niedziela, 3 kwietnia 2016

Potrzeba czujności


W nocy Jezus wrócił do swych uczniów na Górę Oliwną i spędził tam z nimi cały następny dzień, środę. Był to trudny czas oczekiwania na to co załatwią Józef z Arymatei i Nikodem na dworze Piłata, oraz co ustalą w kwestii aktualnych więźniów arcykapłanów.

Mimo, iż plan przyjęty w nocy u Szymona Trędowatego miał dosyć realne podstawy, był też obarczony wielkim ryzykiem i Jezus doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Targały nim liczne wątpliwości, a w dodatku tylko on z całej swej grupy wiedział, że został już przez sanhedryn skazany na śmierć. Co prawda wykonanie wyroku zostało zawieszone i dziś nie powinno mu jeszcze nic grozić, ale świadomość bycia skazańcem bardzo źle wpływała na jego nastrój. Ponadto musiał jakoś utrzymać przy sobie około stu nadal towarzyszących mu starych i nowych uczniów - mogli być mu jeszcze bardzo potrzebni. Aby ich czymś zająć, nie pozwolić by mieli zbyt wiele czasu na myślenie, na jakieś wątpliwości co do jego osoby i co do sensu całej tej wyprawy do Jerozolimy, Jezus bardzo dużo tego dnia do nich przemawiał, opowiadał, nauczał.

Cała sytuacja i nastrój jaki go przepełniał sprawiały, że wszystkie te przemowy były obarczone nutą tragizmu, przygnębienia, a czasami też mistycznych uniesień – szukał wciąż nadziei w opiekuńczej przychylności samego Jahwe. Mówił więc o początku boleści, o potrzebie czujności, o prześladowaniu uczniów, o zniszczeniu świątyni i znakach to zapowiadających, o fałszywych prorokach, o sługach wiernych i niewiernych, o sądzie ostatecznym, gdzie będzie płacz i zgrzytanie zębów i o podobnych sprawach. Jego charyzma powodowała, że wszyscy uczniowie słuchali go jak zawsze z podziwem, nadal nic nie rozumiejąc z tego co się faktycznie dzieje. Gdy minął wreszcie ten trudny dzień, późnym wieczorem Jezus, jedynie w towarzystwie zaufanego Judasza, ponownie udał się do Betanii, gdzie czekali już, jak i wczoraj, wszyscy spiskowcy.

Wiadomości przyniesione przez Józefa z Arymatei i Nikodema były pomyślne. W poufnej rozmowie z nimi prefekt Piłat z Pontu zapewnił, że nie ma nic przeciwko temu, aby Jezus zdołał uratować się przed czyhającymi na niego  arcykapłanami. Kajfasz i Annasz są nielojalni wobec Imperium i prefekt w żadnym wypadku nie stanie po ich stronie. Już niegdyś oświadczył, że nie ma zastrzeżeń do działalności  Mesjasza z Galilei, pod warunkiem, że nie zagrozi on interesom Rzymu. Piłat obecnie wie, że Jezus publicznie zadeklarował, że to co cesarskie należy oddać cesarzowi, i docenia, że dał przy tym jednoznaczny przykład monety z wizerunkiem Imperatora – prefekt pochwala taka postawę, więc postara się mu pomóc, na ile będzie mógł.

Józef i Nikodem dodali, że rozmawiali w tej sprawie też z żoną Piłata, którą dosyć dobrze znają, a która zapewniła, że przypilnuje i przypomni mężowi, by wywiązał się ze swej obietnicy.

Następnie Józef i Nikodem przekazali czego dowiedzieli się od straży świątynnej. Aktualnie arcykapłani nie trzymają w lochach ani jednego więźnia czy skazańca i nie prowadzi się żadnych działań śledczych, które mogłyby zaowocować jakimiś aresztowaniami jeszcze przed Paschą. Rzymianie mają schwytanych dwóch zbójców, ale oni, jako więźniowie prefekta, nie wchodzą w grę w kwestii ułaskawienia. Jest natomiast inna istotna sprawa – straż świątynna otrzymała rozkaz, aby więcej nie wpuszczać do Jerozolimy żadnej zorganizowanej grupy uczniów Jezusa oraz pilnie informować arcykapłanów, gdyby ci Galilejczycy chcieli dostać się na świątynny dziedziniec. Ta wiadomość dowodziła, że arcykapłani rzeczywiście bardzo obawiali się, że Jezus ze swymi ludźmi może wywołać rebelię, która mogłaby mieć nieobliczalne konsekwencje, gdyby przyłączyli się do niej mieszkańcy stolicy.

Wszystkie informacje były w zasadzie pomyślne, a szczególnie zapewnienia uzyskane od Piłata. Jezus zaczął więc nabierać otuchy, że wszystko może skończyć się pomyślnie. Deklaracja pomocy hegemona Judei uprawniała do optymizmu. Rozkazy dla straży w kwestii Galilejczyków nie były znaczącą przeszkodą, bowiem nikt nie zamierzał siłą wdzierać się i atakować świątyni - plan był znacznie bardziej wyrafinowany. Po głębszym zastanowieniu się Jezus oświadczył, że decyduje się na realizację dalszych uzgodnionych kroków: chce zaryzykować i oddać się w ręce arcykapłanów. Bardzo nie chciał wracać przegrany do Galilei i gotów był nawet narazić się na największe niebezpieczeństwo.

Wobec tej deklaracji Szymon Trędowaty poinformował go, że znalazł dobre miejsce do ukrycia się i odpoczynku przez cały czwartek dla niego i wszystkich uczniów. Jutro z rana jego wtajemniczony i sprawdzony sługa zaprowadzi ich do dużego domu na przedmieściach Jerozolimy, którego właścicielką jest zaufana kobieta. Starczy w nim miejsca nawet dla tak dużej grupy i będą mogli tam zjeść też wieczerzę. Dom ten zna również Łazarz i w czwartek wieczorem przyjdzie do nich, aby przekazać Jezusowi ostatnie informacje z miasta, a zwłaszcza czy nic się nie zmieniło w kwestii więźniów arcykapłanów. Dopiero wówczas niech Jezus podejmie swą ostateczną decyzję. Nigdy bowiem za wiele ostrożności i cały czas należy zachowywać czujności.

Teraz Jezusowi pozostawało przemyślenie i przeprowadzenie  najbardziej niebezpiecznej, jak sadził, części działań. Musi zorganizować swoje aresztowanie następnej nocy i to tak, aby arcykapłani nie domyślili się, że jest to kolejny element złożonego planu, nadal wymierzonego przeciwko nim. Jezus postanowił, że wykorzysta do tego najtrudniejszego zadania swego najwierniejszego i najbardziej inteligentnego ucznia Judasza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz