sobota, 30 stycznia 2016

Błogosławieni ubodzy

Podczas swych mesjańskich wędrówek Jezus wkrótce przekonał się, że jego nauki, kazania i przypowieści, nawołujące do uwierzenia w niego i zapowiadające bliskie nadejście wspaniałego królestwa niebieskiego, poparte uzdrowieniami i łaskawym rozdawnictwem żywności, robią dobre wrażenie głównie na tych, którzy są najniżej w hierarchii społecznej i którym obiecywane królestwo kojarzy się z radykalną poprawą ich losu. Głoszący taką „dobrą nowinę” Mesjasz stawał się nadzieją biedaków i to oni najchętniej w niego wierzyli. W tej sytuacji on również zaczął się zwracać przede wszystkim do takich warstw i całkiem świadomie kusił ich hasłami, że już niedługo „ostatni będą pierwszymi”, oraz, że „bogaci już odebrali swoja pociechę, a teraz czas na ubogich”.

Biedocie takie zapowiedzi bardzo się podobały, ale społeczeństwo nie składało się tylko z ubogich. Znaczną grupę stanowili też ludzie bardziej zasobni, warstwy średnie, faryzeusze, uczeni w piśmie. Było rzeczą powszechną, że ludzie ci znali nawet na pamięć całe ustępy Tory, podstawowej księgi organizującą życie narodu Izraela. Wielu z nich bez trudu rozumiało łatwe do dostrzeżenia sugestie, aluzje, podpowiedzi czy naprowadzenia, że to właśnie Jezus jest boskim wysłannikiem na ziemię i wcale nie akceptowało ich bezkrytycznie. To przedstawiciele tego grona zaczęli zadawać Jezusowi trudne pytania, nawiązujące przede wszystkich do biblijnych proroctw o Mesjaszu. Szczególnie uparcie domagali się od niego zapowiedzianego „dania znaków”, które powszechnie rozumiano jako publiczne dokonanie cudów.

Jezus radził sobie w takich sytuacjach różnie, ale oczywiście nigdy żadnych cudów nie dokonywał. Najczęściej twierdził, że ci, którzy nie wierzą w jego posłannictwo, nie zasługują także na ujrzenie cudu – tak jak przy uzdrowieniach, gdy zbyt mało wierzącym nie należało się przywrócenie zdrowia. Czasami oskarżał niedowiarków o sianie niezgody w rodzinie, w innych wypadkach powoływał się na niejasny znak Jonasza, albo po prostu oddalał się.

Jednym z dobrych sposobów reagowania na różne problemy, na ludzi wątpiących, na stawianie przez nich niewygodnych pytań i inne trudne sytuacje, okazywało się grożenie nadciągającymi kataklizmami, losem Sodomy i Gomory, wizją wrzucania do pieca gorejącego i innymi nieszczęściami, jakie czekają grzeszników i niedowiarków. Był to także sposób, aby prezentować się kolejny raz jako władca, lecz tym razem nie łagodny i łaskawy, lecz obecnie groźny, bezwzględny, nawet okrutny – władca, z jakimi ówcześni ludzie znacznie częściej mieli do czynienia niż z dobrotliwymi. Oczywiście, jak zawsze, niektórych słuchaczy takie apokaliptyczne obrazy przekonywały, a innych nie, ale na wszystkich niewątpliwie robiły wrażenie i zapewniały Jezusowi coraz większy rozgłos.

Były też porażki na tym polu i w niektórych miejscowościach same słowa Jezusa i jego niebieski płaszcz nie wystarczały mieszkańcom, by uznali go za Mesjasza. Zdarzało się nawet, że wcale nie wpuszczano go do niektórych miasteczek. M. in. nie uwierzyli mu ludzie z Kafarnaum, gdzie on sam od kilku lat mieszkał i gdzie niegdyś cieszył się wielką popularnością. Kolejny raz zadziałało prawo, o byciu prorokiem we własnym domu – Jezus przebywał tam od dawna jako niezwykły człowiek, uzdrowiciel i nauczyciel, ale tylko człowiek i gdy spróbował zaprezentować się sąsiadom jako Mesjasz, to jednak przesadził. W takich sytuacjach Jezus rzucał, można rzec hurtem, straszne klątwy na niepokorne miejscowości, co było wyrazem jego bezradności, ale pasowało do obrazu władcy.

Mimo pewnych problemów, dla większości mieszkańców żydowskich krain otaczających Morze Tyberiadzkie Jezus był nadzwyczaj interesującą osobą i na spotkania z nim przychodziło nawet po kilka tysięcy ludzi. Utwierdzało go to w przekonaniu, że liczba jego zwolenników stale rośnie i że wielki plan może być skutecznie zrealizowany. Popełniał tu poważną pomyłkę, będącą klasycznym efektem myślenia życzeniowego, bowiem dla wielu przychodzących był rzeczywiście ciekawą atrakcją, ale do powszechnego uznania go za wysłannika Boga było daleko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz