niedziela, 29 maja 2016

Paschalny szabas, Jerozolima, 33 r. n. e.


Następnego dnia był szabas i pierwszy dzień okresu paschalnego. Wystraszeni apostołowie siedzieli ukryci w Wieczerniku, dokąd wróciły też kobiety, które widziały złożenie ciała Jezusa w krypcie. Wszyscy oni byli zaskoczeni, że ktoś z bogatych mieszkańców Jerozolimy zajął się zwłokami ich Mistrza. Nie wiedzieli jak to wytłumaczyć - Jezus zawsze skrywał przed nimi fakt współpracy z Szymonem, Józefem i Nikodemem, ważnymi członkami stołecznych elit i sanhedrynu. Uczniowie kolejny raz przekonali się, że ich Mistrza okrywała jakaś tajemnica.

Kajfasz i Annasz mieli problem. Gdyby zwłoki Jezusa pozostały na krzyżu przez co najmniej kilka następnych dni, tak jak to powinno być zgodnie z rzymskimi zasadami, to byliby spokojni. Golgotę nadzorowałyby straże legionistów, a w pobliżu dyskretnie czuwaliby także ludzie ze służb świątynnych i wszystko byłoby pod kontrolą. Niespodziewane i pospieszne zabranie ciała Jezusa z krzyża i jego pochówek w bardzo porządnym grobowcu, zmuszał arcykapłanów do poważnego zastanowienia się. Czy przypadkiem faryzeusze, ich zawzięci przeciwnicy polityczni, nie zamierzają jeszcze jakoś wykorzystać ciała Galilejskiego Mesjasza przeciwko nim?  

Dosyć gorączkowe rozważania na ten temat w nocy z piątku na sobotę doprowadziły hierarchów do bardzo poważnych, a nawet alarmujących wniosków. Faryzeusze mogą na przykład zacząć rozgłaszać fałszywe opowieści, że Mesjasz z Galilei ożył, albo że jego ciało ma jakieś cudowne właściwości – to byłoby niebezpieczne, ale z tym arcykapłani poradziliby sobie. Znacznie groźniejsza wydała się inna możliwość - może Józef z Arymatei, Nikodem i Szymon Faryzeusz wiedzą o tym Galilejczyku coś bardzo ważnego, coś czego nie zauważyli arcykapłani? Może oni wiedzą na pewno, że ten Jezus z Nazaretu jest jednak prawdziwym Mesjaszem!

Kajfasz i Annasz byli w zasadzie cały czas przekonani, że to był zwykły człowiek, że wszystkie mesjańskie przedsięwzięcia były uknute, że to był tylko spisek przeciwko nim, ale jednak jakieś wątpliwości ciągle się pojawiały. Jezus wielokrotnie zachowywał się dziwnie, nienaturalnie, nie tak jak oni oczekiwali. Ale kto wie jak powinien zachowywać się prawdziwy Mesjasz zesłany na ziemię? A jeżeli „znakiem, jaki ma dać o sobie” będzie dopiero jego zmartwychwstanie trzeciego dnia po śmierci, tak jak to wielokrotnie zapowiadał? Takie myśli zaczynały mrozić krew w żyłach Kajfasza i Annasza.

Prawdziwy Mesjasz wstanie w niedzielę z grobu w ogrodzie Józefa z Arymatei i obdarzony nieziemską mocą zacznie  panowanie nad światem i zaprowadzanie swych porządków. Oczywiście na wstępie strasznie ukarze tych, którzy w niego nie uwierzyli, nie dostrzegli w nim boskości i jeszcze skazali go na tortury i śmierć. A więc Syn Boży jakąś niewyobrażalną zemstę wywrze przede wszystkim na arcykapłanach! To było przerażające.

Na szczęście do ewentualnego zmartwychwstania jest jeszcze cała doba i ten czas trzeba właściwie wykorzystać.

Nie zważając na fakt, że jest szabas, w którym zakazane jest podejmowanie jakichkolwiek działań, arcykapłani udali się do Piłata – reguły szabatu są dla maluczkich, hierarchowie mają ważną sprawę i nie muszą przestrzegać jakichś tam zakazów. Starając się zachować spokój poinformowali prefekta, że szykuje się jakieś oszustwo z wykorzystaniem zwłok Jezusa z Nazaretu i proszą, aby rzymskie władze wystawiły wartę przy jego grobie. Piłat miał już i arcykapłanów i problemów z tym Galilejczykiem serdecznie dosyć; powiedział, że jego to nic nie obchodzi i jak mają potrzebę, to niech sobie sami zabezpieczają ten grób. W zasadzie arcykapłanom tylko o to chodziło, ale nie byli pewni czy także prefekt nie uczestniczy w dalszym ciągu spisku faryzeuszy i musieli uzyskać jego zgodę na własne działania. Teraz mieli wolną rękę i wiedzieli jak to wykorzystać.

Nadal trwał szabas, ale nikt na to nie zwracał uwagi. Arcykapłani wezwali kilku swych szczególnie zaufanych ludzi ze służb świątynnych i udzielili im szczegółowych instrukcji, co mają uczynić dzisiejszej nocy. Jeszcze po południu zaciągną wartę przed grobowcem znajdującym się w ogrodzie Józefa z Arymatei, w którym spoczywa ciało ukrzyżowanego Jezusa. Gdy zapadnie zmrok mają odsunąć głaz tarasujący wejście, przełożyć zawinięte w całun zwłoki na nosze i przynieść je do pałacu arcykapłanów. Za te działania zostaną bardzo sowicie wynagrodzeni, ale nikt, absolutnie nikt, nie może nic o tym wiedzieć. Dalsze instrukcje dostaną po wykonaniu tego zadania.

Teraz arcykapłani trochę się uspokoili. W nocy z soboty na niedziele rozpocznie się trzeci dzień od śmierci Galilejczyka i nastąpi czas gdy może on zmartwychwstać, ale wówczas będą go mieli u siebie w pałacu. Jeżeli po północy Jezus ożyje, to Annasz i Kajfasz padną przed nim na twarz, wskażą na wspaniałe łoże na którym będzie spoczywał Mesjasz, na komnatę i cały pałac w którym się znalazł i wyjaśnią mu, że zawsze w niego wierzyli i właśnie dlatego tu teraz przebywa. Za wszystkie katusze Mesjasza i jego śmierć obwinią  Rzymian - przecież to Piłat zdecydował ostatecznie o wyroku, a oprawcami byli wyłącznie rzymscy legioniści. Arcykapłani są najważniejszymi sługami Jahwe, więc i z jego Synem się dogadają. 


poniedziałek, 23 maja 2016

Pogrzeb Jezusa

Jezus umarł na krzyżu, ale zabiła go trucizna, co w gruncie rzeczy było dla niego wybawieniem od dalszych, potwornych cierpień. Tłum i arcykapłani jeszcze przez długą chwilę przyglądali się zwisającym zwłokom, ale nie otrzymali satysfakcji. Zarówno męka Mesjasza z Galilei, jak i jego śmierć, nie wywołały żadnych cudownych czy chociażby niezwykłych wydarzeń. Zawiedzeni ludzie zaczęli się rozchodzić, a Golgotę  wkrótce opuścili też arcykapłani. Pozostali tam nadal konający w mękach dwaj ukrzyżowani złoczyńcy oraz strzegący ich oprawcy i kordon legionistów. Straż pilnowała także, aby nikt nie zdjął ciała Jezusa – ukrzyżowanie było karą pokazową i zazwyczaj zwłoki musiały pozostawać na krzyżu przez wiele dni, jako groźna przestroga dla wszystkich wrogów imperium.

Obecnie wokół stało już niewiele osób. Wcześniej w tłumie znajdowali się także uczniowie Jezusa, równie jak inni z wielką ciekawością i nadzieją oczekujący na cud. Jego śmierć wprawiła ich w konsternację, a później w przerażenie. Podziwiany i wielbiony przez nich  Mistrz nie dokonał cudu, który w tej sytuacji wydawał się konieczny i skonał w męczarniach. Ich wiara w niego mocno zachwiała się i uświadomili sobie nagle, że oni byli przecież jego wspólnikami i pomagali mu we wszystkich przedsięwzięciach; czy więc teraz jakieś straszne kary nie spadną także na nich? Wystraszeni uciekli z kamieniołomu i ukryli się w jedynym znanym im w Jerozolimie miejscu, w domu zwanym Wieczernikiem.

Bardziej odważne okazały się kobiety, zawsze towarzyszące Jezusowi, które i teraz go nie opuściły; wciąż trwały na Golgocie i przeżywały jego śmierć. Kręciło się w pobliżu też kilku ludzi ze służby świątynnej, pozostawionych tu przez arcykapłanów, aby na wszelki wypadek nadal kontrolować zachowanie zwolenników tego Galilejczyka. Dostali to zadanie nie ze względu na kobiety, ale dlatego, że przy krzyżu pozostali jeszcze Józef z Arymatei, Nikodem, a także Łazarz. Ci spiskowcy już nie musieli się specjalnie kryć, że byli z Jezusem związani - jego śmierć w tragiczny sposób ostatecznie kończyła ich wielki plan. Arcykapłani i tak doskonale wiedzieli o całej konspiracji i zdawali sobie sprawę, że jedyne niebezpieczeństwo groziło im ze strony Mesjasza z Galilei – bez niego spiskowcy są już bezsilni. Mimo to śledzenie swych przeciwników w każdej sytuacji jest warunkiem przetrwania władzy, więc ci faryzeusze byli nadal inwigilowani.

Józef i Nikodem odczuwali wyrzuty sumienia. Wiedzieli, że  w realizacji wielkiego plany ostateczne decyzje podejmował zawsze sam Jezus, i on też osobiście zdecydował się na kroki, które doprowadziły do tak tragicznego finału, ale to oni byli inspiratorami i cichymi pomocnikami we wszystkich jego działaniach. Teraz on poniósł okropną karę i w jakiejś mierze umarł też za nich - źle się z tym czuli. Naradzili się i postanowili cokolwiek jeszcze uczynić dla Jezusa.

Udali się do Piłata i poprosili, aby wydał im jego ciało, ponieważ chcieliby je godnie pochować jeszcze przed Paschą. Piłat bardzo się zdziwił, że Jezus już nie żyje. Tak karani ludzie potrafili konać nawet przez trzy dni; zgon po kilku godzinach był dziwny, nienaturalny. Prefekt spytał centuriona, czy to prawda, ale gdy oficer potwierdził śmierć skazańca, bez oporów zgodził się, by wydać zwłoki  proszącym - on też czuł pewne wyrzuty sumienia wobec Jezusa. Przy okazji rozkazał zakończyć kaźń dwóch ukrzyżowanych złoczyńców. Teraz, po śmierci Galilejczyka, przedłużanie egzekucji nie miało sensu.

Przekazano odpowiednie polecenia na Golgotę. Centurion i oprawcy podeszli do krzyża Jezusa, dźgnęli włócznią jego zwłoki i upewniwszy się w ten sposób, że nie żyje, przekazali je do dyspozycji Józefa i Nikodema. Następnie połamali golenie dwóm ukrzyżowanym złoczyńcom, co radykalnie przyspieszyło ich zgon. Kaźń była zakończona, oficerowie, trzymający straż legioniści i oprawcy odeszli.

Józef z Arymatei polecił swym sługom zdjąć zwłoki Jezusa z krzyża, owinąć płótnem i przenieść na teren swojej posesji. Miał w Jerozolimie willę z wielkim ogrodem, w którym, zwyczajem wszystkich stołecznych bogaczy, przygotował już dla siebie i swych bliskich wykutą w skale kryptę grobową. W tym czasie Nikodem przyniósł do ogrodu Józefa dużo mirry i aloesu. Wszyscy wspólnie namaścili ciało Jezusa, zawinęli je w całun razem z gwoździami, którymi był przybity do krzyża i wnieśli do groty. Wejście do niej zasunęli dużym głazem.

Wcześniej, w Golgocie, kobiety wierne swemu Jezusowi  bardzo się zdziwiły, gdy jacyś ludzie zdjęli z krzyża jego ciało i je gdzieś ponieśli. Były tym wszystkim zaskoczone, bowiem nic wcześniej nie wiedziały o Józefie z Arymatei czy Nikodemie. Ruszyły za nimi i idąc śladem konduktu dotarły aż do ogrodu Józefa i widziały z daleka cały ceremoniał namaszczenia wonnościami zwłok i złożenia do grobu. To wywołało ich wielkie niezadowolenie – przecież one były zawsze z Jezusem, służyły mu, kochały go i uważały, że do nich, a nie do jakichś obcych, należy obowiązek oddania mu ostatniej posługi. Było już późno, następnego dnia był szabas, w którym wszelka praca była zakazana, więc postanowiły wrócić tu w niedzielę z rana i po swojemu namaścić swego Mistrza.

Jednak za zwłokami Jezusa z Golgoty wyruszyły nie tylko kobiety, ale także zostawieniu tu słudzy arcykapłanów. Mieli swe zadanie i wypełniali je, więc również wiedzieli gdzie i jak został pochowany ten Galilejczyk. Jeszcze tego wieczoru dokładną relację o  pogrzebie otrzymali arcykapłani i ta informacja znów ich zaniepokoiła.

środa, 18 maja 2016

Śmierć Jezusa

Miejsce kaźni otaczał w odległości kilkunastu kroków kordon żołnierzy. Publiczności nie pozwalano stać bliżej, aby nie dopuścić do zdarzających się prób ratowania skazańców. W wewnętrznym kręgu przebywali oprawcy oraz oficerowie centurii, arcykapłani i kilka osób z ich orszaku, jako osoby uprzywilejowane. Dookoła, poza linią legionistów, tłoczyły się tysiące ludzi, którzy przyglądali się bardzo uważnie wyłącznie Jezusowi. Wszyscy oni, także arcykapłani, starali się dostrzec w jego postaci jakiekolwiek oznaki, że zaczyna się dziać coś niezwykłego, coś cudownego. Jednak obraz na krzyżu nie różnił się specjalnie od tylekroć już przez nich widzianej męki godzinami konających ludzi. 

Nastał czas długiego, wręcz sadystycznego oczekiwania, że wreszcie Jezus się złamanie, że w końcu nie wytrzyma tak okrutnych cierpień i zademonstruje moc Mesjasza. Tego przede wszystkim życzyły sobie tłumy i tylko po to przyszły. Arcykapłani byli tu z tego samego powodu, ale ich zadowoliłoby także, gdyby Jezus okazał zwykłe, ludzkie oblicze. Nie rzadko przybici skazańcy błagali o litość, o łaskę, albo chociaż o skrócenie męczarni i szybszą śmierć. Teraz jednak nic takiego nie miało miejsca – Mesjasz z Galilei trwał w udręce bez słowa.

Jezus cierpiał ogromne katusze, ale reszką sił wciąż szukał nadziei, którą teraz mógł pokładać jedynie w Bogu. Na ile pozwalała mu zacierająca się świadomość, gorliwie się modlił i w przebłyskach świadomości pamiętał swe cudowne ocalenie przed śmiercią w Nazarecie. Może Jahwe, podobnie jak niegdyś, chce go tak strasznie doświadczyć, aby wreszcie ocalić i tym wspanialej nagrodzić. Ta wiara wciąż się w nim tliła i podtrzymywała nadzieję. Jezus na krzyżu cierpiał w milczeniu i też czekał.

Stojący wokół początkowo przyglądali się uważnie, ale wkrótce zaczęły się komentarze: Innych wybawiał, a siebie nie może? Niechże teraz siebie wybawi, jeśli On jest Mesjaszem, Wybrańcem Bożym. Czas upływał, widzowie zaczynali się niecierpliwić i w tłumie rozległy się okrzyki ponaglające, najpierw pojedyncze, a później coraz częstsze: Ej, Ty, który burzysz przybytek i w trzech dniach go odbudowujesz, zejdź z krzyża i wybaw samego siebie! Nawet arcykapłani, których wciąż nurtowała nutka niepewności, reagowali podobnie, chociaż oni zwracali większą uwagę na aspekt dotyczący bezpośrednio ich władzy i mówili: Mesjasz, król Izraela, niechże teraz zejdzie z krzyża, żebyśmy widzieli i uwierzyli. Jednak na krzyżu wciąż nic się nie działo - krwawiący z wielu bolesnych ran, palony udręczającym słońcem, zżerany przez owady, przepajany bólem drętwiejących mięśni, trawiony strasznym, narastającym wciąż pragnieniem, konający na krzyżu Jezus milczał.

Arcykapłani zaczęli zdawać sobie sprawę, że nawet tą, niewiarygodnie okrutną metodą tortury krzyża kolejny raz nie są w stanie uzyskać pewności, kim jest ten Galilejczyk. W tym brutalnym doświadczeniu jakie prowadzili pozostawała do sprawdzenia już tylko jedna, ostatnia możliwość – może Mesjasz czeka na śmierć, na sam moment zgonu i wówczas dopiero ukaże swą moc.

Przyspieszenie zgonu skazańca było często stosowane przez Rzymian, którym też nie chciało się całymi dniami sterczeć przy ponurych krzyżach, ale taka decyzja należała wyłącznie do Piłata. Kajfasz i Annasz wysłali więc do prefekta swego zaufanego człowieka, aby w ich imieniu poprosił o wydanie rozkazu zakończenia egzekucji. Piłat nie był jednak skłonny dzisiaj ulegać jakimkolwiek prośbom arcykapłanów – tak bardzo pragnęli śmierci tego Galilejczyka, to nich teraz stoją tam pod krzyżem i patrzą. 

Tego oczywiście arcykapłani się spodziewali, ale musieli spróbować. Nie mieli jednak zamiaru dostosowywać się do złośliwości Piłata – on sądził, że ma tu najwyższą władzę, ale to oni byli gospodarzami tej ziemi. Minęło już kilka godzin, było późne popołudnie, nadzieja na cud zgasła i zrezygnowani ludzie zaczynali się rozchodzić. Również arcykapłani nie zamierzali dłużej tu tkwić, zwłaszcza, że nakrywano już stoły do świątecznych kolacji sederowych - najwyższy już czas zakończyć ten eksperyment. Ich zaufany sługa, wysłannik do Piłata, przyniósł nie tylko odmowną odpowiedź prefekta, ale też zabrał z pałacu arcykapłańskiego ampułkę silnej trucizny, dobrze znanej i nie raz stosowanej na dworach jerozolimskich.

Wielogodzinne katusze Jezusa stały się już nie do wytrzymania i zaczęły go opuszczać resztki sił i nadziei – Jahwe nie powinien pozwolić na aż tak okrutne cierpienia. Z trudem wyrzekł słowa skargi: Boże, mój Boże, dlaczego żeś mnie opuścił.

To tragiczne wezwanie też nic nie zmieniło w sytuacji i po dłuższej chwili arcykapłani uznali, że czas sprawdzić ostatni wariant. Dali znak swemu zaufanemu słudze. On zawołał do rozchodzących się ludzi: Poczekajcie jeszcze, zaraz zobaczymy czy Jahwe, albo jakiś prorok uratuje tego Galilejczyka. Następnie zamoczył kawałek gąbki w wiadrze z wodą, skropił ją trucizną z ampułki i zatknął na łodygę trzciny. Wszyscy widzowie byli przekonani, że na gąbkę został wlany ocet, który czasami dawano umęczonym ludziom, aby ich chwilowo orzeźwić (stosowany m. in. na galerach wobec mdlejących wioślarzy). Teraz człowiek arcykapłanów tę gąbkę na trzcinie przytknął do twarzy Jezusa, który zaczął chciwie ją wysysać. Po chwili jednak przestał, wydał tylko jeszcze z siebie jęk i skonał.

sobota, 14 maja 2016

Ukrzyżowanie Jezusa

Zgodnie z rzymskimi regułami wykonywania kary ukrzyżowania Jezus został najpierw poddany chłoście. Ten wstęp do zasadniczej egzekucji miał osłabić skazańca i odebrać mu wolę stawiania oporu w decydującym momencie. Był to okrutny zabieg, który zastosowany z przesadą, mógł sam łatwo doprowadzić do śmierci ofiary, ale wówczas za błąd w sztuce byliby ukarani kaci. Dlatego też biczowanie wykonywała fachowa, odpowiednio przeszkolona i doświadczona sekcja oprawców, znajdująca się w składzie kohorty. Ci właśnie legioniści, na dziedzińcu twierdzy Antonia, przywiązali Jezusa do słupa, zdarli z niego płaszcz proroka, i wymierzyli około dwudziestu uderzeń skórzanymi batami flagrum, z wplecionymi w rzemienie kawałkami metalu.

Wraz z Jezusem, podobnej procedurze okrutnego przygotowania do jeszcze okrutniejszej śmierci, poddani zostali dwaj pospolici przestępcy, również przeznaczeni tego dnia do ukrzyżowania. Tak umęczonym i skrwawionym skazańcom przytroczono sznurami do grzbietów i ramion belki (patibulum), które miały stanowić później poziome poprzeczki krzyży. Następnie cała trójka, w otoczeniu oprawców i eskortującej ich centurii legionistów, została poprowadzona na miejsce kaźni.

W Jerozolimie egzekucji ukrzyżowania dokonywano na terenie dawnego kamieniołomu, położonego poza murami obronnymi w kierunku północno – zachodnim od miasta. Wydobywano tu niegdyś materiał m. in. do budowy świątyni i obecnie, z uwagi na biel skał i głębokie wyrobiska, było to miejsce powszechnie nazywane Czaszką (Golgotą). Stało tam kilka trwale osadzonych słupów (stipes) i na nich zawieszano skazańców, wykorzystując bezlitosne drewno, które sami tu przydźwigali. Miejsce było dosyć przerażające i zazwyczaj nie gromadziło zbyt wielu widzów, poza bliskimi osobami krzyżowanych nieszczęśników, oprawcami i strażami. Dzisiaj jednak tłum był gęsty, a wkrótce przybyli nawet arcykapłani, co było ewenementem. Wszystkich, także hierarchów, przywiodła ciekawość, czy wreszcie Mesjasz z Galilei ukaże swą nadludzką moc – jeżeli jest prawdziwym Synem Bożym, to tu będzie miał ostatnią możliwość, aby to zademonstrować.

Skazańcy i ich konwój mieli do przejścia od twierdzy Antonia do Golgoty nie więcej niż dwa kilometry, ale skatowany Jezus z wielkim trudem dźwigał grubą poprzeczkę krzyża i zaczął padać pod jej ciężarem. Z tego powodu, już poza murami miasta, żołnierze przywołali pracującego w pobliżu rolnika, Szymona z Cyreny, i nakazali mu aby pomógł Jezusowi donieść belkę na miejsce kaźni.

Było wczesne popołudnie, gdy konwój dotarł do kamieniołomu Golgota. Tam najpierw podano skazańcom po kubku wina zmieszanego z gorzką mirrą, co było dopuszczalnym prawem środkiem, mającym odrobinę ulżyć w pierwszym okresie męki. Jezus skosztował, ale nie chciał, lub już nie był w stanie wypić więcej. Wówczas położono go wraz z wciąż przywiązaną do ramion belką na wznak i dwoma gwoździami przybito do niej jego dłonie. Następnie patibulum wraz z ciałem wciągnięto i umocowano linami na stipes tak wysoko, że Jezus dostawał stopami do przymocowanej do słupa na wysokości około jednego metra podpórki – ukrzyżowanie było karą pokazową i cierpiący skazaniec musiał być widoczny całej publiczności.

Zasadniczą rolę odgrywały tu sznury, które krępowały ramiona z poprzeczną belką, a gwoździe wbite w dłonie były tylko dodatkowym cierpieniem i w wielu wypadkach w ogóle nie były używane. Stóp wcale nie przybijano gwoździami, gdyż na okaleczonych nogach skazaniec nie mógłby się utrzymywać i ciężar ciała, zwisającego na przywiązanych rękach, zaciskałby coraz bardziej zapadającą się klatkę piersiową. W takiej sytuacji śmierć ofiary, wskutek uduszenia, mogłaby nastąpić zbyt szybko. Możliwość stania przedłużała mękę (bardziej silni ukrzyżowani mogli konać nawet przez trzy dni), a o taki efekt chodziło Rzymianom. Zdarzały się sytuacje, że oprawcy potrzebowali przyspieszyć zgon na krzyżu i wówczas łamano nieszczęśnikom właśnie nogi, co radykalnie skracało czas konania.

Obok Jezusa, w identyczny sposób, przybito i zawieszono na sąsiednich słupach pozostałych dwóch przestępców.

Przepisy wymagały, aby informować publicznie jakiej zbrodni dopuścił się skazaniec, więc żołnierze, jeszcze na terenie twierdzy Antonia, przygotowali drewnianą deseczkę, na której zapisano powód tak strasznej kary. Piłat polecił, aby napis dotyczący Jezusa brzmiał: „Król Żydowski”. Dowiedzieli się o tym arcykapłani i zaprotestowali mówiąc, że właściwa byłaby treść, iż nie jest to król, ale oszust, który fałszywie podawał się za króla. W tej jednak sprawie prefekt im nie ustąpił – przecież oni sami podali mu jako powód wyroku śmierci właśnie zwrot Król Żydowski. Teraz więc tabliczka z takim napisem została przybita do słupa powyżej głowy Jezusa.

wtorek, 10 maja 2016

Srebrniki

Jezus był przerażony. Od początku wiedział, że realizowany od kilku dni skomplikowany plan ratowania życia jest trudny i bardzo ryzykowny, ale dotychczas wydawało się, że wszystko w nim zostało dobrze skalkulowane i że najtrudniejsze momenty już ma za sobą. Dzięki wiernemu Judaszowi i Piłatowi, który chciał mu autentycznie pomóc, jeszcze niedawno jego szanse na szczęśliwy finał wyglądały całkiem obiecująco. Nie przewidział, że arcykapłani zastosują w ostatniej chwili tak prosty i przewrotny jednocześnie manewr, jak wystawienie przeciwko niemu ujawnionego niespodziewanie więźnia Barabasza. Przegrał i teraz pozostała mu już tylko modlitwa do Jahwe oraz wiara, że on może go wciąż uratować, nawet w ostatniej chwili, tak jak to uczynił niegdyś nad urwiskiem w Nazarecie.

Obecnie Jezusem zajęli się legioniści, aby jeszcze na terenie twierdzy Antonia, zgodnie z rzymskimi procedurami, wstępnie przygotować skazańca do ukrzyżowania, które będzie miało miejsce poza miastem. Wraz z nim na wykonanie analogicznego wyroku czekało jeszcze dwóch więźniów. Byli to pospolici przestępcy, wcześniej już osądzeni przez Piłata. Schwytały ich służby rzymskie i przez to nie mieli szansy skorzystania z żydowskiej tradycji paschalnego ułaskawienia.

Arcykapłani Kajfasz i Annasz, po pomyślnym doprowadzeniu do skazania i zagwarantowaniu wykonania egzekucji swego bardzo poważnego przeciwnika, udali się do pałacu, aby odpocząć i zjeść posiłek. Ciężko pracowali tej nocy i od wczesnego poranka, a sprawa jeszcze nie była doprowadzona do końca i musieli przygotować się na ciąg dalszy.

Za nimi, do pałacu arcykapłańskiego, podążył Judasz. Był całkowicie załamany. Z całego zbiorowiska uczestników i świadków dzisiejszego dramatu, on jeden, oprócz Jezusa, w pełni rozumiał sens tego, co się faktycznie wydarzyło i jak wielka i niezwykła tragedia się rozgrywa: Jezus Mesjasz zdecydował oddać się dobrowolnie w ręce wrogów, aby znaleźć ocalenie, a zamiast tego, na własne życzenie, stanął w obliczu niezwykle okrutnej śmierci. Przy tym wszystkim obecnie wygląda, że to właśnie Judasz, najwierniejszy uczeń, stał się głównym sprawcą jego klęski. Wykonywał tylko polecenia Jezusa i wywiązał się z nich wręcz wzorowo, ale kto to zrozumie, gdy już teraz ludzie pokazują go sobie palcami i mówią, że to on zdradził i wydał swego Mistrza.

Całkowicie przybity i zdesperowany Judasz udał się tam, gdzie była jakakolwiek iskierka nadziei, że cokolwiek jeszcze można zmienić. Tylko Kajfasz i Annasz, przy swojej władzy, możliwościach i przebiegłości, mogli jeszcze uratować Jezusa, o ile by zechcieli. Dobijał więc się gwałtownie do bramy ich pałacu, aż wreszcie arcykapłani pojawili się na dziedzińcu, ale nie pozwolili wpuścić go do środka. Wołał więc do nich, że skłamał, że zgrzeszył, że wydał krew niewinną i błagał o łaskę dla swego Mistrza. Usłyszał zaś jedynie: A cóż to nas obchodzi, to twoja sprawa. Wreszcie wykonał beznadziejnie rozpaczliwy gest - rzucił im przez bramę otrzymaną wcześniej od nich sakiewkę srebrnych drachm. Może chociaż dzięki temu ktoś zrozumie, jak wielki dramat się rozgrywa i ulituje się i nad Jezusem i nad nim. Oczywiście wszystko to było całkowicie bezskuteczne - w walce o władzę nie ma żadnych sentymentów czy litości. Arcykapłani nie chcieli nawet dotykać pieniędzy, za które dokonała się zdrada; rozkazali służbie podnieść srebrniki i przeznaczyć je na jałmużnę dla biedaków.  

Judasz odszedł od bramy pałacu; zrozumiał to, co było jasne od początku - nie ma już nadziei. Zjawił się później w pobliżu miejsca straceń i widział z daleka kaźń Jezusa. Nie wytrzymał tego, był zbyt uczciwy, zbyt oddany, zbyt wierny. Oddalił się i w odludnym miejscu popełnił samobójstwo, wieszając się na drzewie. On jedyny ze wszystkich uczniów walczył do końca o swego Mistrza i był jedynym, który nie przeżył jego zgonu i odszedł razem z nim.


piątek, 6 maja 2016

Umywanie rąk


Piłat zrozumiał, że wpadł w bardzo sprytną pułapkę zastawioną przez arcykapłanów, ale obecnie niewiele już mógł zrobić. Nie bardzo się do tego chciał przyznać nawet sam przed sobą. Ostatecznie, on tylko obiecał, że nie będzie się sprzeciwiał ułaskawieniu Jezusa przez samych Żydów, a tu nic jeszcze nie było przesądzone.

Wysłannicy tego Galilejczyka zapewniali, że jest on uznawany, popierany i wielbiony jako Mesjasz przez wiele tysięcy mieszkańców Palestyny, ze wszystkich jej krain. Oczywiście prefekt znał arcykapłanów i ich wyrachowanie, więc nie liczył, że tłumy na dziedzińcu będą jednomyślnie wołały „Uwolnić Jezusa”, Miał natomiast nadzieję, że głosy się podzielą, że zacznie się tumult, że zwolennicy uwolnienia Barabasza (ludzie arcykapłanów) lub Jezusa (Galilejczycy i inni) zaczną się spierać, kłócić, może nawet walczyć ze sobą. W takiej sytuacji Piłat sam zdecyduje, których głosów słyszy więcej i żaden arcykapłan tego już nie zmieni. Przemyślawszy to wszystko, polecił wyprowadzić obu więźniów na taras twierdzy Antonia, przylegający do murów świątynnych.

Na dole, na dziedzińcu pogan, największej przestrzeni na terenie całego przybytku, kłębiły się tysiące Żydów. Tłum składał się prawie wyłącznie z Jerozolimczyków, bowiem mieszkańcy dalszych krain już kilka dni temu ruszyli do domów. Ten piątek poprzedzał Paschę i dzisiaj po zachodzie słońca  wszyscy oni zasiądą do uroczystych kolacji sederowych. Był to więc ostatni dzień na oczyszczającą wizytę w świątyni, ale te tysiące przywiodła także ciekawość, kto dzisiaj zostanie ułaskawiony. Ogłoszenie tego wywoływało dużo więcej emocji niż wyroki śmierci, bo egzekucje mieli na co dzień, a darowanie życia tylko od święta. Rozeszła się już wieść, że jest dwóch kandydatów do łaski, więc zebrani wiedzieli, że i oni będą mieli do odegrania swoją rolę.

Wreszcie na górującym nad dziedzińcem tarasie ukazał się Piłat z Pontu, za nim arcykapłani i orszak notabli, a następnie prowadzeni przez legionistów więźniowie. Tłum zamarł, wrzawa ucichła. W tej ciszy rozległ się donośny głos prefekta: Którego chcecie abym wam uwolnił, Jezusa zwanego Mesjaszem, czy Barabasza? I wówczas na dziedzińcu rozległ się jeden krzyk tysięcy gardeł: Uwolnić Barabasza! Tu nie było żadnych wątpliwości, czy niejasności – nikt, absolutnie nikt, nie opowiedział się za Jezusem. Przez chwilę próbował jeszcze walczyć o niego tylko sam Piłat. Uciszył gestem zbiorowisko i spytał: Jezus nic wam złego nie zrobił, więc co mam z nim uczynić? Odpowiedź tłumu była równie zdecydowana: Ukrzyżuj go!

Piłat był bardzo zaskoczony; aż takiej jednomyślności kłótliwych, wiecznie spierających się o wszystko Żydów, nigdy się nie spodziewał. Nigdy też nie zrozumiał mechanizmu, który do tej jednomyślności doprowadził.

Ogromna większość Jerozolimczyków kierowała się dokładnie takimi samymi motywami jak arcykapłani i sanhedryn, gdy skazywali Jezusa na śmierć. Kilka dni temu wszyscy obecni wielokrotnie wzywali go na świątynnym dziedzińcu, aby „dał im znak”, aby na ich oczach uczynił cud. Jego zapewnienia o boskim pochodzeniu spowodowały, że nabrali wielkiej ochoty na zobaczenie czegoś przekraczającego ludzkie możliwości, na jakieś niezwykłe widowisko. Ani razu nie spełnił oczekiwań i zaczął ich irytować, a nawet złościć. Teraz mieli go w pułapce, już się nie wykręci – jeżeli jest prawdziwym Mesjaszem, to sobie poradzi, a oni zobaczą cuda, a jeżeli ich okłamywał, to zasłużył na śmierć.

W gruncie rzeczy podobne odczucia mieli uczniowie i ci, którzy prawdziwie wierzyli w Jezusa jako Mesjasza – byli przekonani, że Syn Boży sam sobie poradzi w tej niezwykle dramatycznej sytuacji, a prawdę mówiąc, oni też chcieli ujrzeć cuda.

Piłat zrozumiał, że przegrał. Oczywiście była możliwość, że on się uprze i wymusi swą decyzją ułaskawienie Jezusa, ale też oczywiste było, że od razu wybuchną gwałtowne zamieszki na ogromną skalę. Wtedy będą musieli wkroczyć legioniści, poleje się krew, padną trupy. Walka z buntowniczymi Żydami może być długa, krwawa i bardzo kosztowna, a przed cesarzem to Piłat będzie za to odpowiedzialny. I w imię czego, dla uratowania tego mało znaczącego kaznodziei z Galilei? To byłoby absurdalne, zwłaszcza, że wprowadzono go w wielki błąd, mówiąc mu, że Jezus ma tak licznych zwolenników – wcale ich tu nie ma. Piłat więc zrezygnował i ogłosił decyzję: Barabasz jest wolny, Jezusa ukrzyżować . Zwrócił się do arcykapłanów i powiedział: to nie jest uczciwe, ale to wasza sprawa i ja umywam ręce.

poniedziałek, 2 maja 2016

Sąd Piłata


Jezus szedł do twierdzy Antonia z przekonaniem, że jest to już przedostatni z przewidzianych przez niego etapów na drodze do ułaskawienia, a przez to ocalenia życia, odzyskania wolności i jeszcze potwierdzenia swej nadzwyczajnej roli Mesjasza. Wszystko jest ustalone, więc Piłat za chwilę stwierdzi, że władze rzymskie nie widzą w nim żadnego zbrodniarza i zwróci go arcykapłanom. Oni zaś znajdą się w sytuacji bez wyjścia; z okazji święta Paschy muszą darować życie skazańcowi, a że on jest jedynym ich więźniem, to właśnie jemu.

W czasie gdy Kajfasz przekazywał Piłatowi informacje o procesie i wyroku sanhedrynu, prefekt z zainteresowaniem przyglądał się Jezusowi, o którym wiele już słyszał, ale którego widział pierwszy raz. Następnie zadał pozornie proste pytanie: Czy Ty jesteś Królem Żydowskim?, które jednak spowodowało pewne charakterystyczne nieporozumienie.

Piłat sprawował obecnie sąd, a zgodnie z prawem uzurpacja władzy królewskiej była jednym z najpoważniejszych przestępstw politycznych. Jako sędzia spytał więc o podstawowe ze swego punktu widzenia zagadnienie, czy oskarżony przyznaje się do tej zbrodni. Jezus zaś zrozumiał, że prefekt nie ma pewności, czy to on jest tym człowiekiem, którego wysłanników zapewnił o swej pomocy i ochronie. Postanowił go w tym upewnić i jednocześnie przypomnieć o udzielonej mu gwarancji bezpieczeństwa, więc odpowiedział  dosyć dziwnie: Czy to mówisz od siebie, czy też inni powiedzieli ci o Mnie?

Piłatowi wcale nie trzeba było przypominać, co on tym innym obiecał i mimo, że zgodnie z regułami procesu Jezus właśnie przyznał się do stawianych mu zarzutów, postanowił dotrzymać słowa. Nie chodziło przy tym tylko o daną obietnicę pomocy, ale przede wszystkim o zasadę divide et impera - w interesie Rzymu walka między arcykapłanami, a próbującymi ich obalić Mesjaszem z Galilei, powinna trwać jak najdłużej i stale osłabiać obie strony konfliktu. Bez większego namysłu ogłosił więc swą decyzję: Ja nie widzę w nim winy. Zapomniał, że reprezentuje przy tym Imperium, które było niezwykle dumne ze swych zasad prawnych, a podstawowa z nich brzmiała: dura lex, sed lex. Arcykapłani natomiast doskonale ją pamiętali i po wysłuchaniu wyroku prefekta zdecydowanie zaprotestowali – jakże to, przecież przed chwilą sami słyszeli, że Jezus się do wszystkiego przyznał.

Piłat był samowładny w Judei, ale w dalekim Rzymie był nad nim jeszcze cesarz Tyberiusz, który mógłby opacznie zrozumieć bezkarność oczywistego przestępcy politycznego. Prefekt uświadomił sobie, że zbyt łatwo chce uniewinnić człowieka, który faktycznie sam potwierdził swą winę, więc zaproponował, że wymierzy Jezusowi karę chłosty i to wystarczy. Żydzi znów zaprotestowali – to jest ich więzień i oni już wydali na niego wyrok i to wcale nie jest chłosta, tylko kara śmierci, którą zgodnie z własnymi regułami powinni wykonać Rzymianie.

Przebiegli arcykapłani mieli formalnie rację - wykorzystując prawo rzymskie postawili prefekta w bardzo trudnej sytuacji. Teraz więc Piłat postanowił wykorzystać przeciwko nim ich własne zwyczaje. Przyznał, że rzeczywiście Jezus powinien zostać ukarany zgodnie z wydanym wyrokiem, ale wie, że dzisiaj Żydzi mają prawo, a nawet obowiązek ułaskawić jednego skazańca, więc on się zgadza: niech ułaskawią Jezusa z Nazaretu i będzie po sprawie.

To co teraz nastąpiło było ogromnym zaskoczeniem dla Piłata i jeszcze większym, przerażającym ciosem dla Jezusa. Arcykapłani oświadczyli, że bardzo się cieszą, iż prefekt tak bardzo szanuje żydowskie zwyczaje i sam chce ich przestrzegać, ale w takim razie jest kolejny problem. W rękach arcykapłanów znajduje się jeszcze jeden więzień, zbrodniarz o imieniu Barabasz, którego również mają tu ze sobą i dopiero trzeba będzie wybrać, któremu z nich, Jezusowi z Nazaretu czy Barabaszowi, należy się łaska

Barabasz (Bar rabbi – syn rabbiego) był straszliwą niespodzianką, z całym wyrachowaniem ukartowaną przez arcykapłanów i bardzo dobrze dotychczas przez nich ukrytą. Na ich polecenie ten młody człowiek, syn jednego z ludzi bliskich arcykapłanom i ich stronnictwu saduceuszy, sam zgłosił się dzisiaj z rana do strażników świątynnych i przyznał przed nimi, że jest wspólnikiem jakichś złoczyńców i pomagał im w zbrodniach. Winy te były bardzo niejasne i oparte tylko na słowach samego Barabasza, który zawsze mógłby się z nich wycofać. W tej sytuacji straż, na rozkaz arcykapłanów, uwięziła go i stał się on formalnie więźniem.

Teraz więc, zgodnie z regułami, które przed chwilą prefekt sam potwierdził, trzeba zastosować zwyczaj paschalnego ułaskawienia jednego więźnia. Oczywiście arcykapłani niczego nie sugerują ani nikogo nie polecają. O tym który z tych dwóch, Jezus z Nazaretu czy Barabasz, będzie żył, niech zgodnie z tradycją zdecydują wszyscy Żydzi, zebrani dzisiaj na świątynnym dziedzińcu.