wtorek, 12 kwietnia 2016

Ostatnia Wieczerza


Ostatnia wieczerza była skromna. Jezus nie dysponował żadnymi większymi pieniędzmi, bowiem wszelkie zapasy zużył wraz z uczniami w okresie przygotowywania mesjańskiego zamachu stanu, którego kulminacyjnym punktem miał być miniony poniedziałek. To już trzy dni temu powinno nastąpić zwycięstwo, a on z ubogiego galilejskiego proroka miał odrodzić się jako Mesjasz, Król Izraela, Zbawiciel. Byłby wówczas władcą świątyni i opływał  we wszelkie dostatki. Wobec poniesionej porażki został bez środków materialnych i nawet już wkrótce, we wtorek z rana, szedł głodny do świątyni. Obecnie mógł liczyć tylko na wsparcie swych bogatych jerozolimskich wspólników. Oni wciąż próbowali wraz z nim znaleźć wyjście z niezwykle trudnej sytuacji, i pomagali mu, ale teraz już nie kwapili się z oferowaniem większych pieniędzy – ostateczna klęska była zbyt prawdopodobna.

W trakcie spożywania tego skromnego posiłku Jezus przeżywał wiele bardzo silnych wzruszeń. On jedyny, oprócz Judasza, wiedział jak wielkie niebezpieczeństwo mu grozi w ciągu następnych godzin. Zdawał sobie sprawę, że odwrotu już nie będzie i ten moment jest przełomowy – albo następny posiłek i następny kielich wina będzie już spożywał w pałacu arcykapłańskim, albo ten obecny jest jego ostatnim. Teraz wszystkie swe nadzieje pokładał w obietnicy pomocy ze strony Poncjusza Piłata, bądź co bądź najwyższej władzy w całej Judei, ale wiedział już, jak niebezpiecznymi przeciwnikami są arcykapłani i niczego nie mógł być pewien. Gdyby więc przegrał jeszcze raz, teraz już ostatecznie, to chciał w ten wieczór pożegnać się ze swymi najbliższymi uczniami i prosić ich, aby go dobrze wspominali. 

Targało nim wciąż wiele wątpliwości – strach i nadzieja, wspaniała wizja zwycięstwa i przerażająca groza śmierci, niepewność, ale i głęboka wiara w nieodgadnionego Jahwe, który gdy zechce, to uratuje go nawet w ostatniej chwili. Bardzo mocno to przeżywał, ale nie mógł nikomu niczego powiedzieć wprost, bowiem sens najbliższych wydarzeń musiał wciąż pozostać tajemnicą – od tego zależało zachowanie jakichkolwiek szans. Próbował więc tylko dać do zrozumienia swym towarzyszom, jak ważne są to chwile i jak zawsze używał przy tym wielu aluzji i metafor. Mówił im, że wkrótce wydarzy się coś niezwykłego, że może być wydany w ręce wrogów i że będzie cierpiał. Powiedział też o kielichu, i o swym ciele i krwi, która może być przelana i jeszcze, że gdy w przyszłości będą spożywali chleb i wino, tak jak teraz to czynią, to niech go dobrze wspominają.

Uczniowie jak zwykle słuchali go z podziwem, jak zwykle też nie próbując zrozumieć, co rzeczywiście chce im w ten sposób przekazać. Oni mieli własne problemy i nawet w takim ważnym dla Mistrza momencie zaczęli swe stałe kłótnie o to, który z nich jest najważniejszy. Tradycyjnie brylował w tym zawzięty Szymon Piotr, a swą nienawiść kierował przede wszystkim wobec faworyzowanego Judasza. Jezus musiał przerwać tę dyskusję i ochronić najwierniejszego ucznia, co mu wcześniej obiecał i co było nadzwyczaj ważne w kontekście zbliżających się wydarzeń.

Uciszył więc wszystkich i powiedział, że ma dla nich bardzo ważne zadanie - jeden z nich musi go w najbliższym czasie zdradzić. Byli trochę zdziwieni tak niezwykłymi słowami, ale wszyscy oni chcieli zasłużyć na dodatkowe łaski Mesjasza, przyszłego Króla Izraela, więc zaczęli wołać, że każdy z nich może tego się podjąć. Wówczas Jezus wskazał na Judasza i powiedział, że wybiera jego. Scena była jednoznaczna i wszyscy chyba powinni zrozumieć, że ta rzekoma zdrada nie będzie prawdziwą zdradę, lecz wykonaniem zadania zleconego przez Jezusa, bardzo mu potrzebnego w całości jego planów. To wydawało się oczywiste, ale ten kolejny dowód, że Judasz cieszy się największym zaufaniem Mistrza, wcale nie poprawił stosunku do niego pozostałych uczniów, a nawet wręcz przeciwnie.  

W tym czasie w Wieczerniku pojawił się Łazarz i poufnie  przekazał Jezusowi wiadomości od jerozolimskich  współspiskowców, że sytuacja w stolicy nie zmieniła się. W więzieniu arcykapłanów nadal nie ma ani jednego skazańca, więc jeżeli uda mu się zostać aresztowanym tej nocy, to będzie pewnym kandydatem do ułaskawienia. Decyzja należy do niego. Łazarz pozostał już razem z wszystkimi uczniami. Miał jeszcze jedno zadanie do wypełnienia - musiał możliwie szybko  poinformować Józefa z Arymatei i Nikodema, jaki będzie przebieg dalszych wypadków tej nocy.

Jezus jeszcze raz rozważył całą sytuację. Wciąż mógł odstąpić i odejść do Galilei, do Kafarnaum, ale kim tam później byłby? Przecież stałby się wyśmiewanym przez wszystkich fałszywym Mesjaszem, zlekceważonym przez jerozolimskich arcykapłanów prowincjonalnym kaznodzieją, niepoważnym Królem Żydowskim, który po wielkich, buńczucznych zapowiedziach o tronie, królestwie, władzy, wrócił głodny i wynędzniały do domu. Zachowałby pewnie życie, ale jakież marne byłoby takie życie – ta wizja nie niosła za sobą już żadnej nadziei i była przerażająca.

Dzisiejsza noc dawała jednak więcej szans i Jezus się zdecydował. Rzekł do Judasza: Co chcesz czynić, czyń prędzej, a Judasz zjadł jeszcze kawałek chleba i wyszedł.

Jezus od trzech już lat cały swój czas, wszystkie swe siły intelektualne i fizyczne poświęcał wyłącznie jednej sprawie – mesjańskiemu pokonaniu arcykapłanów. Obecnie doszedł do momentu, w którym postawił swe życie na szali, i wcale nie mógł być pewien wygranej. W ten wieczór targało nim wiele uczuć i teraz, gdy już podjął decyzję, nagle pomyślał też o swej najbliższej rodzinie, o braciach i siostrach, a zwłaszcza o matce. Wpłynęła na to m. in. obecność Łazarza, ożenionego w Kanie Galilejskiej z jedną z jego sióstr i przez to najbliższego mu teraz człowieka. Wobec pozostałych uczniów musiał wciąż grać rolę pewnego siebie, zdecydowanego Mesjasza, ale wobec Łazarza pozwolił sobie ujawnić dręczące go obawy. Przyznał przed nim, że nie jest pewien ocalenia życia i poprosił, aby w razie nieszczęścia, Łazarz zaopiekował się Marią. Jest on zięciem Marii, a więc prawie jej synem, a ona mu matką, więc nie może odmówić. Łazarz rozumiał sytuację i zapewnił Jezusa, że spełni jego życzenie, on też szanuje Marię jak matkę, a że jest wystarczająco bogaty, to nigdy nie zazna ona żadnej biedy.
Załatwiwszy tę ważną sprawę rodzinną, Jezus był gotów na dalsze wydarzenia.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz