Judasz
kolejny raz się okazał najlepszym, najbystrzejszym i
najwierniejszym uczniem swego Mistrza. Załatwił wręcz doskonale
wszystko to, co ustalili razem z Jezusem poprzedniej nocy. Dotarł do
arcykapłanów, zaoferował im swą zdradę za pieniądze i te
pieniądze otrzymał. Uzasadnił, że trzeba działać szybko,
natychmiast, i przekonał, że przy jego pomocy cała operacja
zatrzymania Jezusa przebiegnie bez żadnych problemów. Po wysłuchaniu go arcykapłani naradzili się i wydali rozkaz dowódcy straży świątynnej, Malchosowi,
aby wziął swój oddział i niezwłocznie poszedł razem z Judaszem, a on zaprowadzi do miejsca, w którym tej nocy przebywa Jezus z Galilei, zwany Mesjaszem. Mają go aresztować i dostarczyć żywego do pałacu Kajfasza,
gdzie będzie później osądzony. Polecili też Malchosowi, aby
on i jego ludzie respektowali wszystko, czego Judasz będzie wymagał
od nich przy tej akcji, a dzięki temu powinna ona odbyć się bez
ofiar i komplikacji.
Było
już dużo po północy, gdy Judasz przyprowadził świątynny
oddział do ogrodu Getsemani. W świetle pochodni zobaczył Jezusa z
uczniami i nakazał strażnikom, aby się jeszcze wstrzymali. On
zaraz sprawdzi, czy nie ma tu jakichś niespodziewanych zagrożeń i
wtedy da im znak.
Sam
podszedł do czekającego Jezusa, objął go, powiedział głośno:
Rabi, a następnie przybliżył
głowę i szepnął mu do ucha: Mistrzu, wszystko jest w
porządku, mają rozkaz cię aresztować i doprowadzić żywego do
pałacu. Tam postawią cię przed sanhedrynem, który odbędzie nad
tobą sąd.
Wszystkim
się wydawało, że Judasz ucałował swego Mistrza, ale ogromnie się
mylili, i wówczas, i przez dwa kolejne tysiąclecia. Bardzo inteligentny Judasz znalazł po prostu doskonały
sposób, aby przekazać całkowicie poufnie, chociaż na oczach
dziesiątków świadków, najważniejszą informację, której
potrzebował Jezus tej nocy i dzięki której mógł odetchnąć -
jak dotychczas jego niezwykła operacja ratowania się przed wyrokiem
śmierci układała się całkowicie zgodnie z założeniami i można
było spokojnie dać się aresztować.
W
tym czasie Szymon Piotr uświadomił sobie, że strażnicy świątynni
przyszli zrobić krzywdę Jezusowi i przypomniał jego niedawne
słowa, że będą potrzebne miecze. Zrozumiał więc, że właśnie
teraz trzeba ich użyć. Zaatakował dowódcę strażników
Malchosa i zranił go w ucho. Widząc to Jezus przestraszył się –
w obecnej sytuacji żadna awantura, tym bardziej zbrojna, nie była mu absolutnie
potrzebna. Zakrzyknął więc, by natychmiast przestali, bo kto
mieczem wojuje, od miecza ginie i
nawet zaczął pomagać zranionemu. Jego zdecydowana postawa nie
dopuściła do dalszych utarczek i całkowicie obezwładniła uczniów
– ich Mistrz, jak widać, chce dobrowolnie oddać się w ręce
wrogów, więc co oni mogą zrobić?
Teraz,
na skinienie Judasza, strażnicy pochwycili Jezusa i związali mu
ręce, a następnie otoczyli gromadą i poprowadzili w stronę
Jerozolimy. Patrząc na nich Judasz nie wytrzymał i zawołał:
„i prowadźcie go ostrożnie”
- wciąż dbał, by jego ukochanego Mistrza nie spotkała jakaś
krzywda.
Pozostawieni
sobie uczniowie wiedzieli co robić. Tak jak im zalecił Jezus,
rozproszyli się, i pojedynczo, lub małymi grupami, również
skierowali do miasta. Świtało już, a oni wiedzieli, że mają
tego ranka dotrzeć na dziedziniec świątynny i być świadkami
tego, co tam się wydarzy. Pamiętali też, że aby się znaleźć wewnątrz murów,
w żadnym wypadku nie mogą przyznawać się, iż należą do grupy
uczniów Mesjasza z Galilei - on bardzo wyraźnie im to nakazał, a oni
byli mu posłuszni.
Szymon
Piotr, który czuł się odpowiedzialny za bezpieczeństwo Jezusa, stał teraz całkowicie
zdezorientowany. Był jednak na tyle ambitny i uparty, że
postanowił dotrzeć gdzieś w pobliże Mesjasza, by może jakoś mu pomóc,
być pod ręką. On wciąż chciał zasłużyć się jako
jego najpilniejszy uczeń. Bardzo rozsądnie dołączył w tym momencie do
Łazarza. Uznał, że ten wychowany w Jerozolimie młody człowiek
najlepiej wie, dokąd należy się obecnie udać. I Łazarz nie zawiódł
go; doprowadził do pałacu arcykapłanów, a
następnie, dzięki swym znajomościom z ludźmi trzymającymi wartę, pomógł wejść przez strzeżoną bramę
na pałacowe podwórze.
Łazarz udał się teraz do pałacu, gdzie zbierali się już
członkowie sanhedrynu. Musiał pilnie przekazać Józefowi z
Arymatei i Nikodemowi informację, że aresztowanie odbyło się bez problemów,
a Jezus nie stawiał oporu – mogło to się przydać jako argument
w późniejszej kwestii ułaskawienia więźnia.
W pałacu arcykapłańskim znajdował się również doprowadzony tam Jezus i
spokojnie oczekiwał na swój proces. Był w tym momencie nawet
zadowolony, że wszystko toczy się tak jak przewidział i jak
zaplanował. Miał coraz bardziej uzasadnione nadzieje, że dzięki
swemu niezwykle inteligentnemu fortelowi niedługo zostanie ułaskawiony
i to przy udziale samych arcykapłanów, dybiących dotychczas na
jego życie. Jeszcze nie podejrzewał, że arcykapłani doskonale
odczytywali wszystkie jego zakamuflowane posunięcia i przygotowali
jeszcze bardziej przemyślany i wyrafinowany podstęp. Kto mieczem wojuje, od
miecza ginie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz