środa, 20 kwietnia 2016

Kto mieczem wojuje


Judasz kolejny raz się okazał najlepszym, najbystrzejszym i najwierniejszym uczniem swego Mistrza. Załatwił wręcz doskonale wszystko to, co ustalili razem z Jezusem poprzedniej nocy. Dotarł do arcykapłanów, zaoferował im swą zdradę za pieniądze i te pieniądze otrzymał. Uzasadnił, że trzeba działać szybko, natychmiast, i przekonał, że przy jego pomocy cała operacja zatrzymania Jezusa przebiegnie bez żadnych problemów. Po wysłuchaniu go arcykapłani naradzili się i wydali rozkaz dowódcy straży świątynnej, Malchosowi, aby wziął swój oddział i niezwłocznie poszedł razem z Judaszem, a on zaprowadzi do miejsca, w którym tej nocy przebywa Jezus z Galilei, zwany Mesjaszem. Mają go aresztować i dostarczyć żywego do pałacu Kajfasza, gdzie będzie później osądzony. Polecili też Malchosowi, aby on i jego ludzie respektowali wszystko, czego Judasz będzie wymagał od nich przy tej akcji, a dzięki temu powinna ona odbyć się bez ofiar i komplikacji.

Było już dużo po północy, gdy Judasz przyprowadził świątynny oddział do ogrodu Getsemani. W świetle pochodni zobaczył Jezusa z uczniami i nakazał strażnikom, aby się jeszcze wstrzymali. On zaraz sprawdzi, czy nie ma tu jakichś niespodziewanych zagrożeń i wtedy da im znak.

Sam podszedł do czekającego Jezusa, objął go, powiedział głośno: Rabi, a następnie przybliżył głowę i szepnął mu do ucha: Mistrzu, wszystko jest w porządku, mają rozkaz cię aresztować i doprowadzić żywego do pałacu. Tam postawią cię przed sanhedrynem, który odbędzie nad tobą sąd.

Wszystkim się wydawało, że Judasz ucałował swego Mistrza, ale ogromnie się mylili, i wówczas, i przez dwa kolejne tysiąclecia. Bardzo inteligentny Judasz znalazł po prostu doskonały sposób, aby przekazać całkowicie poufnie, chociaż na oczach dziesiątków świadków, najważniejszą informację, której potrzebował Jezus tej nocy i dzięki której mógł odetchnąć - jak dotychczas jego niezwykła operacja ratowania się przed wyrokiem śmierci układała się całkowicie zgodnie z założeniami i można było spokojnie dać się aresztować.

W tym czasie Szymon Piotr uświadomił sobie, że strażnicy świątynni przyszli zrobić krzywdę Jezusowi i przypomniał jego niedawne słowa, że będą potrzebne miecze. Zrozumiał więc, że właśnie teraz trzeba ich użyć. Zaatakował dowódcę strażników Malchosa i zranił go w ucho. Widząc to Jezus przestraszył się – w obecnej sytuacji żadna awantura, tym bardziej zbrojna, nie była mu absolutnie potrzebna. Zakrzyknął więc, by natychmiast przestali, bo kto mieczem wojuje, od miecza ginie i nawet zaczął pomagać zranionemu. Jego zdecydowana postawa nie dopuściła do dalszych utarczek i całkowicie obezwładniła uczniów – ich Mistrz, jak widać, chce dobrowolnie oddać się w ręce wrogów, więc co oni mogą zrobić?

Teraz, na skinienie Judasza, strażnicy pochwycili Jezusa i związali mu ręce, a następnie otoczyli gromadą i poprowadzili w stronę Jerozolimy. Patrząc na nich Judasz nie wytrzymał i zawołał: „i prowadźcie go ostrożnie” - wciąż dbał, by jego ukochanego Mistrza nie spotkała jakaś krzywda.

Pozostawieni sobie uczniowie wiedzieli co robić. Tak jak im  zalecił Jezus, rozproszyli się, i pojedynczo, lub małymi grupami, również skierowali do miasta. Świtało już, a oni wiedzieli, że mają tego ranka dotrzeć na dziedziniec świątynny i być świadkami tego, co tam się wydarzy. Pamiętali też, że aby się znaleźć wewnątrz murów, w żadnym wypadku nie mogą przyznawać się, iż należą do grupy uczniów Mesjasza z Galilei - on bardzo wyraźnie im to nakazał, a oni byli mu posłuszni.

Szymon Piotr, który czuł się odpowiedzialny za bezpieczeństwo Jezusa, stał teraz całkowicie zdezorientowany. Był jednak na tyle ambitny i uparty, że postanowił dotrzeć gdzieś w pobliże Mesjasza, by może jakoś mu pomóc, być pod ręką. On wciąż chciał zasłużyć się jako jego najpilniejszy uczeń. Bardzo rozsądnie dołączył w tym momencie do Łazarza. Uznał, że ten wychowany w Jerozolimie młody człowiek najlepiej wie, dokąd należy się obecnie udać. I Łazarz nie zawiódł go; doprowadził do pałacu arcykapłanów, a następnie, dzięki swym znajomościom z ludźmi trzymającymi wartę, pomógł wejść przez strzeżoną bramę na pałacowe podwórze.

Łazarz udał się teraz do pałacu, gdzie zbierali się już członkowie sanhedrynu. Musiał pilnie przekazać Józefowi z Arymatei i Nikodemowi informację, że aresztowanie odbyło się bez problemów, a Jezus nie stawiał oporu – mogło to się przydać jako argument w późniejszej kwestii ułaskawienia więźnia.

W pałacu arcykapłańskim znajdował się również doprowadzony tam Jezus i spokojnie oczekiwał na swój proces. Był w tym momencie nawet zadowolony, że wszystko toczy się tak jak przewidział i jak zaplanował. Miał coraz bardziej uzasadnione nadzieje, że dzięki swemu niezwykle inteligentnemu fortelowi niedługo zostanie ułaskawiony i to przy udziale samych arcykapłanów, dybiących dotychczas na jego życie. Jeszcze nie podejrzewał, że arcykapłani doskonale odczytywali wszystkie jego zakamuflowane posunięcia i przygotowali jeszcze bardziej przemyślany i wyrafinowany  podstęp. Kto mieczem wojuje, od miecza ginie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz