czwartek, 16 lipca 2015

Zapach nardu


Właśnie znalazłem się w domu, na krótkim przerwniku przed kolejnymi wakacyjnymi wyprawami z wnukami.  Przekonałem się, że mimo iż ogłosiłem do września przerwę w zamieszczaniu wpisów, nadal jest grono stałych czytelników, którzy regularnie zaglądają na tego bloga. Dla nich więc, jako drobny upominek, krótka kolejna ciekawostka biblijna, nawiązująca zresztą do ostatnich postów o wskrzeszeniu Łazarza i towarzyszących temu okoliczności.

Wyjaśniałem już i uzasadniałem, że podczas ostatniej uczty w domu Szymona Trędowatego Jezus został namaszczony olejkiem nardowym przez córkę Szymona Marię i był to akt w sposób oczywisty nawiązujący do uroczystości namaszczania władców wstępujących na tron. Tak miały to odebrać obserwujące uroczystość zebrane tłumy zaciekawionych mieszkańców Jerozolimy i po to było to przygotowane. Wymowę tego rozumieli wszyscy, tak jak i my to dzisiaj rozumiemy, ale dla faryzeuszy "uczonych w piśmie" i innych ówczesnych znawców biblii, głębiej obeznanych w jej treści, akt ten zawierał dodatkowy podtekst, równie jednoznaczny. Otóż w sławnej Pieśni nad pieśniami, bardzo popularnej w ówczesnej Palestynie, jest następujący cytat:

Dopóki król jest przy stole biesiadnym, mój nard wydaje swą woń. 1,12

Najważniejsze oczywiście jest tu słowo król! A więc wybranie do namaszczenia cennego olejku nardowaego i wylanie go właśnie na głowę Jezusa było przemyślane i przygotowane także z uwzględnieniem takich szczegółów - tu nic nie było przypadkowe. 


Pozdrawiam i żegnam do września.