarnaum.

Rabini, miejscowa starszyzna i wszyscy zebrani w synagodze, byli bardzo zaciekawieni dziwnym przybyszem, o którym już wiedziano, że jest Jezusem z Nazaretu, ale nic więcej. Pozwolono mu przemówić. Jego wystąpienie nie różniło się od tego w synagodze nazaretańskiej, tyle że tu nikogo personalnie nie atakował, bo nikogo nie znał. Wkrótce okazało się, że teraz słowa Jezusa robiły na słuchaczach całkiem inne wrażenie niż poprzedniego dnia. Zdziwienie, niepewność, później pokora i nawet strach, a wreszcie podziw dla podniosłych zdań o Bogu, Mesjaszu, czasie sądu, karaniu za grzechy itp. ogarnęły wszystkich słuchaczy – kto bowiem wie, kim naprawdę jest ten młody człowiek, mówiący tak zdecydowanie, z taką pewnością; a może on ma prawo tak mówić, może rzeczywiście jest posłany przez Boga?
 
Wśród słuchaczy był człowiek z dewiacjami psychicznymi, krzykliwy i nieopanowany, traktowany przez wszystkich jako opętany przez złe duchy. Kazanie Jezusa zrobiło na nim wielkie wrażenie, zaczął głośno wołać, że to jest Święty Boży i dalej krzyczał na cały głos niezrozumiałe słowa. Jezus kazał mu zamilknąć, a on wówczas nagle ucichł i uspokoił się. Ten moment wprowadził obecnych w jeszcze większy zachwyt. Wszyscy uznali, że stali się świadkami cudu – na ich oczach Jezus wygonił z opętanego złe duchy. Wkrótce o tym zdarzeniu opowiadano w całym miasteczku i jeszcze dalej.

Szymon Rybak dumny, że to on pierwszy rozpoznał i przyprowadził do synagogi tak niezwykłego człowieka, cudotwórcę, zabrał Jezusa do swego domu. Oprócz żony mieszkała tam jego teściowa, ale była chora i od dawna nie wstawała z łóżka. Gdy Jezus z Szymonem wszedł do domu, a razem z nimi inni rybacy i jeszcze jacyś ciekawscy znajomi, teściowa niespodziewanie wstała i zaczęła pomagać w przygotowaniu posiłku. To nadzwyczajne uzdrowienie świadkowie potraktowali jako kolejny cud uczyniony przez Jezusa i dowód, że wcześniejsze też nie było przypadkowe. Wkrótce więc wieść o nowym uzdrowieniu wzmogła pierwszą sensację i teraz już wszyscy mieszkańcy Kafarnaum wiedzieli, że w ich mieście pojawił się wielki cudotwórca.

Rozchodzące się gwałtownie informacje wywołały naturalną reakcję. Jeszcze tego samego dnia przed domem Szymona pojawiło się kilku innych chorych i potrzebujący pomocy, a każdy z wielkimi nadziejami. Jezus nie mógł ich zawieść. Wyszedł do nich, dotykał ręką, błogosławił, modlił się, a oni zachwyceni głośno obwieszczali, że wyzdrowieli, że czują się znacznie lepiej, że bóle ustały.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz