piątek, 29 maja 2015

Żeby nikt o tym nie wiedział


W poprzednim wpisie stwierdziłem, że różne miejscowości czasami nie wpuszczały do siebie Jezusa wraz z uczniami. Dotarły do mnie zarzuty, że przesadziłem, gdyż oprócz Niegościnnych Samarytan nie ma w ewangeliach innych tego przykładów. Proszę więc przeczytać u synoptyków opis jednej z wypraw - Mateusz 8, 28-34; Marek 5, 1-20; Łukasz 8, 26-39. Zrelacjonuję to w skrócie: Jezus dotarł łodzią do brzegu jeziora Genezaret na ziemiach Gadareńczyków i ruszył z całą swoją grupą do miasta. Po drodze spotkali człowieka dotkniętego obłędem, którego bano się w okolicy. Jezus uzdrowił go, czyli wygonił z niego złe duchy. Wygnane duchy weszły w pasące się w pobliżu stado świń, które wpadły w szał, rzuciły się do jeziora i utonęły.

Wtedy całe miasto wyszło na spotkanie Jezusa; a gdy go ujrzeli, prosili, żeby odszedł z ich granic. On wsiadł do łodzi, przeprawił się z powrotem i przyszedł do swego miasta. Mt 8, 34 – 9, 1

Trudno się dziwić reakcji Gadareńczyków, którzy z powodu wizyty Jezusa z uczniami stracili swój dobytek, czyli stado świń. Należy raczej podziwiać zdolności autorów ewangelii, którzy niewpuszczenie Jezusa i jego ludzi do miasta przedstawili jako grzeczną prośbę mieszkańców, by odszedł.

Przy okazji tej wyprawy warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden interesujący element z działalności Jezusa. Stosunkowo często w ewangeliach mówi się, że Jezus uzdrawiając ludzi przykazywał im, by o tym nikomu nie rozgłaszali. Ma to być dowód, że czynił to z dobroci serca, a nie dla zdobywania popularności. Otóż sprawa wygląda nieco inaczej. Już na początku swej działalności Jezus uzdrowił trędowatego (Szymona Trędowatego):

Jezus surowo mu przykazał i zaraz go odprawił, mówiąc mu: „Uważaj, nikomu nic nie mów, ale idź, pokaż się kapłanowi i złóż za swe oczyszczenie ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich”. Lecz on po wyjściu zaczął wiele opowiadać i rozgłaszać to, co zaszło. Mk 1,43-45

A więc nikomu nic nie mów, ale jednocześnie pokaż się kapłanowi i złóż publiczną, dosyć skomplikowaną ofiarę, na świadectwo dla nich  - przecież to sprzeczność. 

W jednym z miasteczek zmarła córka przełożonego synagogi i było wielkie zamieszanie, a rodzina i wielu znajomych zawodziło i płakało. Jezus, poproszony przez ojca dziewczyny, polecił wyjść z domu wszystkim oprócz rodziców, a następnie ożywił zmarłą.

Przykazał im też z naciskiem, żeby nikt o tym nie wiedział. Mk 5, 43

Przykazanie to, gdy wszyscy już wiedzą o śmierci dziecka, jest bezsensowne, ale ładnie brzmi i ma  świadczyć o skromności Jezusa.

W pewnym momencie Jezus dowiaduje się, że jakiś obcy człowiek próbuje uzdrawiać chorych, powołując się na jego imię. Apostołowie proponują, by zabronić fałszywemu uczniowi takich praktyk.

Lecz Jezus odrzekł: „Nie zabraniajcie mu, bo nikt, kto czyni cuda w imię moje, nie będzie mógł zaraz źle mówić o Mnie. Kto bowiem nie jest przeciwko nam, ten jest z nami”. Mk 9, 39-40

Szokujące. Jezus wie, iż to jakiś fałszywy uczeń, ale wcale nie zaprzecza, że on rzeczywiście czyni cuda! W dodatku nie trzeba mu tego zabraniać, ponieważ jednocześnie ten człowiek zwiększa popularność Jezusa. A jeszcze powiedzenie Kto nie jest przeciwko nam, ten jest z nami - tak może powiedzieć wyłącznie polityk (są to słowa Juliusza Cezara z okresu wojen domowych w Rzymie), a nie boski wysłannik na Ziemię.

Wróćmy teraz do wyprawy opisanej na początku, która skierowała mnie do omówienia niektórych sposobów zdobywania popularności przez Jezusa. Człowiek uzdrowiony z obłędu na ziemi Gadareńczyków zwrócił się z prośbą do Jezusa, by mógł się przyłączyć do jego grupy. Jezus jednak nie chciał mieć kogoś takiego przy sobie i odrzekł:

Wracaj do domu, do swoich, i opowiadaj im wszystko, co Pan ci uczynił i jak ulitował się nad tobą. Mk 5, 19               

Uzdrowienie nastąpiło z dala od ludzi, nikt postronny nie widział cudu, więc teraz wcale nie nakazuje trzymania tego wydarzenia w tajemnicy, a wręcz przeciwnie - opowiadaj im wszystko. Komentarze są zbyteczne.


wtorek, 26 maja 2015

Synowie Gromu


Jezus wysłał swych apostołów (Rozesłanie Dwunastu) z zadaniem werbunku jak największej ilości nowych uczniów w momencie gdy została już podjęta decyzja o realizacji wyprawy do Jerozolimy i był precyzyjnie ustalony jej ostateczny termin. Zdecydowali o tym wspólnie Jezus oraz główni, ale utajeni  inspiratorzy jego działań, czyli Józef z Arymatei i Nikodem, podczas konspiracyjnego spotkania na wysokiej górze - polecam przypomnienie wpisów Przemienienie Jezusa oraz Jego słuchajcie. W pewnym momencie zostało to też zakomunikowane apostołom z uwagami, że gdy ruszą do Jerozolimy, to tam muszą spodziewać się oporu i niebezpieczeństw. Wystraszony takimi zagrożeniami Szymon Piotr próbował powstrzymać Jezusa przed wyprawą; nie był wprowadzony w całą konspirację, więc nie mógł wiedzieć, że termin był już postanowiony i sam Jezus nie mógł go dowolnie zmienić. Dlatego też Szymona Piotra, próbującego nieświadomie ingerować w plany szefów, spotkała nadzwyczaj ostra odprawa:

Lecz On odwrócił się i rzekł do Piotra „Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo myślisz nie na sposób Boży, lecz na ludzki”. Mt 16, 23

Szymon Piotr miał obawy, ale niektórzy inni apostołowie widząc znaczące
, w ich mniemaniu, wzmocnienie aż do ponad stu osób sił ruszających na Jerozolimę, nabrali nadzwyczajnej odwagi i zapału. Oto zdarzenie umieszczone przez Łukasza w rozdziale Podróż do Jerozolimy, a zatytułowane Niegościnni Samarytanie:

... postanowił udać się do Jerozolimy i wysłał przed sobą posłańców. Ci wybrali się w drogę i przyszli do pewnego miasteczka samarytańskiego, by Mu przygotować pobyt. Nie przyjęto Go jednak (…). Widząc to, uczniowie Jakub i Jan rzekli: „Panie, czy chcesz, a powiemy, żeby ogień spadł z nieba i zniszczył ich?”. Lecz on odwróciwszy się, zabronił im. Łk 9, 51-55

Maszerujące wojsko zawsze wysyła przed sobą zwiadowców na rozpoznanie terenu i kwatermistrzów mających przygotować strawę i zapewnić nocleg. Zwiad był też konieczny, by upewnić się, czy w pobliżu nie ma oddziałów rzymskich; mogłyby się one zaniepokoić zbyt liczną zorganizowaną grupą i zareagować we właściwy sobie sposób.
 

Dalszy ciąg cytatu również jest jednoznaczny: Jakub i Jan proponują Jezusowi przeprowadzenie operacji typowo wojskowej, czyli zorganizowanie zbrojnej akcji, mającej na celu zniszczenie (spalenie) opornej miejscowości, która odmówiła goszczenia ich oddziału. Jakub z Janem poczuli się oficerami, mają pokaźny zastęp podwładnych, więc są gotowi poprowadzić go na karną ekspedycję. Dotychczas nikt z apostołów nigdy nie miał takich pomysłów, chociaż zdarzało się już wczesniej, że czasami nie wpuszczano ich do miasteczek. Jezus zabrania; wieść o takim zdarzeniu z pewnością rozeszłaby się po kraju i zraziła do niego wielu tych, na których najbardziej mu zależało. Postawiłaby także w stan gotowości legiony rzymskie. Absolutny priorytet to operacja w Jerozolimie; nie wolno wcześniej wywoływać alarmu ani rozpraszać sił na jakieś mieściny.

Jednym z tradycyjnych tematów analizowanych przez badaczy biblijnych są przydomki jakimi są określani w ewangeliach poszczególni apostołowie
(np. Skała, Gorliwy, Bliźniak, Większy, Niedowierzający, itp.). Wywołuje to szereg dyskusji i interpretacje są różne, ale nie znalazłem dotychczas żadnego sensownego wyjaśnienia dlaczego Jakub i Jan, synowie Zebedeusza, zostali nazwani przez Jezusa Boanerges, to znaczy Synowie Gromu. Teraz jednak, po właściwym zrozumienie rozdziału Niegościnni Samarytanie, sprawa staje się oczywista; zapał, odwaga, bojowość, a nawet bezwzględność, jaką wykazali się w tym momencie Jakub i Jan, w pełni uzasadniają ten waleczny przydomek jakim zostali obdarzeni.

piątek, 22 maja 2015

Nawet na posiłek nie mieli czasu


Już wiemy, że dzięki rozesłaniu apostołów (w którym Kościół uparcie doszukuje się wskazówek do swej działalności misyjnej), liczebność całej grupy towarzyszącej Jezusowi gwałtownie zwiększyła się do ponad stu osób. I Jezus i apostołowie uznali to za sukces.
 
Wtedy Apostołowie zebrali się u Jezusa i opowiedzieli Mu wszystko, co zdziałali i czego nauczali. A On rzekł do nich: „Pójdźcie wy sami osobno na miejsce pustynne i wypocznijcie nieco”. Tak wielu bowiem przychodziło i odchodziło, że nawet na posiłek nie mieli czasu”. Mk 6, 30-31

Tak wielu przychodzących i odchodzących to właśnie efekt zakończonej wyprawy werbunkowej, grupa 72 nowych uczniów, którzy zgodzili się wziąć udział w decydującej wyprawie do Jerozolimy. W przytoczonym cytacie nieomal czuje się atmosferę wojskowego obozu, przygotowującego się do wielkich zadań.

Jak w każdym tego typu oddziale "nowych" trzeba było poddać pewnej obróbce, zdyscyplinować. Oto jak Jezus reaguje na niektóre ich prośby:

„Panie, pozwól mi najpierw pójść i pogrzebać mojego ojca”. Lecz Jezus odpowiedział: „Pójdź za Mną, a zostaw umarłym grzebanie ich umarłych”. Mt 8, 21-22

„Panie, chcę pójść za Tobą, ale pozwól mi najpierw pożegnać się z moimi w domu”. Jezus mu odpowiedział: „Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do królestwa Bożego”. Łk 9, 61

Żaden wódz nie może pozwolić, by przed rozstrzygającym starciem odchodzili z oddziału żołnierze, nawet jeżeli mają ku temu ważne powody. Wkrótce wielu następnych znalazłoby równie dobre uzasadnienie odejścia, a pozostali traciliby pewność i zapał do walki. Litość, współczucie czy zrozumienie w takich sytuacjach nie mają zastosowania.   

Jezus nie zaniedbał także dodania odwagi i podniesienia na duchu nowo przychodzących do niego ochotników i jak wytrawny wódz przemawiał:

Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, a potem nic więcej uczynić nie mogą. Pokażę wam, kogo się macie obawiać: bójcie się Tego, który po zabiciu ma moc wtrącić do piekła. Tak mówię wam: Tego się bójcie. Łk 12, 4-5


Lecz, kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony. Mt 24, 13

Nie bój się, mała trzódko, gdyż spodobało się Ojcu waszemu dać wam  królestwo. Łk 12, 32

Również do "nowych" jest skierowana, zapisana przez Mateusza, dosyć zaskakująca Przypowieść o robotnikach w winnicy. W opowiadaniu tym gospodarz wynajmuje w różnym czasie pracowników do swej winnicy. Tym, którzy pracowali cały dzień, płaci denara, tym, którzy pracowali pół dnia, płaci również denara, a tym, którzy pracowali bardzo krótko, tylko wieczorem, także płaci denara. Sens tej w gruncie rzeczy niesprawiedliwej przypowieści w zaistniałej sytuacji staje się jasny: nowi uczniowie niech się nie obawiają, że dostaną gorszą zapłatę po zwycięstwie niż starzy towarzysze Jezusa. Nawet za krótką pracę dla niego mogą otrzymać tyle samo co apostołowie; niech się starają – nagrody będzie wypłacał sam Jezus Mesjasz - Król. To on zdecyduje.


wtorek, 19 maja 2015

Ilu było apostołów?


Na proste pytanie: ilu było apostołów (z greckiego - wysłanników, posłańców)?, każdy bez wahania odpowie, że 12. Niektórzy, po zastanowieniu się, że z Judaszem było coś nie tak, zaczną mieć wątpliwości. Bardziej rozeznani w zawiłościach Nowego Testamentu przypomną sobie, że jako uzupełnienie Dwunastu, już po śmierci Jezusa, został wybrany Maciej - Dar Boży, zwany Trzynastym Apostołem (więc chyba Judasza też zaliczamy do 12). Inni dopowiedzą jeszcze, że Apostołem nazwano później również Św. Pawła, który co prawda sam nigdy Jezusa nie widział, ale faktycznie to on wymyślił chrześcijaństwo jako religię, więc mu się należy. Co prawda z Judaszem będzie teraz już 14, ale to i tak nic w porównaniu z Ewangelistą Łukaszem, który zamieścił następującą informację: 

Wysłanie siedemdziesięciu dwóch. Następnie wyznaczył Pan jeszcze innych siedemdziesięciu dwóch i wysłał ich po dwóch przed sobą do każdego miasta i miejscowości, dokąd sam przyjść zamierzał. Łk 10, 1

A dalej pisze równie precyzyjnie:

Wróciło siedemdziesięciu dwóch z radością, mówiąc: „Panie, przez wzgląd na Twoje imię, nawet złe duchy nam się poddają”. Łk 10, 17

Zważywszy, że Łukasz wcześniej opisał Pierwsze wysłanie apostołów, które zaczął: Wtedy zawołał Dwunastu i dał im moc i władzę ...(Łk 9,1), to wychodzi, że wysłanników (apostołów) powinno być co najmniej 12 + 72 czyli 84, albo i więcej.

Wyjaśnienie problemu 72, którym analitycy kościelni rzadko się zajmują, bowiem nie bardzo wiadomo co z nimi zrobić, jest wbrew pozorom całkiem proste. Najpierw trzeba tylko uświadomić sobie czym było Rozesłanie Dwunastu i zrozumieć sens instrukcji jaka otrzymali apostołowie.

Tych to Dwunastu wysłał Jezus, dając im następujące wskazania: ... Idźcie raczej do owiec, które poginęły z domu Izraela.... i głoście: Bliskie już jest królestwo niebieskie. … Nie zdobywajcie złota ani srebra, ani miedzi do swych trzosów … A gdy przyjdziecie do jakiegoś miasta albo wsi, wywiedzcie się, kto tam jest godny, i u niego zatrzymajcie się, dopóki nie wyjdziecie. Wchodząc do domu przywitajcie go pozdrowieniem. … Co mówię wam w ciemności, powtarzajcie na świetle, a co słyszycie na ucho, rozgłaszajcie na dachach”. Mt 10, 5-27

Powyższy cytat jest drastycznym skrótem znacznie dłuższej wypowiedzi Jezusa. Tu zostały zaprezentowane jedynie szczególnie istotne zwroty. Teraz trzeba jeszcze tylko uwzględnić, że Rozesłanie Dwunastu miało miejsce niedługo przed wyruszeniem Jezusa do Jerozolimy i było z nim bezpośrednio związane. Oto jak Jezus oceniał wówczas swą sytuację i co polecił:

„Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało. Proście Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo”. Mt 9, 37-38

Otóż to. To jest cały sens misji nazwanej Rozesłaniem dwunastu. Uczniowie Jezusa dostali zadanie zwerbowania jak największej liczby ludzi – robotników – gotowych pójść wraz z nim do Jerozolimy po władzę i korzyści jakie ona daje - na żniwo. Najbardziej pożądanymi nowymi uczniami są oczywiście ludzie godni, cieszący się szacunkiem w okolicy;  to głównie z nimi mają rozmawiać apostołowie i muszą być wobec nich bardzo uprzejmi. Instrukcja wyraźnie zaznacza, że celem wyprawy nie jest zdobywanie pieniędzy (widocznie wcześniej były i wyprawy po pieniądze ) – obecnie chodzi o ludzi.


Ewangelista Łukasz narobił zamieszania, bowiem nie zrozumiał sensu tego wydarzenia - miał od kogoś dokładną informację, że Wróciło siedemdziesięciu dwóch ... i doszedł do wniosku, że tylu samo zostało wcześniej wysłanych. W rzeczywistości po prostu pierwszych dwunastu rozesłanych apostołów przyprowadziło ze sobą dokładnie 72 nowych uczniów. Fakt, że ci nowi zostali policzeni i ktoś dobrze zapamiętał tę liczbę, świadczy tylko, że kluczowa wyprawa do Jerozolimy była dokładnie przygotowywana i przemyślana. Wcześniej cała grupa Jezusa liczyła oprócz podstawowych 12 apostołów jeszcze najwyżej kilkanaście kobiet i mężczyzn, i pewnie nie przekraczała 30 osób - na tak mały orszak mieszkańcy Jerozolimy mogliby wcale nie zwrócić uwagi. Teraz zespół wzmocnił się do ponad stu osób i można było planować dalej.

piątek, 15 maja 2015

Bezżenni dla królestwa niebieskiego


Docierają do mnie wciąż głosy, że wiele osób interesujących się poruszaną tematyką woli koncepcję, że w Kanie Galilejskiej odbył się ślub Jezusa Chrystusa z Maria Magdaleną, a nie jak to wykazałem Łazarza z jedną z sióstr Jezusa -  zgadzamy się tu, co jest oczywiste, że Maria była matką któregoś z zawierających małżeństwo młodych. Okazuje się bowiem, że ewentualne małżeństwo Jezusa, posiadanie przez niego żony i potomstwa, daje ogromne możliwości układania wspaniałych opowieści, intrygujących zgadek, dramatów i sensacyjnych thrillerów, co uczynił Dan Brown w Kodzie Leonarda (patrz wpis "Matko, oto twój zięć" i poprzednie). Odrzucenie tej wizji jest jak widać trochę przykre dla wielu ludzi, zubaża nasz świat fantasy i rozumiem, że nie każdy chciałby z tego rezygnować. Przytaczane są w związku z tym argumenty za małżeństwem Jezusa, a głównym jest fakt, że w ówczesnym świecie, w religii judaistycznej pozostawanie dojrzałego mężczyzny w stanie bezżennym było poważnym wykroczeniem, a właściwie grzechem i niemożliwe by dorosły Jezus przez kilka lat pozostawał kawalerem. Jednak ten argument jest zbyt ogólny, by stosować go do każdej indywidualnej sytuacji jako dowód.

Natomiast w w ewangeliach są inne fragmenty, które pozwalają wyciągać jednoznaczne wnioski. W Ewangelii według św. Mateusza zanotowane są słowa samego Jezusa, gdy w rozmowie ze swymi uczniami wylicza on kilka sytuacji usprawiedliwiających niezawieranie małżeństwa przez mężczyznę. Mówi m. in.:

a są i tacy bezżenni, którzy dla królestwa niebieskiego sami zostali bezżenni. Kto może pojąć, niech pojmuje. Mt 19, 12

Wydaje się oczywiste, że ma tu na myśli siebie i właśnie w ten sposób usprawiedliwia swe trwanie w kawalerstwie. Uważam przy tym, że gdyby Jezus rzeczywiście miał żonę, ślady tego bardzo ważnego zdarzenia, często determinującego dalsze losy człowieka, musiałyby być o wiele wyraźniejsze we wszystkich ewangeliach i nie musielibyśmy się ich domyślać i doszukiwać. Przykro mi więc bardzo, że niszczę piekny i bogaty świat fantasy, ale prawda jest nieubłagana.


wtorek, 12 maja 2015

Ubodzy duchem

  
Kilka już razy nawiązywałem do obowiązującej w kościele wizji Jezusa jako ubogiego, bosego Mesjasza, pieszo przemierzającego bezdroża Galilei i wykazałem jak bardzo jest zafałszowana (wpisy "Frędzle u płaszcza", "Syn Człowieczy je i pije" i inne). Jednak trzeba zauważyć, że w ewangeliach są fragmenty w sposób jednoznaczny odwoływujące się do ubóstwa i wskazujące, że Jezus przypisywał mu szczególną wartość. Warto to wyjaśnić i trzeba zacząć od cytatu:

W tym czasie Jezus przemówił tymi słowami: „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie”. Mt 11, 25-26

Jak widać w pewnym momencie Jezus uświadomił sobie, że jego nauki o bliskim królestwie niebieskim i wezwania do uwierzenia, że to on jest Mesjaszem, który powinien władać tym królestwem, mają bardzo słaby oddźwięk wśród ludzi wykształconych, mądrzejszych, na wyższym poziomie intelektualnym, a więc i bogatszych. Natomiast słuchają go, idą za nim i wierzą mu prostaczkowie, ludzie niewykształceni, ciężko pracujący i z reguły ubodzy. Zrozumiał więc, że w swych planach politycznych może się realnie oprzeć wyłącznie na tych najbiedniejszych warstwach społecznych. W efekcie w jego naukach zaczynają pojawiać się treści wynikające z powyższej konstatacji. Przypomnijmy początek rozmowy o bogaczach, która dowiodła, jakimi w rzeczywistości intencjami kierowali się apostołowie, idąc za Chrystusem.

Jezus zaś powiedział do swoich uczniów: „Zaprawdę, powiadam wam: Bogaty z trudnością wejdzie do królestwa niebieskiego. Jeszcze raz wam powiadam: Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa niebieskiego”. Mt 19, 23-24

Ta sama idea jest widoczna w innych wypowiedziach Jezusa:

Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a ja was pokrzepię. Mt 11, 28

I wam, uczonym w Prawie, biada! Bo wkładacie na ludzi ciężary nie do uniesienia, a sami jednym palcem ciężarów nie dotykacie. Łk 11, 46

Dziwny pomysł wywyższania ubogich i poniżania bogatych tylko za to, że taki, a nie inny status materialny posiadają zawierają jedne z najbardziej znanych cytatów z Nowego Testamentu, czyli Błogosławieństwa, zaczerpnięte z ewangelii Łukasza:

Błogosławieni jesteście wy, ubodzy, albowiem do was należy królestwo Boże.
Błogosławieni wy, którzy teraz głodujecie, albowiem będziecie nasyceni.
Błogosławieni wy,którzy teraz płaczecie, albowiem śmiać się będziecie
Natomiast biada wam, bogaczom, bo odebraliście już pociechę waszą
Biada wam, którzy jesteście syci, albowiem głód cierpieć będziecie.
   Łk 6, 20 - 25

I jeszcze znane zdanie Jezusa: Ostatni będą pierwszymi, o którym już pisałem i zwracałem uwagę, że przypomina ono rewolucyjne hasło: „Dziś niczym, jutro wszystkim my”

Byłoby oczywiście ogromną przesadą twierdzić, że Jezus świadomie i z premedytacją głosił hasła rewolucji socjalnej i chciał ją realizować wykorzystując nierówności czy konflikty społeczne. Po prostu zauważył  prawidłowość w skuteczności oddziaływania swoich nauk i musiał się dostosować. Bez wątpienia wolałby, by poszli za nim wszyscy, a zwłaszcza żydowskie elity, ale stało się inaczej. Wobec tego w swych naukach zaczął zwracać się głównie do tych, którzy chcieli słuchać. Stanowili oni dużą siłę, i nawet tylko ich poparcie, również mogło zapewnić sukces.

Przy okazji przytaczania kilku Błogosławieństw warto wyjaśnić pewne nieporozumienie związane z jednym z nich. Gdy padają słowa Jezusa: Błogosławieni ubodzy duchem, wielu komentatorów próbuje je odczytywać jako właśnie odnoszące się do prostaczków, ludzi niewykształconych, nieskomplikowanych, niedociekliwych lub podobnych, zgodnie z zasadą: gdzie kończy się myśl, tam zaczyna się Bóg. W rzeczywistości zwrot ubodzy duchem w ówczesnym świecie żydowskim oznaczał ludzi, którzy w wyniku własnej decyzji, podjętej z własnego przekonania, w swej duszy, dobrowolnie, rozdali całe swe majątki biedakom i sami stali się ubogimi.

Szanowni Czytelnicy bloga. Wobec narastania moich  obowiązków rodzinnych (głównie miłych, dziadkowych, ale jednak obowiązków), muszę ograniczyć częstotliwość wpisów i od tej pory będę zamieszczał je dwa razy w tygodniu, we wtorki i w piatki. Mam nadzieję, że stali czytelnicy nie będą tym, jak i treścią wpisów, rozczarowani. 


poniedziałek, 11 maja 2015

Namaszczenie i wywyższenie


We wpisie "Odrodzi się czy odżyje?" wyjaśniłem w jakim sensie Jezus używał zwrotów "umrzeć" i "zmartwychwstać", i że wcale nie miały w jego ustach dosłownego znaczenia. W ewangeliach mówi się zresztą wyraźnie:

W wielu takich przypowieściach głosił im naukę, o ile mogli ją zrozumieć. A bez przypowieści nie przemawiał do nich.  Mk 4, 33-34

A więc metafora była stałym narzędziem stosowanym w jego naukach i nie wiadomo dlaczego interpretacja kościelna upiera się, że akurat słowa "umrzeć" i "zmartwychwstać" należy rozumieć w sensie dosłownym. Dotyczy to jeszcze jednej ważnej sceny opisanej w ewangeliach, to jest aktu, gdy podczas ostatniej uczty w Betanii, przed wyruszeniem na osiołku do Jerozolimy, Jezus został namaszczony cennym olejkiem nardowym przez Marię, córkę Szymona Trędowatego. Padają tam słowa o olejku:

Przechowała to, aby [Mnie namaścić] na dzień mojego pogrzebu. J 12, 1-7

Zgodnie z ówczesnymi zwyczajami zwłoki zmarłych namaszczano olejami przez pochówkiem i ten fakt, w połączeniu ze słowami o pogrzebie, powoduje, że całe zdanie wydaje się mieć jednoznaczny, prosty sens. Jednak gdy uwzględni się, że Jezus mówił wielokrotnie o swej śmierci, mając na myśli zakończenie życia prowincjonalnego, ubogiego proroka i następnie odrodzenie się (zmartwychwstanie) jako władcy Izraela, oraz że królowie przed wstąpieniem na tron też są namaszczani olejami (i to raczej bardziej cennymi niż zwłoki) to zamieszczone zdanie też ma jednoznaczny sens, tyle że całkiem inny niż pierwsza wersja. I jeszcze w dodatku doskonale pasujący do całej opisanej historii próby zdobycia władzy w Jerozolimie,
podjętej przez Jezusa .  

Wart tu zwrócić jeszcze uwagę na kilka innych,stosunkowo często występujących w ewangeliach elementów:

Jezus jako pasterz dbający o swoje owieczki, czyli wiernych. Te sielskie wizje są jednymi z najpopularniejszych przedstawień jego osoby w chrześcijańskiej ikonografii. Proszę więc zauważyć, że pasterz oczywiście troszczy się o owce, zapewnia im strawę i dba o ich bezpieczeństwo, ale także rządzi stadem, jest dla niego władcą, wyrocznią i ma z tego tytułu niewątpliwe korzyści.

Stwierdzenia Jezusa, że to on chce służyć ludziom lub apostołom oraz że każdy, kto chce rządzić, sam musi nauczyć się służyć innym. Komentarzem do tego może być jedynie uwaga, że w historii często spotykamy władców, którzy ogłaszali, że panowanie to tylko służenie poddanym, w dodatku ciężkie, niewdzięczne i w ogóle nie do pozazdroszczenia.

Używanie przez Jezusa zwrotu wywyższenie:

Gdy wywyższycie Syna Człowieczego, wtedy poznacie, że JA JESTEM i że Ja nic od siebie nie czynię, ale że to mówię, czego Mnie Ojciec nauczył… J 8,28

Komentatorzy kościelni twierdzą, że mówiąc o wywyższeniu, Chrystus ma na myśli swoje ukrzyżowanie. W ewangeliach brak jednak argumentów pozwalających tak właśnie rozumieć ten zwrot i jest to bardzo daleko idąca jego nadinterpretacja, wynikająca ze znajomości finału opowiadanej historii. Natomiast oczywiste jest, że jak zawsze, Jezus mówi o wywyższeniu jako o wyniesieniu go na tron Izraela przez słuchając tych słów Żydów. 




piątek, 8 maja 2015

Szymon Hołownia i jego sprytny Pan Bóg


Tym razem chciałbym odejść na chwilę od analiz ewangelicznych, bowiem sądzę, że powinienem odnieść się publicznie do pewnej kwestii. Otóż jeden z czytelników bloga zwrócił się do mnie z dosyć ogólną krytyką moich wpisów (przeczytał je raczej tylko wybiórczo) i zalecił mi zapoznanie się z książką pana Szymona Hołowni "Bóg. Życie i twórczość", która jakoby najlepiej wyjaśnia problemy ewangeliczne i inne, którymi ja się zajmuje. Tak się składa, że jeszcze przed napisaniem i opublikowaniem własnej książki "Jak zostaje się Bogiem", w trakcie analiz Nowego Testamentu oraz poszukiwań w nim sensu, prawidłowości i odpowiedzi, sięgnąłem m. in. także po wspomnianą pracę pana Hołowni.

Przyznam, że zaintrygowany reklamami, zacząłem jej czytanie z nadzieją, ale wkrótce przerodziła się ona w rozczarowanie, a wreszcie nawet w pewne rozbawienie. Okazuje się, że Pan Bóg, realizując swoje plany na Ziemi, stosował przeróżne chytre sztuczki i kamuflaże, aby nam utrudnić ich rozpoznanie i zrozumienie. Jednak pan Hołownia rozszyfrował te sprytne zabiegi Pana Boga, nie dał się "wpuścić w maliny" i wszystko nam "racjonalnie" wyjaśnił. W trakcie tego wyjaśnienia wyszło mu m. in. że ok. 2000 lat temu Pan Bóg miał już dość dymu, smrodu i ryku ofiarnych zwierząt zarzynanych na ołtarzach w Świątyni Jerozolimskiej i zesłał tam na ofiarę swego syna. Rozumiecie Państwo, miłosiernemu Bogu nie przeszkadzały n.p. dziesiątki i setki tysięcy serc wyrywanych żywcem przez kapłanów azteckich swoim ofiarom, i tam nie posłał swego syna, tylko do Jerozolimy, przez ten dym.          

Pan Hołownia stosując dosyć lekką, atrakcyjną formę, usilnie próbuje udowodnić, że jego wiara jest racjonalna, że zapisy w Biblii są sensowne i głębokie, nawet jeżeli wyglądają całkiem odwrotnie.  Nie mogę się odnosić do wszystkich odkrytych przez autora "prawd", więc powiem, że najczęściej wyglądają one po prostu infantylnie. Mam tu nawet podejrzenie, że pan Hołownia desperacko szuka racjonalności w Biblii, bowiem jego wiara musi być dosyć miałka i dlatego potrzebuje  wzmocnienia. Cała książka wygląda więc na głośny krzyk "WIERZĘ", gdyż w ciszy rodzi się zwątpienie. Typowa postawa wielu wierzących, ale w głębi duszy świadomych słabości swych przekonań. Należy więc powiedzieć to otwarcie: wiara to wiara, nie ma w niej potrzeby logiki, sensu, dowodów, potwierdzeń i świadków. Jeżeli tego komuś brakuje, jeżeli  tego szuka, to powinien zastanowić się nad swoją wiarą. 

czwartek, 7 maja 2015

Odrodzi się czy odżyje?

Jednym z najważniejszych argumentów Kościoła w jego interpretacji Ewangelii, są fragmenty wskazujące, że Jezus przyszedł do Jerozolimy, aby świadomie i dobrowolnie złożyć ofiarę swego życia dla zbawienia ludzkości. Dotyczy to przede wszystkim t.zw. trzykrotnych zapowiedzi męki, ale też kilku innych sytuacji m. in. namaszczenia w Betanii, oraz używania przez Jezusa słów wywyższenie, które ma być równoznaczne z ukrzyżowaniem. (Proponuję przypomnienie wpisu "Chciałem ... a nie chcieliście", gdzie są przytoczone słowa Jezusa, po co rzeczywiście przyszedł do Jerozolimy.) Problematyka ta wiąże się także bezpośrednio z aktem zmartwychwstania, które przecież może nastąpić wyłącznie dopiero po dokonaniu się śmierci. Konstrukcja logiczna, ale tylko pod warunkiem, że wiemy co kryje się pod słowami śmierć i zmartwychwstanie, które wbrew pozorom, wcale nie są jednoznaczne.

Synonimami słowa zmartwychwstać (za słownikiem synonimów) jest zwrot ożyć, ale też: odżyć, odrodzić się, odnowić się, podźwignąć się, dźwignąć się, wydźwignąć się. Pomijając kwestie lingwistyczne czy semantyczne, warto tylko zauważyć, że powiedzenia, iż ktoś „zmartwychwstanie w Jerozolimie” oraz „odrodzi się w Jerozolimie” czy też „odżyje w Jerozolimie” znaczą prawie to samo, ale tylko prawie. Proponuję by we wszystkich fragmentach ewangelii, w których używa się słowa „zmartwychwstanie”, zastosować zwrot „odrodzi się” lub „odżyje”, i zobaczycie jak nieoczekiwanie zmieni się ich treść.

Podobny problem jest ze słowem "martwy" i trzeba zwłaszcza wyjaśnić, w jakim sensie używał go wielokrotnie sam Jezus.

Gdy jeden z towarzyszących mu zwolenników prosi o zgodę na czasowe opuszczenie go, aby pochować swego zmarłego ojca, co zostało opisane w ewangelii Łukasza (9, 60) i Mateusza, Jezus odpowiada: Pójdź za Mną, a zostaw umarłym grzebanie ich umarłych. Mt 8, 22

Kolejny fragment pochodzi ze znanej przypowieści Jezusa o synu marnotrawnym, którego ojciec mówi do drugiego syna: A trzeba się weselić i cieszyć z tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się. Łk 15, 32

Gdy Jezus rozmawiał z Nikodemem, jednym ze swych skrytych popleczników powiedział:  Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi powtórnie, nie może ujrzeć królestwa Bożego. J 3, 3

Oto scena po spotkaniu na górze, po Przemienieniu Jezusa: A gdy schodzili z góry, przykazał im [uczniom], aby nikomu nie rozpowiadali o tym, co widzieli, zanim Syn Człowieczy nie powstanie z martwych. Zachowali to polecenie, rozprawiając tylko między sobą, co znaczy „powstać z martwych”. Mk 9, 9-10

Fragment Apologii Jezusa z ewangelii Jana: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto słucha słowa mego i wierzy w Tego, który Mnie posłał, ma życie wieczne i nie idzie na sąd, lecz ze śmierci przeszedł do życia. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam, że nadchodzi godzina, nawet już jest, kiedy umarli usłyszą głos Syna Bożego, i ci, którzy usłyszą, żyć będą. J 5, 24-25

Warto także przytoczyć urywek Nowego Testamentu z innej części niż ewangelie. Oto cytat z listu św. Pawła z Tarsu do Rzymian: Kiedyś i ja prowadziłem życie bez Prawa. Gdy jednak zjawiło się przykazanie – grzech ożył, ja zaś umarłem. Rz 7, 9-10

Jak wynika z cytatów, Jezus w sposób oczywisty stwierdza, że nie trzeba umrzeć faktycznie (fizycznie czy też biologicznie), aby zmartwychwstać. Osobami martwymi nazywa on tych, którzy się jeszcze nie nawrócili, którzy nie zaznali łaski oświecenia, a także tych, którzy funkcjonują poniżej poziomu materialnego, społecznego czy moralnego, do którego są predestynowani, przeznaczeni. Jednocześnie ze słów apostołów wynika, że oni również nie traktowali zwrotu zmartwychwstanie dosłownie i domyślali się, że jest to metafora. Z wypowiedzi Pawła wypływa natomiast wniosek, że stosowanie tego rodzaju poetyki nie było wówczas w środowiskach żydowskich czymś niezwykłym. Nawet dzisiaj w kulturze judaistycznej ludzi którzy np. przechrzcili się, odeszli od swej wiary, uważa się symbolicznie za zmarłych. Takie rozumienie słów umrzeć i zmartwychwstać Chrystus stosował także wobec własnej osoby. Dopiero mając tę wiedzę, można właściwie zrozumieć m. in. po trzykroć przytaczane w każdej z ewangelii synoptycznych przepowiadanie przez niego własnej męki. Wszystkie te zapowiedzi są podobne i jedna z nich, zapisana przez Łukasza, brzmi:

Trzecia zapowiedź męki. Potem wziął Dwunastu i powiedział do nich: „Oto idziemy do Jerozolimy i spełni się wszystko, co napisali prorocy o Synu Człowieczym. Zostanie wydany w ręce pogan, będzie wyszydzony, zelżony i opluty; ubiczują Go i  zabiją, a trzeciego dnia zmartwychwstanie”. Oni jednak nic z tego nie zrozumieli. Rzecz ta była zakryta przed nimi i nie pojmowali tego, o czym była mowa. Łk 18, 31-34

Należy w pełni zgodzić się ze stwierdzeniem, że apostołowie nic z tego nie rozumieli. Dopiero znacznie później Paweł z Tarsu (trzynasty apostoł) zgodnie ze swoja wizją wyjaśnił im sens wydarzeń i słów, jakich byli świadkami. To wówczas dopiero dostrzegli szczegóły odpowiadające wspaniałej idei ofiary Boga w imię miłości do ludzi, a z czasem uzupełnili i poprawili nimi swe wspomnienia. 


Dopiero uwzględniając wszystkie powyższe uwagi można w pełni zrozumieć słowa Jezusa o swej śmierci i swym zmartwychwstaniu - Oto w Jerozolimie zakończy swe życie  ubogiego prowincjonalnego proroka, a narodzi się jako potężny król Izraela. 




środa, 6 maja 2015

Syn Człowieczy je i pije


Gdy czyta się uważnie ewangelie, to nie można wyjść z podziwu, jak dalece wizerunek Jezusa Chrystusa, który funkcjonuje w powszechnej świadomości wiernych, różni się od faktycznie przedstawionego w Nowym Testamencie. Ewangelie zawierają szereg opisów, gdy Jezus unosił się gniewem i energicznie, z użyciem ostrych słów, przywoływał apostołów do porządku. Wyraźne są stwierdzenia, że jego uczniowie po prostu się go bali. Wielokrotnie przemawiał jak ktoś, kto ma władzę. Wprost zapowiadał, że przynosi wojnę, a nie pokój (wiedział, że arcykapłani nie ustąpią bez walki)  Stanowczo i energicznie  utrzymywał dyscyplinę i posłuch w swej grupie i niektórym z uczniów zabraniał nawet odejść na pogrzeb najbliższych krewnych. Pilnował jednocześnie, aby nikt i nic nie zagroziło jego autorytetowi przywódcy i głosił:

Wszystko przekazał Mi Ojciec mój. Nikt też nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić. Mt 11, 27

Nauki i przypowieści Jezusa zawierają szereg apokaliptycznych gróźb, zapowiedzi strasznych kar i męczarni, i wcale nie pasują do dobrego, miłosiernego proroka. Jednak nie może być zaskoczeniem, że Jezus prezentował taką postawę – chciał zostać władcą, pragnął, by inni zobaczyli w nim władcę, więc musiał zachowywać się jak władca - podziwiać należy, jak umiejętnie zamazano ten obraz w przekazie dla wiernych.

Także w kwestii skromności i ascezy Jezusa można mieć szereg uzasadnionych wątpliwości, nie tylko z uwagi na to, że nosił na co dzień kosztowny płaszcz obszyty frędzlami. Oto jak sam Chrystus komentuje niektóre opinie, jakie krążą na jego temat wśród ludu żydowskiego:

Przyszedł bowiem Jan: nie jadł ani nie pił, a oni mówią: „Zły duch go opętał”. Przyszedł Syn Człowieczy: je i pije, a oni mówią: „Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników”. A jednak mądrość usprawiedliwiona jest przez swoje czyny. Mt 11, 18 -19

Jezus okazuje się bardzo różny od Jana Chrzciciela, znanego z surowości i odmawiania sobie wszelkich wygód. Nie zaprzecza, że sam chętnie je i pije. Jego dalsza próba usprawiedliwienia poprzez sugestię, że takie zachowanie świadczy o głębszej mądrości, nie zmienia wymowy całości. W ewangeliach znajduje się bardzo wiele opisów i informacji na temat uczt i przyjęć urządzanych na cześć Jezusa lub takich, na które jest zapraszany wraz z uczniami. Wiele z nich organizują faryzeusze i Jezus nie stroni od korzystania z gościnności tych, których uważa za swych przeciwników. Bardzo często bywa też na przyjęciach w domach celników i innych grzeszników, co wywołuje z kolei oburzenie uczonych w Piśmie faryzeuszy. Chrystus ma na to zawsze podobną odpowiedź:

Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników. Mk 2, 17

Jezus w zasadzie nigdy nie odmawia zaproszeniom na uczty, także od ludzi, którzy chcą go gościć tylko z ciekawości. Są nawet sytuacje, gdy sam prowokuje zaproszenia albo wręcz wprasza się do bogatszych domów.

 A był tam pewien człowiek, imieniem Zacheusz, zwierzchnik celników i bardzo bogaty. Chciał on koniecznie zobaczyć Jezusa, kto to jest. (…) Jezus przyszedł (…) i rzekł do niego: „Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu”.  Łk 19, 1-10

To tylko próbka znacznie większej ilości podobnych informacji, ale czy to ma znaczenie wobec siły obrazu od wieków już wpisanego w umysły ludzkie.



wtorek, 5 maja 2015

Co mówię wam w ciemnościach


Jak to wykazywałem we wcześniejszych wpisach, w całej działalności Jezusa można wydzielić dwie fazy, które w zewnętrznym obrazie mogą się wydawać dosyć podobne, ale dla obserwatorów świadomych sensu wydarzeń,  różnią się w sposób oczywisty. W pierwszym okresie Jezus jest przede wszystkim uzdrowicielem, kaznodzieją, nauczycielem (rebe), lokalnym żydowskim prorokiem i bez wątpienia w dużej mierze korzysta tu z wiedzy, jaka zyskał dłuższy czas słuchając i obserwując Jana Chrzciciela nad Jordanem. Drugi okres to czas, gdy zainspirowany przez jerozolimskich polityków, zaczyna się prezentować jako Mesjasz, usilnie gromadzi jak największe ilości ludzi którzy w to wierzą, i przygotowuję decydującą wyprawę do Jerozolimy po władzę. Wszystkie ewangelie mają mniej lub bardziej zagmatwaną chronologię wydarzeń, mieszają też wypowiedzi Jezusa z tych dwóch okresów  i dlatego tak trudno dostrzec prawdziwy sens opowiadanej w nich historii.
 
Treść nauk jakie głosił Jezus w pierwszym okresie swej działalności najlepiej prezentuje Kazanie na Górze, oficjalnie nazywane kodeksem moralności chrześcijańskiej. Oparte jest ono o podstawowe zasady obowiązujące w judaizmie, zwłaszcza zapisane w dekalogu, i sam Jezus, żydowski prorok, stwierdza wówczas:  Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić. (Mt 5, 17). W Kazaniu są omówione różne reguły i wskazania i m. in.padają słowa:
      
Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli; inaczej nie będziecie mieli nagrody u Ojca waszego, który jest w niebie. Mt 6, 1
                
A teraz proszę porównać to z innymi słowami Jezusa:

Do każdego więc, który przyzna się do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Mt 10, 32-33

Tu właśnie dobitnie widać jak bardzo zmieniła się postawa i nauki Jezusa, gdy zdecydował się na mesjańską drogę do tronu. Wcześniej można było być po prostu głębokim i uczciwym głosicielem zasad mądrości bożej. Teraz trzeba każdym sposobem przekonywać i pozyskiwać jak największe ilości ludzi wierzących, że to właśnie on jest Mesjaszem.

Momentem przełomowym w postawie Jezusa były niewątpliwie rozmowy z Józefem z Arymatei i Nikodemem, których prawdopodobny przebieg przedstawiłem we wpisie "Kto spotyka się nocą?". W Nowym Testamencie są one zaledwie zasygnalizowane, i to tylko w Ewangelii Jana, ale w pozostałych ewangeliach wyraźnie jest opisany pierwszy efekt tych rozmów.

W drodze pytał uczniów: „Za kogo uważają Mnie ludzie?”. Oni Mu odpowiedzieli: „Za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za jednego z proroków”. On ich zapytał: „A wy za kogo Mnie uważacie?”. Odpowiedział Mu Piotr: „Ty jesteś Mesjasz”. Wtedy surowo im przykazał, żeby nikomu o Nim nie mówili. Mk 8, 27- 30

Jak widać, wcześniej nie było problemu jak status ma Jezus, ale od teraz sprawa stała się nadzwyczaj poważna: to jest sam Mesjasz, i to trzeba wszystkim ogłaszać. Można co prawda zauważyć, że przecież już w kolejnym zdaniu zakazał on mówienia komukolwiek o tej sensacji. A więc kolejny cytat, słowa skierowane do apostołów:

Co mówię wam w ciemnościach, powtarzajcie na świetle, a co słyszycie na ucho, rozgłaszajcie na dachach. Mt 10, 27

To wątpliwe moralnie zadanie postawione przed uczniami, to też
oczywiście efekt rozpoczęcia mesjańskiego okresu Jezusa. Bowiem teraz nadszedł czas, aby inni przyznawali się do niego przed ludźmi, oraz by inni rozgłaszali na świetle i na dachach, że jest Mesjaszem, Królem Żydowskim, - każdy skuteczny sposób pozyskiwania nowych wiernych jest dobry.



poniedziałek, 4 maja 2015

Będziecie żyli jak w raju


Jedną z najważniejszych zachęt dla prostych mieszkańców Palestyny, by uwierzyli, uznali i poparli Jezusa jako uprawnionego pretendenta do władania wszystkimi Żydami, była obietnica, że gdy zasiądzie on na tronie, to nastanie wówczas królestwo Boże, zwane też wymiennie królestwem niebieskim. (Polecam tu przypomnienie wpisu "Komu zabierzemy Królestwo Boże?) Nazwy te padają wielokrotnie w różnych wystąpieniach Jezusa, ale w ewangeliach praktycznie nie ma żadnych opisów jak to królestwo ma dokładnie wyglądać. Opisów nie ma, ale z tekstów wynika w sposób oczywisty, że ma to być kraina absolutnie szczęśliwa pod każdym względem i otoczona szczególną opieką boską.

A Bóg, czyż nie weźmie w obronę swoich wybranych, którzy dniem i nocą wołają do Niego, i czy będzie zwlekał w ich sprawie? Powiadam wam, że prędko weźmie ich w obronę. Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi gdy przyjdzie? Łk 18, 7- 8

I wy zatem nie pytajcie, co będziecie jedli i co będziecie pili, i nie bądźcie o to niespokojni. O to wszystko bowiem zabiegają narody świata, lecz Ojciec wasz wie, że tego potrzebujecie. Starajcie się raczej o Jego królestwo, a te rzeczy będą wam dodane. Łk 12, 29-31

Podobne słowa kieruje Jezus do apostołów gdy zapowiada, że będą nagrodzeni za wierna służbę dla niego i gdy on zasiądzie na tronie, to oni otrzymają ...

... stokroć więcej teraz, w tym czasie, domów, braci, sióstr, matek, dzieci i pól, wśród prześladowań, a życia wiecznego w czasie przyszłym. Lecz wielu pierwszych będzie ostatnimi, a ostatnich pierwszym. Mk 10, 28-31

Można tu, jako uzupełnienie, przytoczyć pewien dokument wczesnochrześcijański, nie znajdujący wprost odbicia w treści Ewangelii, ale ważny w omawianym kontekście. Ireneusz z Lyonu, święty katolicki i teolog żyjący w II w. zapisał w swych pracach jeden z fragmentów dzieła zatytułowanego Wykład mów Pańskich, którego autorem był jeszcze wcześniejszy pisarz chrześcijański, Papiasz z Hierapolis. Wykład ten niestety nie dotrwał do naszych czasów, ale zachowany fragment jest bardzo interesujący. Stwierdza się w nim, iż Jezus opisując królestwo Boże, powiedział: winnice będą rodzić nadmiar owoców, pszenica będzie dawać wielką obfitość mąki. Słowa te dają wyraźną wskazówkę, że tak właśnie rozumieli ówcześni ludzie zapowiedź królestwa niebieskiego i tak je sobie wyobrażali.


Nie tylko dostatek był obiecany w tym przyszłym królestwie, ale i sprawiedliwość, uczciwość, przyzwoitość.

Syn Człowieczy pośle aniołów swoich: ci zbiorą z Jego królestwa wszystkie zgorszenia i tych, którzy dopuszczają się nieprawości, i wrzucą ich w piec rozpalony; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów. Wtedy sprawiedliwi jaśnieć będą jak słońce w królestwie Ojca swego. Kto ma uszy, niechaj słucha. Mt 13, 41-43

Jak na pełnego miłości do ludzi Syna Bożego, to zaprezentowana wizja jest dosyć makabryczna, ale nie to teraz jest istotne. Tłumy słuchaczy, zazwyczaj ciężko pracujących i dosyć biednych, tworzących najszersze warstwy ówczesnego społeczeństwa żydowskiego, bardzo chętnie słuchały zapowiedzi mającego wkrótce nastać na ich ziemi królestwa Bożego. Było to dla nich równoznaczne z poprawą ich bytu, nastaniem czasów dostatku, pokoju, bezpieczeństwa, sprawiedliwości, harmonii. Aby to osiagnąć, wystarczy spełnić jeden  warunek - należy zdecydowanie poprzeć Jezusa w walce o tron, powierzyć mu rządy. Trzeba wyrazić uznanie Jezusowi, gdyż był, jak się zdaje, jednym z prekursorów stosowania takich metod oddziaływania na społeczeństwo. Są one wciąż popularne, i w dzisiejszych czasach również każdy polityk obiecuje wyborcom, że będą żyć jak w raju, gdy tylko odda mu się władzę. Pod tym względem mowy Jezusa o królestwie niebieskim niewiele odbiegają od dobrze nam znanych wyborczych kampanii prezydenckich lub parlamentarnych, w których kandydaci opowiadają nam jakie to wspaniałe państwo zbudują, by nas uszczęśliwić.