Judasz
wyruszył w noc, aby odegrać swą nadzwyczaj niewdzięczną rolę
zdrajcy, i nie było już odwrotu. Decyzja zapadła, ale niepewność nadal trwała. Największe obawy Jezusa budził moment
przyszłego aresztowania. Miał oczywiście nadzieję, że wszystko
pójdzie zgodnie z planem, ale dla swego bezpieczeństwa musiał uwzględnić także wariant negatywny. Najbardziej bał się, że arcykapłani zorientują się w jego podstępie i perfidnie wydadzą straży rozkaz zabicia go w ciemnościach, w drodze do miasta - o takim właśnie zagrożeniu miał go poinformować Judasz. Co jednak zrobią strażnicy, gdy on wówczas nie zgodzi się na aresztowanie i zacznie stawiać opór? Czy gorliwi wysłannicy arcykapłanów nie rzucą się na niego, aby go zabić na miejscu, od razu? Musiał jakoś się zabezpieczyć i przygotować także na taki rozwój wydarzeń.
Jedyną
skuteczną odpowiedzią na zbrojny atak może być tylko zbrojny
opór. Jezus spytał swych uczniów, czy mają może miecze. Uznał,
że są one niezbędne, więc niech oni coś sprzedadzą, może
nawet swoje płaszcze, ale broń należy pilnie kupić – sam Jezus nie miał już
pieniędzy na ten cel. Jego najbliższa dwunastka, starzy uczniowie,
żadnej długiej broni nie mieli, o czym dobrze wiedział, ale było
jeszcze kilkudziesięciu nowych. Okazało się, że wśród nich dwa
miecze się znalazły. Jezus uznał, że to wystarczy – na krótki
moment, aby zaskoczyć zbrojnym oporem straże i następnie
rozproszyć się w ciemnościach, nawet tyle broni będzie dosyć.
Poruszenie tego dosyć zaskakującego tematu nasunęło jego najbliższym myśl,
iż wkrótce ich Mistrzowi może grozić jakieś niebezpieczeństwo.
Z tego powodu jeden z mieczy zaraz przejął Szymon Piotr,
wciąż aspirujący do przywództwa wśród uczniów, i postanowił osobiście
bronić Mesjasza.
Po
załatwieniu tej sprawy Jezus zarządził opuszczenie domu Marii i
poprowadził całą grupę do ogrodu Getsemani, leżącego u podnóża Góry Oliwnej. Po drodze udzielił swym uczniom kolejnych
wskazówek, czego maja się spodziewać i jak zachowywać w najbliższym
czasie. Używał w tych przemowach swych tradycyjnych ozdobników i
metafor. Użył m. in. zwrotu: uderzę pasterza, a rozproszą się
owce, Lecz gdy powstanę, uprzedzę was do Galilei, i w ten sposób zarządził, że jeżeli on zostanie zbrojnie zaatakowany, to wszyscy mają się rozproszyć i uciekać do Galilei, dokąd i on sam będzie się wówczas kierował.
To był wariant negatywny, ale musiał dać także wskazania, co mają robić, jeżeli wszystko pójdzie
zgodnie z założeniami i aresztowanie odbędzie się gładko, bez
zagrożeń. Wówczas również powinni się rozproszyć, ale później, jutro z rana, muszą koniecznie pojawić się na świątynnym dziedzińcu. Bardzo chciał, by
oni też widzieli jak zostanie z woli Jahwe ułaskawiony, wskazany do
życia, wybrany, i to na oczach arcykapłanów,
stołecznych notabli i wielotysięcznego tłumu jerozolimczyków.
Wiedział, że straże świątynne maja rozkaz nie wpuszczania jego
ludzi do miasta, zwłaszcza na teren świątyni, więc dał zalecenia
i na taką okoliczność - nakazał, aby w żadnym wypadku nie
przyznawali się do tego, że są Galilejczykami, ani tym bardziej, że są
jego uczniami.
Szymon
Piotr jak zwykle nic z tego nie zrozumiał, ale przejęty swą rolą
samozwańczego ochroniarza, zaczął oponować. Zawołał, że on
jest tak wierny Jezusowi, że za nic, w żadnym wypadku, nigdy się
go nie zaprze. Jezus wyłożył mu wówczas dobitnie, że tej nocy
nie tylko raz ma się zapierać, ale i trzy razy, jeżeli tak będzie
trzeba. Stanowcze polecenie dotarło wreszcie i do Szymona Piotra,
ale nie był z niego zadowolony – takich niejasnych zadań on
nigdy nie pojmował.
W ogrodzie Getsemani rozpoczęło się oczekiwanie i trwało kilka godzin. Jezus bardzo się denerwował. Nie miał pewności czy i jak Judasz wypełni niezwykle trudną misję i jakie będzie jej zakończenie. I chciał tego i bał się, bo przecież oddawał się w ręce swych śmiertelnych wrogów. Nie wiedział jak zareagują arcykapłani, czy uwierzą w zdradę, czy potraktują zdrajcę poważnie, czy wyślą straż i jakie rozkazy jej dadzą – niewiadomych było wiele, a stawką było przecież jego życie. Był bardzo zestresowany i modlił się gorąco, ale mógł tylko czekać i pilnie wyglądać swych prześladowców.
Towarzyszący
mu uczniowie nic nie wiedzieli, że ich Mistrz właśnie przeżywa niezwykle dramatyczne chwile i po prostu zasypiali – było już po
północy. Jezus budził ich i wzywał do czuwania, bo przecież
zaraz mogli być niezbędni do podjęcia walki, ale powiedzieć im
tego nie mógł, więc tylko denerwował się coraz bardziej.
Wreszcie
dostrzegł blask niesionych pochodni i usłyszał odgłosy
zbliżającego się oddziału. Jeszcze raz obudził swych uczniów i
na ich czele ruszył na spotkanie idących po niego strażników.
Lepiej, aby go nie szukali po ogrodzie w tych ciemnościach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz