sobota, 30 stycznia 2016

Błogosławieni ubodzy

Podczas swych mesjańskich wędrówek Jezus wkrótce przekonał się, że jego nauki, kazania i przypowieści, nawołujące do uwierzenia w niego i zapowiadające bliskie nadejście wspaniałego królestwa niebieskiego, poparte uzdrowieniami i łaskawym rozdawnictwem żywności, robią dobre wrażenie głównie na tych, którzy są najniżej w hierarchii społecznej i którym obiecywane królestwo kojarzy się z radykalną poprawą ich losu. Głoszący taką „dobrą nowinę” Mesjasz stawał się nadzieją biedaków i to oni najchętniej w niego wierzyli. W tej sytuacji on również zaczął się zwracać przede wszystkim do takich warstw i całkiem świadomie kusił ich hasłami, że już niedługo „ostatni będą pierwszymi”, oraz, że „bogaci już odebrali swoja pociechę, a teraz czas na ubogich”.

Biedocie takie zapowiedzi bardzo się podobały, ale społeczeństwo nie składało się tylko z ubogich. Znaczną grupę stanowili też ludzie bardziej zasobni, warstwy średnie, faryzeusze, uczeni w piśmie. Było rzeczą powszechną, że ludzie ci znali nawet na pamięć całe ustępy Tory, podstawowej księgi organizującą życie narodu Izraela. Wielu z nich bez trudu rozumiało łatwe do dostrzeżenia sugestie, aluzje, podpowiedzi czy naprowadzenia, że to właśnie Jezus jest boskim wysłannikiem na ziemię i wcale nie akceptowało ich bezkrytycznie. To przedstawiciele tego grona zaczęli zadawać Jezusowi trudne pytania, nawiązujące przede wszystkich do biblijnych proroctw o Mesjaszu. Szczególnie uparcie domagali się od niego zapowiedzianego „dania znaków”, które powszechnie rozumiano jako publiczne dokonanie cudów.

Jezus radził sobie w takich sytuacjach różnie, ale oczywiście nigdy żadnych cudów nie dokonywał. Najczęściej twierdził, że ci, którzy nie wierzą w jego posłannictwo, nie zasługują także na ujrzenie cudu – tak jak przy uzdrowieniach, gdy zbyt mało wierzącym nie należało się przywrócenie zdrowia. Czasami oskarżał niedowiarków o sianie niezgody w rodzinie, w innych wypadkach powoływał się na niejasny znak Jonasza, albo po prostu oddalał się.

Jednym z dobrych sposobów reagowania na różne problemy, na ludzi wątpiących, na stawianie przez nich niewygodnych pytań i inne trudne sytuacje, okazywało się grożenie nadciągającymi kataklizmami, losem Sodomy i Gomory, wizją wrzucania do pieca gorejącego i innymi nieszczęściami, jakie czekają grzeszników i niedowiarków. Był to także sposób, aby prezentować się kolejny raz jako władca, lecz tym razem nie łagodny i łaskawy, lecz obecnie groźny, bezwzględny, nawet okrutny – władca, z jakimi ówcześni ludzie znacznie częściej mieli do czynienia niż z dobrotliwymi. Oczywiście, jak zawsze, niektórych słuchaczy takie apokaliptyczne obrazy przekonywały, a innych nie, ale na wszystkich niewątpliwie robiły wrażenie i zapewniały Jezusowi coraz większy rozgłos.

Były też porażki na tym polu i w niektórych miejscowościach same słowa Jezusa i jego niebieski płaszcz nie wystarczały mieszkańcom, by uznali go za Mesjasza. Zdarzało się nawet, że wcale nie wpuszczano go do niektórych miasteczek. M. in. nie uwierzyli mu ludzie z Kafarnaum, gdzie on sam od kilku lat mieszkał i gdzie niegdyś cieszył się wielką popularnością. Kolejny raz zadziałało prawo, o byciu prorokiem we własnym domu – Jezus przebywał tam od dawna jako niezwykły człowiek, uzdrowiciel i nauczyciel, ale tylko człowiek i gdy spróbował zaprezentować się sąsiadom jako Mesjasz, to jednak przesadził. W takich sytuacjach Jezus rzucał, można rzec hurtem, straszne klątwy na niepokorne miejscowości, co było wyrazem jego bezradności, ale pasowało do obrazu władcy.

Mimo pewnych problemów, dla większości mieszkańców żydowskich krain otaczających Morze Tyberiadzkie Jezus był nadzwyczaj interesującą osobą i na spotkania z nim przychodziło nawet po kilka tysięcy ludzi. Utwierdzało go to w przekonaniu, że liczba jego zwolenników stale rośnie i że wielki plan może być skutecznie zrealizowany. Popełniał tu poważną pomyłkę, będącą klasycznym efektem myślenia życzeniowego, bowiem dla wielu przychodzących był rzeczywiście ciekawą atrakcją, ale do powszechnego uznania go za wysłannika Boga było daleko.

wtorek, 26 stycznia 2016

Szata tkana od góry

Dotknięcie Jezusa uzdrawiało, ale uzdrawiało także dotknięcie jego wspaniałego płaszcza, a nawet tylko naszytych na nim frędzli. Trzeba tu więc powiedzieć, że Jezus nigdy nie ubierał się i nie chodził jak jakiś ubogi, a tym bardziej bosy, pielgrzym czy wędrowiec. Także jako kaznodzieja, nauczyciel i uzdrowiciel zawsze miał porządne i możliwie bogate szaty – w tamtych czasach (obecnie również) nędznie ubrany biedak nie miałby większych szans na zyskanie szacunku zarówno plebsu jak i warstw wyższych, a na takim poważaniu Jezusowi bardzo zależało. W swych mesjańskich wędrówkach musiał tym bardziej zwracać uwagę na wygląd, aby także przy wykorzystaniu stroju jednoznaczne pokazywać wszystkim z kim mają do czynienia.

Stosowny płaszcz koloru niebieskiego, podobny do strojów używanych przez arcykapłanów, został zamówiony przez Józefa z Arymatei i Nikodema w najlepszej jerozolimskiej tkalni. Nie był on uszyty, lecz został wykonany w specjalny sposób – był w całości tkany, od góry do dołu, a następnie obszyty długimi frędzlami. Była to szata cenna i oryginalna, więc później, podczas przybijania Jezusa do krzyża, sprzeczali się właśnie o nią oprawcy i losowali komu z nich ma przypaść. Posiadanie frędzli na czterech końcach płaszcza było oczywiście spowodowane kolejnym nawiązaniem do zapisów z ksiąg Mojżeszowych, gdzie sam Bóg zalecił ich przyszywanie, aby wierni spoglądając na nie, przypominali sobie o jego przykazaniach. W życiu codziennym Żydów ten przepis, jako zbyt kłopotliwy, zazwyczaj nie był spełniany, ale przestrzegali go różni kaznodzieje, faryzeusz i uczeni w piśmie, demonstrując w ten sposób wierność Torze. Dokładnie z takich samych powodów miał je także Jezus, chociaż w późniejszych wystąpieniach sam krytykował faryzeuszy i uczonych w piśmie za te nadmiernie wydłużane frędzle.

Omawiany płaszcz przyniósł skrycie z Betanii, od Szymona Faryzeusza Trędowatego, zaufany uczeń Judasz i od tego czasu Jezus we wszystkich wyprawach mesjańskich występował w tej wspaniałej szacie, robiąc odpowiednie wrażenie na plebsie.

Królewska łaskawość Jezusa wobec swych przyszłych poddanych obejmowała nie tylko wspomniane już uzdrowienia, ale także częste stosowanie rozdawnictwa żywności dla ludzi przychodzących, aby go wysłuchać. Zdarzało to się już wcześniej, ale wówczas dotyczyło zbędnych nadwyżek żywności, przynoszonej uzdrowicielowi w darze od wdzięcznych słuchaczy. Teraz Jezus zdecydował, że ten zabieg należy stosować jak najczęściej i polecił, aby uczniowie oddawali zebranym ludziom, jako łaskawy gest Mesjasza, maksymalnie dużo ofiarowanej mu wcześniej przez tych samych ludzi żywności. Dzięki temu jego sława rosła, zwłaszcza wśród najuboższych, czyli najbardziej potrzebujących, a wkrótce ta łaskawość zaczęła obrastać nawet legendami.

Sprowadzały się one do inteligentnej uwagi co bystrzejszych świadków zdarzeń, że na spotkanie z tłumem przyszedł Jezus Mesjasz, który sam nic nie miał do jedzenia, ale mimo to zdołał nakarmić tysiące ludzi. Wkrótce zaczęto więc  mówić o tych zdarzeniach jako o cudach uczynionych przez Jezusa, co nawet dziwiło trochę jego uczniów, bowiem oni wiedzieli dobrze jaki jest mechanizm tych „cudów”. Przy okazji pojawienia się pogłosek, że Jezus Mesjasz cudownym sposobem rozmnaża żywność, niektórzy obecni na niedawnym weselu w Kanie Galilejskiej przypomnieli, że tam również podobnie rozmnożył pokarm, a dokładnie wino, wykorzystując do tego wodę. O fakcie tym więc również zaczęto opowiadać wśród ludzi jako przykładzie kolejnego niezwykłego cudu Mesjasza.

Powstawanie legend o niezwykłych wydarzeniach zaistniałych za sprawą Jezusa, bardzo dobrze odpowiadało jego potrzebom, więc nigdy ich nie prostował ani dementował, a nawet w sprzyjających momentach pośrednio potwierdzał ich dokonanie. Można z dużą pewnością przyjąć, iż takie zjawiska nie tylko go cieszyły, ale i umacniały jego przekonanie, że realizowany właśnie wielki plan ma poważne szanse powodzenia, a Jahwe nadal nad nim czuwa.

Ponieważ okazało się, że dobre uczynki (uzdrawianie oraz karmienie i pojenie ludzi w „cudowny” sposób) przynoszą najlepsze efekty, Jezus stosował je możliwie często. Kontynuując ten trend polecił też Judaszowi, aby za pieniądze przynoszone z Betanii dokupywał on dodatkową żywność i ją również rozdawał biedakom przy różnych okazjach. Spowodowało to, że nawet wśród jego uczniów zaczęło się utrwalać przekonanie, że ich Jezus bardzo dba o ludzi ubogich, zaś
Judasz często oddala się od nich, bowiem realizuje jakieś inne dobroczynne zadania zlecone przez Mistrza. Ani Jezus ani Judasz temu nie przeczyli. Pozycja Judasza w całej grupie stawała się coraz bardziej uprzywilejowana, ale też coraz bardziej nienawidzili go pozostali koledzy.

czwartek, 21 stycznia 2016

Syn Człowieczy

Wreszcie nastał czas, aby Jezus rozpoczął swą wielką peregrynację po wsiach i miasteczkach żydowskich krain i starał się jak najlepiej wypełniać ustaloną ze współspiskowcami rolę. Sprowadzało to się do zrealizowania następującego zestawu zadań:
1. Musi jak najwięcej ludzi nawrócić, czyli przekonać, że to on jest wyczekiwanym Mesjaszem,
2. Musi cały czas uświadamiać i przypominać wszystkim jakie miejsce, jaka władza i jakie zaszczyty należą się tak wspaniałej osobie, która pojawiła się właśnie teraz na ziemi żydowskiej - nie po to wnosi się lampę, aby ją ukryć pod korcem.
3. Powinien jak najczęściej roztaczać przed słuchaczami wizję wspaniałego królestwa, jakie zapanuje na tej ziemi, gdy tylko Mesjasz, czyli on, obejmie przynależny mu tron i władzę w Wielkiej Świątyni Jerozolimskiej.
4. Dla realizacji powyższych zadań musi wykorzystywać wszystkie dostępne szanse i możliwości;
  • Zawsze prezentować się jak wielki władca: groźny, łaskawy, rządzący, dumny, wszechwiedzący, mądry, itp.
  • Konsekwentnie odwoływać się do biblijnych proroctw o Mesjaszu i starać się być w nimi w zgodzie.
  • Dokonywać jak najczęściej uzdrowień.
  • Wykorzystywać właściwą nomenklaturę.
  • Prezentować się w godnym Mesjasza stroju,
  • Stosować dobroczynne gesty i słowa, zwłaszcza wobec biedaków (to zawsze daje dużo popularności).
  • Grozić karami i klęskami jakie spadną na tych, którzy nie uwierzą w Jezusa (to też zawsze dobrze działa – ludzie są strachliwi).
  • Obiecywać wspaniałe nagrody tym, którzy uwierzą w niego, ale nagrody wypłacane dopiero po osiągnięciu przez Jezusa tronu, a więc w przyszłym królestwie (ludzie są zachłanni, więc i to zadziała).
  • Przemawiać jak wielki i mądry prorok, z wykorzystaniem nauk Jana Chrzciciela (ludzie pokornieją wobec boskiej mądrości i wielkich, biblijnych słów).
  • W kazaniach i przypowieściach, aluzyjnie lub wprost, jak najczęściej przypominać kto jest Mesjaszem i co mu się należy od narodu wybranego.
  • Wykorzystywać uczniów i innych zwolenników do rozpowszechniania każdym sposobem pogłosek, że właśnie pojawił się Mesjasz i już wkrótce nadejdzie jego panowanie.
  • Podtrzymywać ewentualnie pojawiające się wieści o nadzwyczajnych czynach Jezusa, czy też o dokonanych przez niego cudach.

Tak właśnie sprecyzowanym zadaniom Jezus podporządkował od teraz wszystkie swoje czyny, słowa, zachowania. W swych wędrówkach ograniczył się świadomie i konsekwentnie tylko do krain żydowskich i stanowczo nigdy nie zajmował się ludźmi innych wyznań; tacy nie byli wcale potrzebni dla jego celu.

Zazwyczaj starał się nie mówić o sobie wprost, że jest Mesjaszem, Synem Bożym, Królem Izraela, czy Zbawicielem - najlepiej,aby słuchacze i widzowie sami dochodzili do takich wniosków. Polecał i zachęcał natomiast uczniów, by oni podpowiadali publiczności, z kim ma do czynienia - co wam mówię na ucho, powtarzajcie głośno. Sam najchętniej używał wobec swej osoby równie jednoznacznego dla wszystkich słuchających miana "Syn Człowieczy". Wybrał je, gdyż  dawało najszersze możliwości interpretacji i przy tym określeniu najlepiej mógł wyjaśniać i usprawiedliwiać szereg swych wcale nie boskich przymiotów i zachowań. Natomiast bardzo cieszyło go, gdy inni stosowali wobec niego wszelkie biblijne nazwy, a zwłaszcza określenie Syn Dawida – przecież syn, czy też potomek tego największego z królów żydowskich, miał oczywiste prawo do jego tronu.

W swej wędrówce, gdy tylko pojawiła się możliwość, Jezus bardzo chętnie dokonywał uzdrowień, - wiedział, że jest w tym skuteczny, że to zapewnia największą popularność i gromadzi największe tłumy. Na wszelki wypadek używał zawsze formuły – twoja wiara cię uzdrowiła – był to świetny zwrot, bardzo użyteczny na wypadek zdarzających się niepowodzeń, a w przypadkach sukcesów podkreślał, że należy gorliwie wierzyć w Jezusa Mesjasza, to wówczas będzie się nagrodzonym. Praktycznie przy każdym przypadku przywrócenia zdrowia czy nawet życia (tak odbierali niektóre zdarzenia ówcześni ludzie) podkreślał, że czyni to nie dla rozgłosu, a z łaskawości i zakazywał rozpowiadania o tym. Był to typowy zabieg propagandowy, mający dodawać nimbu szlachetności w sytuacjach, gdy i tak zazwyczaj było bardzo wielu świadków.

Warto dodać, że uzdrowienia nie tylko miały zadanie budowania popularności i przekonywania, że ich autor jest Mesjaszem, ale i wprost wskazywały na niego jako na króla. W powszechnym mniemaniu żydowskiego plebsu (podobnie było w innych krainach) każda osoba zasiadająca na tronie może uzdrowić swym dotykiem. Właściwość tę mają nawet szaty króla i dlatego tylko samo dotknięcie wspaniałego płaszcza Jezusa - Króla również miało zbawienny efekt.

piątek, 15 stycznia 2016

Juda Iszkaria

Uroczystość zaślubin Łazarza i siostry Jezusa w Kanie Galilejskiej była szumna i dostatnia – bądź co bądź rodzina panny młodej była całkiem zasobna, a pan młody był wręcz bardzo bogaty. Wesele rozpoczęło się w środę i trwało aż do szabasu. Było bardzo wielu gości, w tym Jezus ze swymi uczniami i pozostałymi osobami z grupy, cała rodzina Marii, lokalna starszyzna, znajomi z Nazaretu i Kany Galilejskiej, ojciec i siostry młodego z Betanii i jeszcze trochę ich rodziny i przyjaciół. Przygotowano sześć stągwi (kilkaset litrów) wina i usługiwała liczna służba. Bawiono się tak dobrze, że w końcu okazało się, że wina może jednak zabraknąć. Maria, gospodyni uroczystości, miała problem i poprosiła o pomoc najstarszego syna. Wobec wcześniejszych ich niedobrych stosunków był to z jej strony gest zaufania, a Jezus zrozumiał go i pomógł - poradził, aby greckim zwyczajem rozcieńczyć pozostałe jeszcze wino wodą, a mocno już rozbawieni goście i tak nie zauważą różnicy, co oczywiście sprawdziło się.

Po wspaniałej uroczystości Jezus zaprosił matkę, a także braci, do Kafarnaum. Chciał spędzić kilka dni z niewidzianą od lat rodziną, zwłaszcza z Marią, którą mimo niesnasek zawsze kochał. Chciał też pochwalić się, że mimo wygnania go z rodzinnego miasta tylko w jednym ubraniu, to poradził sobie doskonale, ma duży dom, wielu uczniów i innych usługujących mu ludzi, jest dobrze zaopatrzony, bogaty, szanowany.

Po załatwieniu kwestii połączenia rodzin i zabezpieczeniu w ten sposób wzajemnych interesów, można było wreszcie przejść do spraw zasadniczych. Jezus ponownie spotkał się z Szymonem Faryzeuszem Trędowatym, Józefem z Arymatei i Nikodemem i ustalili dalsze konkretne kroki.

Teraz Jezus musi ruszyć w wielki obchód Palestyny i innych pobliskich krain zamieszkałych przez Żydów i będzie się wszędzie prezentował jako Mesjasz.

Na początek należy dokonać pewnych posunięć organizacyjnych w stale towarzyszącej mu grupie. Jezus musi wyznaczyć dwunastu mężczyzn, którzy staną się oficjalnie jego uczniami, przybocznym orszakiem, i którym będzie powierzał różne zadania. Musi być dwunastu, aby reprezentowali dwanaście plemion Izraela, a Jezus będzie im przewodził – czytelny symbol dla każdego Żyda.

Obecnie Jezus nie może już więcej przywiązywać uwagi do kwestii zdobywania dóbr materialnych. Mesjaszowi to nie przystoi i przeszkadzałoby w budowaniu właściwego obrazu. Przyszły władca musi się zachowywać jak władca. Jego jerozolimscy przyjaciele dostarczą mu tyle pieniędzy i niezbędnego wyposażenia, ile będzie mu trzeba. Z tego powodu Jezus musi wytypować spośród swych uczniów jednego, którego wprowadzi głębiej w konspirację i kontakty z nimi, by mógł służyć jako łącznik – przez niego będą przekazywane wiadomości, pieniądze, uzgadniane tajne spotkania.

Jezus zaczął się zastanawiać, któremu ze swych uczniów może najbardziej zaufać, który mu jest całkowicie wierny, uczciwy i solidny, ale też wystarczająco inteligentny, sprytny i przedsiębiorczy, aby służyć jako jego tajny posłaniec i nie przynieść wstydu przed jerozolimskimi politykami. Znał już ich wszystkich dobrze i wiedział, że kreujący się na lidera Szymon Rybak będzie mu całkowicie oddany, ale jest też bardzo prosty, nawet prymitywny, mało elastyczny, uparty i dosyć gwałtowny. Do żadnych delikatnych i wyrafinowanych misji się nie nadaje. Z innymi rybakami jest podobnie. Natomiast był jeden uczeń, który całkiem nieźle spełniał wszystkie wymagane warunki i podobał się Jezusowi. Był na tyle wierny i uczciwy, że Jezus mógł mu powierzyć nawet skryte przynoszenie pieniędzy z Betanii czy z Jerozolimy. Ten uczeń miał na imię Juda.

Czy ktokolwiek wtedy mógł przypuścić, że wybór Judy na zaufanego ucznia Jezusa do zadań specjalnych, a pominięcie chorobliwie ambitnego i zazdrosnego Szymona Rybaka, wpłynie na losy świata? A tak się właśnie stało.

Juda okazał się absolutnie godny zaufania, jakim go obdarzył Jezus. Ściśle i dokładnie wypełniał wszelkie polecenia swego Mistrza jako łącznik i nie tylko. Wkrótce Jezus powierzył mu stały nadzór nad wszelkimi sprawami materialnymi grupy – bycie jej skarbnikiem. Juda i tak przynosił pieniądze od współspiskowców i dobrze orientował się w całości finansów i on też, z dyspozycji Jezusa, wydzielał różne kwoty innym uczniom na niezbędne zakupy.

Łatwo zrozumieć jak taka funkcja prawej ręki Mesjasza i  jego zaufanego dysponenta dóbr materialnych wpłynęła na stosunek do Judy innych uczniów, a zwłaszcza dotychczasowego ich lidera Szymona Rybaka. W dodatku Juda, na wyraźne polecenie Jezusa, nie miał prawa nikomu ujawniać dokąd i w jakim celu wychodzi często samotnie z Kafarnaum na całe dni, ani oczywiście skąd się biorą pieniądze. Wszelkie pytania innych uczniów na ten temat musiał zbywać jakimiś zmyślonymi legendami, kłamstwami,  co wszyscy oni zaraz zauważyli i nie omieszkali wykorzystać w bezsilnej zawiści. To właśnie z tego powodu został on wkrótce przez nich obdarzony przydomkiem Juda Iszkaria, co znaczy w języku aramejskim Judasz Łgarz lub Judasz Kłamca. 
 

niedziela, 10 stycznia 2016

Droga do Kany Galilejskiej

Po kilkunastu dniach ostrożnych zabiegów Józef z Arymatei i Nikodem uzyskali nieoficjalną audiencję w pałacu Heroda, obecnej siedzibie cesarskiego namiestnika. Reakcja Piłata okazała się zgodna z przewidywaniami. W poufnej rozmowie sam na sam stwierdził on, że problemy religii mojżeszowej go nie interesują. Ewentualne pojawienie się na ziemi posłańca Jahwe, zwanego Synem Bożym czy też Królem Izraela, który chce rządzić w świątyni jerozolimskiej, to wewnętrzna sprawa żydowska, pod niepodważalnym warunkiem, że nie doprowadzi to do wystąpień przeciwko Rzymowi i zakłócenia płacenia podatków. Jeżeli obecni arcykapłani uciekną przed tym Mesjaszem, to on ich bronić nie będzie. O ile ten nowy pomazaniec zagwarantuje całkowite podporządkowanie się zwierzchności Imperium, to prefekt go zaakceptuje, a nawet poprze, gdyż Kajfasz i Annasz są bardzo przewrotni i nie można im w ogóle ufać. Oczywiście to spotkanie pozostaje w całkowitej dyskrecji, a dokładnie to Piłat nic nie wie o żadnych planach faryzeuszy, ani o jakimś Mesjaszu – tej rozmowy nie było.

Piłat głośno tego nie powiedział, ale otrzymana informacja, że szykuje się zawzięta walka wśród samych Żydów o władzę nad świątynią, bardzo go ucieszyła. Reguła „dziel i rządź” była naczelną zasadą postępowania Cesarstwa w podbitych prowincjach, a teraz właśnie pojawiała się szansą na poważny konflikt między mieszkańcami tej trudnej do zarządzania i niespokojnej krainy. Prefekt w żadnym wypadku nie zamierzał przeszkadzać w narastaniu rywalizacji i niech trwa ona jak najdłużej. Wcześniej czy później obie strony przyjdą do niego z prośbą o arbitraż, o wskazanie zwycięzcy, o rozstrzygnięcie, a właśnie taka rola najbardziej mu odpowiadała.

Józef i Nikodem byli bardzo usatysfakcjonowani rezultatem spotkania, a ucieszył się też Szymon Trędowaty. Oczywiście wszyscy oni dobrze wiedzieli jakie są prawdziwe motywy Piłata, ale właśnie na nie liczyli. Ich realnym wrogiem byli arcykapłani i zagwarantowanie neutralności prefekta było warunkiem niezbędnym podjęcia walki z nimi. Natomiast uzyskana dodatkowo deklaracja przychylności Piłata ogromnie podnosiła szanse powodzenia całego anty arcykapłańskiego spisku, a nawet czyniła go prawie pewnym. Można było rozpoczynać.

W tym jednak miejscu Szymon Faryzeusz postanowił być przezorny. Jezus był silną osobowością, bardzo niezależną, ale właśnie to trochę Szymona niepokoiło – czy nie popełni on jakichś błędów, albo czy nie stanie się zbyt samodzielny. Szymon przemyślał to i wysłał do Kafarnaum ponownie syna Łazarza, ale polecił mu teraz, by nie tylko umówił kolejne poufne spotkanie, ale też by zwrócił się do Jezusa z prośbą, że chce zostać jego uczniem. Stała obecność Łazarza w grupie otaczającej Mesjasza wydała się Szymonowi najlepszym zabezpieczeniem i sposobem kontroli sytuacji.

Łazarz dotarł do Kafarnaum i dokładnie wypełnił polecenie ojca, ale spotkało go duże rozczarowanie. Jezus nie zgodził się, by przyłączył się on na stałe do niego. Odmowę swą umotywował tym, że Łazarz, jako bardzo bogaty młodzieniec, wykształcony w Jerozolimie, nie pasuję do jego uczniów, ludzi ubogich i prostych - gdyby był biedakiem to owszem, ale obecnie nie. W rzeczywistości Jezus doskonale zrozumiał, jaką rolę miałby pełnić przy nim Łazarz i wcale mu się to nie spodobało – odczytał to jako brak zaufania ze strony Szymona, a był na to zbyt dumny.

Gdy Łazarz przekazał ojcu, że Jezus nie zgodził się, aby został on jego uczniem, Szymon pojął, że popełnił błąd. Oczywiście domyślił się motywów odmowy i musiał je zaakceptować, ale problem jednak pozostał i nawet nabrzmiał. Jezus ma ogromną szansę, że w nieodległym czasie stanie się Królem Izraela, najważniejszą postacią w świecie żydowskim, a właśnie pokazał, że nie będzie zbyt łatwo ulegał swym jerozolimskim protektorom. Coś więc trzeba zrobić, aby nie mógł nigdy zapomnieć o ludziach, którzy mu pomogli i skierowali na sam szczyt.

Szymon ponownie przemyślał wszystko i opracował nową taktykę - tego typu sprawy załatwia się wśród poważnych ludzi poprzez związki rodzinne, zaaranżowane małżeństwa. W tej sytuacji całkiem sensowne byłoby, aby Jezus ożenił się z jedną z córek Szymona, na przykład z Marią, która ewidentnie mu się podoba. Tę sympatię warto będzie podtrzymywać, ale na ożenek jest jeszcze za wcześnie, bo co będzie, jeżeli coś się w spisku nie uda; zostawmy to na czas po wygranej. Można natomiast kwestie połączenia rodzin (i interesów) załatwić delikatniej, na przykład poprzez małżeństwo Łazarza z którąś z dorastających sióstr Jezusa, które mieszkają w Nazarecie. Jezus jest obecnie skonfliktowany ze swą matką i rodzeństwem, ale to nie jest poważna sprawa i łatwo to naprawić.

Szymon z synem udali się do Kafarnaum, a następnie do Nazaretu i wszystko pomyślnie załatwili. Jezus nie miał nic przeciwko pogodzeniu się z matką, dawne pretensje już bardzo osłabły i przestały mieć znaczenie. Spodobał mu się także pomysł ożenku bogatego Łazarza ze swoją siostrą – to jednak wyglądało całkiem inaczej niż kontrolowanie go z pozycji ucznia. 

Również Maria ucieszyła się z możliwości pogodzenia się z najstarszym synem i zyskania dla córki doskonałej partii na męża. Uroczystość weselna będzie aktem zaślubin i połączenia się rodów oraz jednocześnie momentem pojednania się matki i syna. Wesele zgodnie z tradycją organizuje rodzina oblubienicy i powinno ono odbyć się w Nazarecie, ale pojawia się tu wielki problem. Jezus jest wciąż wygnańcem ze swego rodzinnego miasta i pod groźbą śmierci nie może tu przyjść. W tej sytuacji Maria zdecydowała się urządzić uroczystości w odległej ok. 10 km Kanie Galilejskiej, skąd pochodziła i gdzie miała krewnych.


środa, 6 stycznia 2016

Ty jesteś Mesjasz

Przemyślenia i wnioski jakie uzgodnił Szymon Faryzeusz Trędowaty ze swymi przyjaciółmi z sanhedrynu, były dopiero wstępem do bardzo trudnej i niebezpiecznej gry, ale niczego nie należało zaniedbywać także na tym etapie. Jednym z warunków przyszłego sukcesu było zapewnienie pewnej i oczywiście tajnej łączności między nimi, a Jezusem Galilejczykiem. Szymon postanowił wykorzystać do tego Łazarza - komu mógł bardziej zaufać niż synowi. Teraz więc wysłał go do Kafarnaum, aby dyskretnie przekazał Jezusowi, że jest on ponownie oczekiwany w Betanii i uprzedził proroka, że sprawa jest poufna i ważna. Niespodziewane zaproszenie zostało przyjęte z dużym zaciekawieniem.

Kilka dni później Jezus i wiernie towarzyszący mu uczniowie znów dotarli do Betanii. W domu Szymona jego córki Marta i Maria, tak jak poprzednio, przyjęły ich bardzo serdecznie, ale ich ojciec nie pokazywał się. Dopiero późno w nocy, gdy wszyscy już zasnęli, Łazarz zabrał Jezusa do innych pomieszczeń, gdzie oczekiwał Szymon. Wkrótce, korzystając z ciemności, skrycie dotarli tu z Jerozolimy Józef z Arymatei i Nikodem. Konspiracyjne warunki i obecność aż trzech osób ze szczytów żydowskich elit gwarantowała, że rozmowa jest absolutnie poważna.

Jezus wysłuchał propozycji udziału w Wielkim Planie z najwyższym zainteresowaniem. Oferta wielkich jerozolimskich polityków i bogaczy zgodnie z którą on sam jako Mesjasz miałby po jakimś czasie stanąć na czele narodu żydowskiego i panować w świątyni jerozolimskiej, była oszałamiająca. Rozmówcy przedstawiali to przedsięwzięcie jako wymagające wysiłku, długotrwałe, trudne, nawet niebezpieczne, jednak całkowicie realne. Poruszyli też sprawę zasadniczą, czyli możliwą reakcję Rzymian na ewentualne kroki spiskowców, ale zapewnili, że ta przeszkoda jest do pokonania. Jednocześnie sami zadeklarowali udział w przedsięwzięciu i jak najdalej idącą pomoc w realizacji podstawowej, najważniejszej i najbardziej złożonej części, jaka przypadała Jezusowi. Wyjaśnili, że oni też ponoszą ryzyko – może nie aż tak duże jak on, ale to jemu miały przypaść największe korzyści. Stałym motywem w ich argumentach było przypominanie, że dopóki Kajfasz i Annasz stoją na czele świątyni, to nie tylko wszyscy tu obecni, ale i cały naród żydowski jest zagrożony – a przecież można by pod mądrymi rządami stworzyć całkiem szczęśliwe królestwo dla całego Izraela.

Jezusa ta niezwykła propozycja napełniła wielką dumą. Był oczywiście zbyt inteligentny, by nie dostrzegać trudności i niebezpieczeństw, ale też miał bardzo wysokie poczucie własnej wartości i królewska oferta jeszcze dodatkowo podniosła je. Wiedział już jak bardzo łatwo jest kierować prostymi ludźmi, jak im imponować, jak wykorzystywać ich nadzieję, strach, potrzeby – robił to niemal codziennie od kilku lat jako prorok i może to robić jeszcze skuteczniej w przyszłości jako Mesjasz. Zwłaszcza, że bycie nadal zwykłym nauczycielem i uzdrowicielem trochę mu się już zaczynało nudzić, a pojawiające się przed nim zadanie było nadzwyczaj ekscytująca. Najważniejsze jednak w tym wszystkim było to, że on wciąż wierzył, iż Jahwe otacza go szczególną opieką – niegdyś uratował go w ostatniej chwili przed śmiercią z rąk Nazaretańczyków, a później dał mu niezwykłą moc uzdrawiania i pozwolił spełnić marzenia o zostaniu prorokiem. Obecna propozycja wyglądała na kolejny dar z nieba. Jezus zgodził się.

Wszyscy czuli wagę powziętych decyzji, ale też wiedzieli, że zanim rozpoczną jakiekolwiek dalsze działania, konieczne jest spełnienie warunku podstawowego: trzeba zapewnić sobie co najmniej neutralności Rzymian, a dokładniej muszą mieć jasno określone stanowisko rzymskiego prefekta, co do możliwości zmiany arcykapłana. Bez tego cały spisek nie miałby najmniejszych szans, a co za tym idzie i jakiegokolwiek sensu. Zadania poinformowania i ustalenia stanowiska prefekta podjęli się Józef z Arymatei i Nikodem – jako członkowie sanhedrynu posiadali różne możliwości, aby poprosić Piłata o rozmowę. Mieli też znajomych wśród dworu cesarskiego namiestnika i jego małżonki, więc mogli uczynić to zachowując niezbędną dyskrecję przed arcykapłanami. Jeżeli stanowisko Piłata będzie przychylne, to wówczas spotkają się ponownie, by przejść do części praktycznej, omówić szczegóły i przygotować Jezusa do dalszych kroków.

Jezus wracał do Kafarnaum bardzo podekscytowany, cały zaprzątnięty myślami o oczekującym go zadaniu i wyobrażeniami przyszłego tryumfu. Towarzyszący mu uczniowie nic nie wiedzieli o celu wizyt w Betanii i nie całkiem byli z nich zadowoleni, bowiem droga nad Genezaret zajmowała dobrych kilka dni. W czasie tej wędrówki ciągle zaaferowany Jezus nie mógł się powstrzymać - musiał to sprawdzić - i zadał im nagle pytanie: „Za kogo mnie ludzie uważają?” Trochę zaskoczeni uczniowie zaczęli zgadywać, że może za jakiegoś proroka, albo za Eliasza, czy też za zmartwychwstałego Chrzciciela. Wreszcie Szymon Rybak znalazł właściwy trop i powiedział „Ty jesteś Mesjasz”. Jezus się uspokoił – a więc jego kalkulacje nie są bezpodstawne, przekonanie ludzi, że jest Synem Bożym nie musi być wcale bardzo trudne. Na razie jednak zakazał uczniom by to rozgłaszali, było na to jeszcze za wcześnie; trzeba czekać na znak z Betanii.

sobota, 2 stycznia 2016

Wielki plan

Po wizycie w Betanii Jezus wraz z uczniami wrócił do Kafarnaum. Bardzo go bolało upokarzające lekceważenie, czy wręcz pogarda, jaką okazali arcykapłani dla jego osiągnięć, doskonale też rozumiał jak wielkie niesie to niebezpieczeństwo dla jego pozycji proroka, ale niewiele mógł z tym zrobić. Ponownie ruszył na drogi Galilei, by nauczać i uzdrawiać.

W Betanii Szymon Trędowaty wciąż zastanawiał się nad ostatecznym wnioskiem jaki wyłonił się w rozmowie z Jezusem. W pierwszej chwili mógł on wydawać się mało realny, ale Szymon kilkanaście lat temu widział już jak łatwo usunąć arcykapłana - w ciągu trzech lat zmieniło się ich wówczas aż czterech. Więc może trzeba się jeszcze nad tym poważnie zastanowić, rozważyć na spokojnie. Miał wciąż w Jerozolimie zaufanych przyjaciół, sojuszników ze stronnictwa faryzeuszy, Józefa z Arymatei i Nikodema. Ci poważni politycy, członkowie sanhedrynu, solidni i bogaci ludzie, czekali z nadzieją na powrót swego przywódcy Szymona Faryzeusza do stolicy, a on wiedział, że zawsze może liczyć na ich pomoc.

Wkrótce, zachowując pełną dyskrecję, Szymon zaprosił swych przyjaciół na tajną naradę do Betanii. Najpierw opowiedział im o Jezusie z Nazaretu, wielkim kaznodziei i uzdrowicielu znad Genezaretu, którego tysiące ludzi w Galilei podziwia, wielbi, uważa za proroka, a nawet za samego Mesjasza. Szymon niedawno udał się do niego po oczyszczenie z trądu i Jezus, obdarzony przez Jahwe jakąś niezwykłą mocą, dokonał tego. Następnie szczegółowo poinformował o niegodziwości, którą kolejny raz wyrządzili mu arcykapłani, co oczywiście wywołało wielkie oburzenie Józefa i Nikodema. Wówczas Szymon postawił przed nimi zaskakujące zagadnienie: przy obecnych arcykapłanach sytuacja ich wszystkich, czyli całego kierownictwa faryzeuszy, jest beznadziejna, więc jedynym wyjściem jest obalenie władzy Kajfasza i Annasza i przegonienie ich ze świątyni. Co oni o tym sądzą?

Narada trwała długo. Najpierw rozpatrzono kwestię rzymskiej okupacji i tego, że to Piłat z Pontu, rzymski prefekt Judei, ma prawo wyznaczać arcykapłanów. Piłat jak wiadomo nie lubi Kajfasza, ale obecnie nie ma żadnego formalnego powodu, aby go zmieniać. Gdyby sami Żydzi zmusili Kajfasza do rezygnacji ze stanowiska, to pewnie nie miałby nic przeciwko, aby go kimś zastąpić. Rzymianom w zasadzie jest wszystko jedno, kto rządzi w świątyni, aby tylko zagwarantowano im, że nowy arcykapłan nie zacznie buntować ludzi przeciwko imperium i że będzie oddawał cesarzowi należne mu podatki.

Trudniejszy problem jest w tym, że zgodnie z hebrajskim prawem każdy arcykapłan czy kapłan musi pochodzić z rodu Kohnów, a znalezienie wśród nich kogoś, kto zechce siłą obalić Kajfasza, jest oczywiście niemożliwe. W takiej sytuacji przepędzić obecnych arcykapłanów mógłby tylko ktoś, kto zgodnie z Prawem stoi jeszcze wyżej od nich, ktoś, kto jest przysłany na ziemię przez samego Boga, czyli jego Mesjasz, Syn Boży, Zbawiciel. Nie ma jednak sensu liczyć na rychłe przyjście prawdziwego Mesjasza z nieba; nie tylko nie wiadomo jak długo trzeba czekać, ale również jak go rozpoznać - powinien dać znaki swojej mocy, tyle, że też nie wiadomo jakie. Jest to wielki problem dla wszystkich badających Pismo, ale i stwarza nieoczekiwaną szansę.

Czy wobec powyższego nie może wystąpić w roli Mesjasza Jezus z Nazaretu?

Przecież już teraz są liczni ludzie widzący w nim wielkiego proroka, wybrańca Boga, a nawet wprost Zbawiciela. Jednocześnie dokonywane przez niego nadzwyczajne uzdrowienia mogą być doskonale potraktowane jako te oczekiwane znaki. Oczywiście jest więcej warunków jakie powinien spełnić Mesjasz, m. in. w kwestii pochodzenia czy miejsca narodzin, ale Uczeni w Piśmie dobrze wiedzą, że Pismo zawiera przeróżne zwroty i określenia i bardzo różnie można je interpretować. Nawet z najtrudniejszymi pytaniami biblijnymi można sobie doskonale poradzić, jeżeli się tylko wie jakiego cytatu użyć - dla przykładu: Mesjasza nazywa się Synem Bożym, ale równoprawne jest też miano Syn Człowieczy, a to wygląda już całkiem inaczej. Jezus jest bardzo bystrym człowiekiem i powinien z tym sobie radzić, a jego niespotykane zdolności uzdrowicielskie rozwieją ewentualnie rodzące się wątpliwości. Ponadto ma nieprzeciętną osobowośc, silny charakter, dużo charyzmy, więc byłby w stanie sprostać trudnemu zadaniu. Na koniec trzeba powiedzieć, że czuje się on bardzo głęboko urażony przez obecnych hierarchów, więc ma osobisty powód by zaangażować się w działania przeciwko nim. 

Dokonanie przewrotu będzie wymagało przede wszystkim, aby Jezusa uznały za prawdziwego Mesjasza jak najszersze masy żydowskie. Dzisiaj kochają go całe gromady Galilejczyków, ale gdy odpowiednio poprowadzi się dalszą kampanię, teraz już wyraźnie ukierunkowaną na przekonanie ludzi, że jest Mesjaszem, to jutro może zgromadzić kolejne dziesiątki tysięcy zwolenników w pozostałych krainach zamieszkałych przez wyznawców wiary mojżeszowej. Mesjasz to tytuł równoznaczny z mianem Król Izraela, więc dla wszystkich, którzy uwierzą w Jezusa będzie oczywiste, że to jemu należy się władza nad świątynią; nawet jeżeli nie będą chcieli tego uznać arcykapłani, to przed potęgą tysięcznych tłumów będą musieli ustąpić nawet oni. Trzeba będzie tylko wybrać odpowiedni moment, aby na czele takich mas przyszedł do Jerozolimy, a nikt mu się wówczas nie przeciwstawi i sami arcykapłani padną przed nim na twarz. Ta cała kombinacja zaczyna wyglądać całkiem obiecująco.

Oczywiście arcykapłani są groźnymi przeciwnikami i niewątpliwie podejmą walkę, ale Szymon, oraz Józef i Nikodem, utajnieni zwolennicy Jezusa w sanhedrynie, będą go poufnie uprzedzali o zamiarach hierarchów i wykorzystają wszystkie swe możliwości i zasoby, aby mu pomagać. Najważniejsze teraz to zachowanie pełnej dyskrecji, bo jeżeli arcykapłani zorientują się zbyt wcześnie, wówczas szansa powodzenia tego spisku zmaleje do zera. O dalszych szczegółach, uzupełnieniach i niezbędnych korektach działań będą rozmawiali później. Sprawa jest niewątpliwie trudna, ale jednak realna i z boska pomocą uda się. Teraz należy w jak największej konspiracji spotkać się z Jezusem, przedstawić mu wstępnie opracowany plan i liczyć, że zgodzi się go realizować.