Ostatnia
wieczerza była skromna. Jezus nie dysponował żadnymi większymi
pieniędzmi, bowiem wszelkie zapasy zużył wraz z uczniami w okresie
przygotowywania mesjańskiego zamachu stanu, którego kulminacyjnym
punktem miał być miniony poniedziałek. To już trzy dni temu powinno
nastąpić zwycięstwo, a on z ubogiego galilejskiego proroka miał
odrodzić się jako Mesjasz, Król Izraela, Zbawiciel. Byłby wówczas władcą świątyni i
opływał we wszelkie dostatki. Wobec poniesionej porażki
został bez środków materialnych i nawet już wkrótce, we
wtorek z rana, szedł głodny do świątyni. Obecnie mógł liczyć
tylko na wsparcie swych bogatych jerozolimskich wspólników. Oni
wciąż próbowali wraz z nim znaleźć wyjście z niezwykle trudnej
sytuacji, i pomagali mu, ale teraz już nie kwapili się z
oferowaniem większych pieniędzy – ostateczna klęska była zbyt
prawdopodobna.
W
trakcie spożywania tego skromnego posiłku Jezus przeżywał wiele
bardzo silnych wzruszeń. On jedyny, oprócz Judasza, wiedział jak
wielkie niebezpieczeństwo mu grozi w ciągu następnych godzin.
Zdawał sobie sprawę, że odwrotu już nie będzie i ten moment jest
przełomowy – albo następny posiłek i następny kielich wina będzie
już spożywał w pałacu arcykapłańskim, albo ten obecny
jest jego ostatnim. Teraz wszystkie swe nadzieje
pokładał w obietnicy pomocy ze strony Poncjusza Piłata, bądź co
bądź najwyższej władzy w całej Judei, ale wiedział już,
jak niebezpiecznymi przeciwnikami są arcykapłani i niczego nie mógł
być pewien. Gdyby więc przegrał jeszcze raz, teraz już ostatecznie, to chciał w ten wieczór pożegnać się ze swymi najbliższymi
uczniami i prosić ich, aby go dobrze wspominali.
Targało nim wciąż wiele wątpliwości – strach i nadzieja, wspaniała wizja zwycięstwa i przerażająca groza śmierci, niepewność, ale i głęboka wiara w nieodgadnionego Jahwe, który gdy zechce, to uratuje go nawet w ostatniej chwili. Bardzo mocno to przeżywał, ale nie mógł nikomu niczego powiedzieć wprost, bowiem sens najbliższych wydarzeń musiał wciąż pozostać tajemnicą – od tego zależało zachowanie jakichkolwiek szans. Próbował więc tylko dać do zrozumienia swym towarzyszom, jak ważne są to chwile i jak zawsze używał przy tym wielu aluzji i metafor. Mówił im, że wkrótce wydarzy się coś niezwykłego, że może być wydany w ręce wrogów i że będzie cierpiał. Powiedział też o kielichu, i o swym ciele i krwi, która może być przelana i jeszcze, że gdy w przyszłości będą spożywali chleb i wino, tak jak teraz to czynią, to niech go dobrze wspominają.
Targało nim wciąż wiele wątpliwości – strach i nadzieja, wspaniała wizja zwycięstwa i przerażająca groza śmierci, niepewność, ale i głęboka wiara w nieodgadnionego Jahwe, który gdy zechce, to uratuje go nawet w ostatniej chwili. Bardzo mocno to przeżywał, ale nie mógł nikomu niczego powiedzieć wprost, bowiem sens najbliższych wydarzeń musiał wciąż pozostać tajemnicą – od tego zależało zachowanie jakichkolwiek szans. Próbował więc tylko dać do zrozumienia swym towarzyszom, jak ważne są to chwile i jak zawsze używał przy tym wielu aluzji i metafor. Mówił im, że wkrótce wydarzy się coś niezwykłego, że może być wydany w ręce wrogów i że będzie cierpiał. Powiedział też o kielichu, i o swym ciele i krwi, która może być przelana i jeszcze, że gdy w przyszłości będą spożywali chleb i wino, tak jak teraz to czynią, to niech go dobrze wspominają.
Uczniowie
jak zwykle słuchali go z podziwem, jak zwykle też nie próbując zrozumieć, co rzeczywiście chce im w ten sposób przekazać.
Oni mieli własne problemy i nawet w takim ważnym dla Mistrza
momencie zaczęli swe stałe kłótnie o to, który z nich jest
najważniejszy. Tradycyjnie brylował w tym zawzięty Szymon Piotr, a
swą nienawiść kierował przede wszystkim wobec faworyzowanego Judasza.
Jezus musiał przerwać tę dyskusję i ochronić najwierniejszego ucznia, co mu wcześniej obiecał i co było
nadzwyczaj ważne w kontekście zbliżających się wydarzeń.
Uciszył
więc wszystkich i powiedział, że ma dla nich bardzo ważne zadanie
- jeden z nich musi go w najbliższym czasie zdradzić. Byli trochę
zdziwieni tak niezwykłymi słowami, ale wszyscy oni chcieli zasłużyć
na dodatkowe łaski Mesjasza, przyszłego Króla Izraela, więc
zaczęli wołać, że każdy z nich może tego się podjąć. Wówczas
Jezus wskazał na Judasza i powiedział, że wybiera jego. Scena była
jednoznaczna i wszyscy chyba powinni zrozumieć, że ta rzekoma
zdrada nie będzie prawdziwą zdradę, lecz wykonaniem zadania
zleconego przez Jezusa, bardzo mu potrzebnego w całości jego
planów. To wydawało się oczywiste, ale ten kolejny dowód, że Judasz cieszy się największym zaufaniem Mistrza, wcale nie poprawił stosunku do niego pozostałych uczniów, a nawet wręcz przeciwnie.
W tym czasie w Wieczerniku pojawił się Łazarz i poufnie przekazał Jezusowi wiadomości od jerozolimskich współspiskowców, że sytuacja
w stolicy nie zmieniła się. W więzieniu arcykapłanów nadal nie ma ani
jednego skazańca, więc jeżeli uda mu się zostać aresztowanym tej
nocy, to będzie pewnym kandydatem do ułaskawienia. Decyzja należy
do niego. Łazarz pozostał już razem z wszystkimi uczniami. Miał jeszcze jedno zadanie do wypełnienia - musiał możliwie szybko poinformować Józefa z Arymatei i Nikodema, jaki będzie przebieg dalszych wypadków tej nocy.
Jezus jeszcze raz rozważył całą sytuację. Wciąż
mógł odstąpić i odejść do Galilei, do Kafarnaum, ale kim tam
później byłby? Przecież stałby się wyśmiewanym przez
wszystkich fałszywym Mesjaszem, zlekceważonym przez jerozolimskich
arcykapłanów prowincjonalnym kaznodzieją, niepoważnym Królem Żydowskim, który po wielkich,
buńczucznych zapowiedziach o tronie, królestwie,
władzy, wrócił głodny i wynędzniały do domu. Zachowałby pewnie życie,
ale jakież marne byłoby takie życie – ta wizja nie niosła za sobą już żadnej
nadziei i była przerażająca.
Dzisiejsza
noc dawała jednak więcej szans i Jezus się zdecydował. Rzekł do
Judasza: Co chcesz czynić, czyń prędzej, a Judasz zjadł
jeszcze kawałek chleba i wyszedł.
Jezus
od trzech już lat cały swój czas, wszystkie swe siły
intelektualne i fizyczne poświęcał wyłącznie jednej sprawie –
mesjańskiemu pokonaniu arcykapłanów. Obecnie doszedł do momentu,
w którym postawił swe życie na szali, i wcale nie mógł być
pewien wygranej. W ten wieczór targało nim wiele uczuć i teraz,
gdy już podjął decyzję, nagle pomyślał też o swej najbliższej
rodzinie, o braciach i siostrach, a zwłaszcza o matce. Wpłynęła
na to m. in. obecność Łazarza, ożenionego w Kanie Galilejskiej z
jedną z jego sióstr i przez to najbliższego mu teraz człowieka. Wobec
pozostałych uczniów musiał wciąż grać rolę pewnego siebie,
zdecydowanego Mesjasza, ale wobec Łazarza pozwolił sobie ujawnić
dręczące go obawy. Przyznał przed nim, że nie jest pewien
ocalenia życia i poprosił, aby w razie nieszczęścia, Łazarz
zaopiekował się Marią. Jest on zięciem Marii, a więc prawie jej
synem, a ona mu matką, więc nie może odmówić. Łazarz rozumiał
sytuację i zapewnił Jezusa, że spełni jego życzenie, on też szanuje Marię jak matkę, a że jest
wystarczająco bogaty, to nigdy nie zazna ona żadnej biedy.
Załatwiwszy
tę ważną sprawę rodzinną, Jezus był gotów na dalsze
wydarzenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz