poniedziałek, 30 listopada 2015

Jezus nad Jordanem

Jezus przebywał nad Jordanem co najmniej miesiąc, ale nie dużo dłużej. Zamieszkał w wynajętym pomieszczeniu w jednej z pobliskich wiosek i codziennie udawał się nad rzekę, aby wysłuchiwać wielogodzinnych nauk i kazań głoszonych przez Jana Chrzciciela. 

Były to głównie namiętne wezwania do przestrzegania przykazań i zasad judaizmu, okraszane wieloma przypowieściami o mądrości Jahwe i jego praw. Ich ważną częścią były zapowiedzi nadejście Mesjasza, Zbawiciela narodu żydowskiego. Ten oczekiwany powszechnie Syn Boży miał wkrótce zstąpić na ziemię i dokonać wielkiej przemiany. Chrzciciel wyraziście opisywał straszne nieszczęścia i kataklizmy jakimi Zbawiciel będzie karał grzeszników, a z drugiej strony ukazywał wizję szczęśliwego królestwa na ziemi, które zostanie zbudowane dla cnotliwych i prawowiernych.

Wszystkie krainy żydowskie znajdowały się tym czasie pod bezpośrednią okupacją rzymską, lub były przez Rzym całkowicie podporządkowane. Imperium rządziło twardo, nawet okrutnie i było bezwzględne w egzekwowaniu wszelkich danin. Z tego powodu przemowy Jana o nadejściu Zbawiciela najczęściej traktowano jako zakamuflowaną zapowiedź wyzwolenia się spod cesarskich rządów i nastania czasu dobrobytu; te niosące nadziekazania powszechnie nazywano dobrą nowiną czyli ewangelią.

Apokaliptyczne wizje Chrzciciela o karaniu grzeszników robiły duże wrażenie na słuchaczach i wielu z nich głośno żałowało swych złych uczynków oraz deklarowało poprawę. Skruszone osoby Jan chrzcił, czyli błogosławił i polewał wodą z Jordanu na znak oczyszczenia, co z reguły było dużym przeżyciem duchowym dla przyjmujących chrzest.

Niektóre sprawy dotyczące wewnętrznych spraw żydowskich Chrzciciel poruszał wprost, bez stosowania metafor. M. in. otwarcie, bez żadnych kompromisów, atakował osoby na szczytach władzy, które jego zdaniem dopuszczały się grzechów. Dotyczyło to przede wszystkim samego władcy Galilei i Perei, Heroda Antypasa, oraz jego żony (i jednocześnie bratowej) Herodiady, którą prorok oskarżał o doprowadzenie do zawarcia tego nieczystego małżeństwa. Takie wypowiedzi wywoływały dodatkowe podniecenie i zainteresowanie plebsu, więc też jeszcze większy napływ słuchaczy, ale nie były bezpieczne.

Widok Jana Chrzciciela, jego postawa, słowa, cała działalność, były wielkim przeżyciem także dla Jezusa. W pierwszych dniach, jak wielu innych, poddał się ceremonii chrztu i został obmyty wodą z Jordanu. Jednak osoba proroka bardzo go zaintrygowała i postanowił zostać dłużej. Przez kilka tygodni regularnie wysłuchiwał wystąpień, napomnień, nauk i  przypowieści i dobrze je zapamiętywał. Jednocześnie dowiadywał się jakie pytania zadają Janowi słuchający go ludzie, jakie problemy i dylematy musi rozstrzygać i jak sobie z nimi radzi. Uważnie patrzył na zachowanie ludzi zbierających się wokół Chrzciciela i dostrzegał jak on przy pomocy swych uczniów organizuje ich, kieruje nimi i jak wszystkim narzuca swą wolę. Wiele razy obserwował ceremonię chrztów, sceny mistycznego zachwytu, przeżywanie uniesień, wpadanie w trans, a nawet niezwykłe uzdrowienia. Niewątpliwie zauważył też, że prorok Jan często otrzymuje różne dary od przychodzących ludzi i nie musi wcale się martwić o sprawy materialne. Chrzciciel był znany ze swego ascetyzmu, ale jednak i on i jego uczniowie nie mogli żyć tylko duchem świętym.

Wskazane wyżej niezwykłe zjawiska (wizje, mistyczne uniesienia, uzdrowienia) są charakterystyczne dla każdej większej zbiorowości wspólnie przeżywającej akty religijnej ekstazy. Można je zaobserwować i dzisiaj, ale w starożytnym Izraelu występowały niewątpliwie ze znacznie większą intensywnością. Jezus, bystry obserwator, doskonale je widział, zapamiętywał i dostrzegał mechanizmy nimi rządzące; był bardzo głęboko wierzącym w Boga Żydem, ale nie przeszkadzało mu to na całkiem realistyczny ogląd i zrozumienie działalności Chrzciciela.

Im dłużej trwał pobyt nad Jordanem, tym bardziej Jezusowi podobała się rola proroka, jaką pełnił Jan. Uwielbienie tłumów, szacunek, sława, a także, jak mu się wydawało, ciekawe i dosyć łatwe, wygodne życie jakie prowadził prorok, bardzo mu imponowało. Uświadomił też sobie, że w gruncie rzeczy nie jest to rola bardzo trudna i on również byłby w stanie ją wypełniać. Wiedział, że dałby radę tak samo stanąć wobec tysięcy słuchaczy, głosić podobne nauki, przypowieści, zachowywać się jak prorok. Miał oczywiście przy tym różne wątpliwości i dylematy, gdyż był zbyt inteligentny, aby nie przewidywać trudności, ale wizja była bardzo kusząca. Oczywiście pójście tą drogą teraz, w obecności Jana i tłumów, które go otaczały, było wykluczone; Chrzciciel takiego konkurenta zniszczyłby szybko i bez wahania. Mimo to, wielka idea zostania prorokiem już się w głowie Jezusa pojawiła i nie dawała mu spokoju.

Wkrótce nastąpiły wydarzenia znacznie zmieniające całą sytuację. Z Tyberiady, stolicy Heroda Antypasa, przybyli żołnierze, którzy aresztowali Jana Chrzciciela i poprowadzili go przed oblicze władcy. Krytyka rządzących jest zawsze obarczona najwyższym ryzykiem, więc Janowi groził wyrok śmierci. Jednak Antypas jeszcze w tym czasie nie odważył się na zgładzenie sławnego proroka i rozkazał tylko, aby uwięziono go w odległej, pustynnej twierdzy Macheront.

Zebrane nad Jordanem rzesze ludzkie, którym nagle zabrano proroka, nauczyciela i jednocześnie wielką atrakcję, z żalem rozeszły się po całej Palestynie. W drogę powrotną do Galilei ruszył również Jezus. 
 

piątek, 27 listopada 2015

Dzieciństwo i młodość Jezusa


Jezus wychowywał się w zwykłej, przeciętnej rodzinie żydowskiej, i był też zwykłym dzieckiem, nie odbiegającym szczególnie od innych. Od najmłodszych latach wykazywał duże zdolności intelektualne, łatwo się uczył, miał dobrą pamięć, ale nie były to cechy nadzwyczaj wybitne. Aktywnie interesował się dostępną nauką, czyli wówczas głównie treścią Tory i pozostałych świętych ksiąg hebrajskich, oraz komentarzami do nich, ale był też ciekaw realnie otaczającego świata. Pilnie śledził bieżące wydarzeniami, chętnie wysłuchiwał wszelkich nowin i opowieści. Był dosyć energiczny, ale nie zawsze najbardziej grzeczny, czy też posłuszny, gdyż potrafił bronić swego zdania i wykazywał dużą konsekwencję w postępowaniu - był trochę uparty. Powodowało to, że nie łatwo ulegał innym i raczej sam chętnie przewodził w grupach koleżeńskich. Częściowo wynikało to z faktu, że jako najstarszy spośród dosyć licznego rodzeństwa był jego naturalnym liderem. Takie cechy nie sprawiały jednak, aby w tym okresie czymś wyjątkowym wyróżniał się wśród swych rówieśników.

Jako pierworodny syn powinien w przyszłości przejąć zakład po ojcu, więc w wieku około 10 lat zaczął być przyuczany do prac budowlanych w rodzinnej firmie. Uczył się ciesielstwa, stolarki, kamieniarstwa i reguł konstrukcji, ale nie tylko. Ówczesne zgromadzenia zawodowe, odpowiednik późniejszych cechów, organizowały także swoiste dokształcanie swych członków, głównie w zakresie judaizmu, organizowały wspólne modły, czytanie Pisma i dyskutowanie nad nim. Młody Jezus poznał tam wiele tekstów biblijnych, ale nie była to wiedza bardzo usystematyzowana ani pogłębiona. Podczas takich sesji nie stosowano zapisywania przekazywanych nauk, a przede wszystkim głośno, po kilka razy, powtarzano poszczególne fragmenty ksiąg, więc Jezus wielu cytatów nauczył się na pamięć.

Gdy miał kilkanaście lat zmarł jego ojciec i Jezus, najstarszy mężczyzna w rodzinie, stał się jej głową i przejął kierowanie zakładem. Jednocześnie odziedziczył po ojcu jego miejsce w hierarchii miasteczka i podobnie jak on był zapraszany w szabas do czytania fragmentów pisma w synagodze. Szybko osiągnięta dosyć wysoka pozycja w lokalnej społeczności dodatkowo bardzo podniosła jego samoocenę i pewność siebie.

W tym okresie, w wieku około 20 lat i trochę więcej, prowadził normalne życie młodego, nie żonatego mężczyzny, bez większych problemów materialnych. Nie unikał korzystania z przyjemności życia, zabaw, biesiad z winem, spotkań towarzyskich, ale było to utrzymane w bardzo rozsądnych granicach. Nie rezygnował jednak ze swych zainteresowań religijnych i nawet się one umacniały, więc znacznie chętniej poświęcał czas im niż pracy fizycznej czy zawodowej. Zaczął częściej chodzić do synagogi i podejmował tam dyskusje na tematy biblijne z miejscowymi rabinami i znawcami Pisma. W czasie takich spotkań pogłębiał swą wiedzę i przekonywał się, jak wiele jest różnych możliwości wykładni i interpretacji biblijnych treści.
 
Zainteresowania i sposoby spędzania czasu sprawiły, że zaczął mniej przykładać się do pracy w zakładzie, więc wkrótce pojawiły się problemy w funkcjonowaniu rodzinnej firmy. Wywołało to reakcję Marii, zaniepokojonej, że pierworodny syn zaniedbuje dorobek ojca i zbyt dużo czasu poświęca problemom wiary i dyskusjom. Jezus darzył matkę synowskimi uczuciami, ale nie zgadzał się, aby niewiasta stojąca w hierarchii społecznej ówczesnego świata znacznie niżej niż jakikolwiek mężczyzna, narzucała mu swą wolę, czy nawet tylko napominała go. Nie zamierzał rezygnować ze swych zainteresowań, zwłaszcza, że dorastający bracia mogli już więcej udzielać się w prowadzeniu  zakładu i pracach z nim związanych. Taka sytuacja powodowała stałe napięcia w rodzinie i sprzeczki między matką, a synem.
 
W tym czasie w całej Palestynie zaczęła się szerzyć sława proroka Jana Chrzciciela, który na terenie prowincji Perea, nad rzeką Jordan, głosił nauki i kazania i wodą oczyszczał z grzechów tych, którzy wykazywali skruchę. Był powszechnie uważany za największego z żyjących proroków i ciągnęły do niego tłumy zaciekawionych Żydów ze wszystkich stron Palestyny. Nawet arcykapłani jerozolimscy wysyłali do niego swych przedstawicieli, aby wypytali go, czy nie jest przypadkiem oczekiwanym Zbawicielem lub innym prorokiem. Jan stanowczo zaprzeczył, ale tysiące wiernych było przekonanych, że uczynił to tylko ze skromności, i że prawda jest inna.

Około 25 letniego Jezusa również bardzo zainteresowała osoba Jana Chrzciciela. Prorocy są postaciami charakterystycznymi dla judaizmu, ale wszyscy znani i opisani w Piśmie dawno już zmarli. Żyjący prorok był więc wielką atrakcją, i także Jezus postanowił udać się nad Jordan, aby go zobaczyć i wysłuchać. Zdecydował się na te wyprawę mimo sprzeciwu Marii; ocenił, że jego bracia są już dorośli i mogą sami zając się matką i zakładem. 
 

wtorek, 24 listopada 2015

Rodzina Jezusa


Rekonstrukcję życiorysu Jezusa z Nazaretu zwanego Mesjaszem opieram w całości na dokonanych przeze mnie analizach Nowego Testamentu, zamieszczonych w tym blogu jak i w mojej książce Jak zostaje się Bogiem. Znaczy to, że praktycznie wszystkie podstawowe fakty zostały mniej lub bardziej wyraźnie opisane, lub co najmniej zasygnalizowane, w treści czterech ewangelii. Oceniam, że takie pewne, możliwe do dowiedzenia informacje o życiu Jezusa będą stanowiły ok 75% całości jego biografii, co wystarcza do uznania jej za w pełni wiarygodną. Zwłaszcza, że te właśnie fakty, które oceniam jako potwierdzone, są zasadniczymi dla całej jego historii. Pozostałe 25% danych, które postaram się odtworzyć, tylko ją uzupełnia, ale i one opierają się na logicznych przesłankach i są bardzo prawdopodobne - pasują do reszty opowieści, odpowiadają czasom w których zachodziły, są zgodne z ludzką psychiką i naturalnymi motywami postępowania.

Jak to omówiłem we wpisie Początek nowej ery, nie wiemy w którym roku urodził się Jezus, ani którego dnia, i ustalenie tego nie jest już możliwe. Istnieje jakaś szansa, że komuś w przyszłości uda się dotrzeć do jego pośmiertnych szczątków, pochowanych w grobowcu rodzinnym arcykapłana Kajfasza w Jerozolimie (proponuję przypomnienie wpisów Zagadka zmartwychwstania oraz Teoria, wiedza, dowód), i zostaną one poddane analizom z wykorzystaniem metod badania wieku materii organicznej (np. węgiel C-14). Pozwoliłoby to na dosyć precyzyjne określenie podstawowych dat, ale to szansa przyszłości. Teraz, nie mając lepszego rozwiązania i biorąc pod uwagę, że ustalenie to nie ma istotnego znaczenia dla samej historii Jezusa z Nazaretu, musimy się zadowolić niedoskonałą pracą Dionizego Małego i przyjąć, że urodził się w 1 roku nowej ery. 

Rodzina Jezusa

Rodzicami Jezusa byli bogobojni Żydzi, Józef i Maria, zamieszkali w niewielkiej, prawdopodobnie liczącej nie więcej niż 1000 mieszkańców, miejscowości Nazaret, położonej w Galilei, około 25 km na południowy zachód od jeziora Genezaret. Józef w momencie ożenku z Marią miał ponad czterdzieści lat i był w tym czasie bezdzietnym wdowcem, lub wcześniej rozwiódł się z pierwszą żoną, z którą nie miał dzieci. Bezpłodność kobiety była wówczas traktowana jako w pełni uzasadniona przyczyna oddalenia żony i takie prawo męża było powszechnie akceptowane. Nowo poślubiona Maria pochodziła z odległej o niecałe 10 km miejscowości Kana i była znacznie młodszą, pewnie nastoletnią dziewczyną, ale taka różnica wieku małżonków w tamtym świecie nie była niczym niezwykłym.

Józef był majstrem ciesielskim i kamieniarskim, miał zakład budowlany w Nazarecie i zatrudniał w nim pracowników najemnych. Należał do bogatszych i ogólnie szanowanych mieszkańców miasteczka. Był regularnie zapraszany w dni szabasu do czytania w synagodze fragmentów Tory, co było wyróżnieniem i oznaką poważania. Rodzinie Józefa powodziło się materialnie na tyle dobrze, że Maria miała służbę do pomocy w pracach domowych i przy dzieciach. 

Wkrótce po zawarciu ślubu, w 1 roku n. e., małżeństwu Józefowi i Marii urodził się pierworodny syn Jezus i zgodnie z regułami judaizmu, ósmego dnia po urodzeniu został poddany obrzezaniu w miejscowej synagodze. Następnie Maria urodziła jeszcze czterech synów, według starszeństwa: Jakuba, Józefa, Judę i Szymona, oraz co najmniej dwie córki. 

Wszyscy synowie otrzymali pierwsze wykształcenie (umiejętność czytania i pisania, podstawową wiedzę o Prawie, księgach, tradycji) w rodzinnym domu, przede wszystkim od ojca, co było normalnością w tych czasach. Wychowaniem córek w większym stopniu zajmowała się matka. Cała rodzina ściśle przestrzegała wszystkich reguł judaizmu i jego świąt. Dzięki dobrej sytuacji materialnej Józef mógł kilkakrotnie zabrać żonę i dzieci do odległej o ok 100 km Jerozolimy, aby przed dorocznym świętem Paschy poddać się tradycyjnemu oczyszczeniu w tamtejszej świątyni. Wyprawy te były dodatkowym elementem edukacji dzieci i poszerzały ich wiedzę o świecie.

czwartek, 19 listopada 2015

Uczeń, który nie umrze.

Zapowiadałem, że obecnie przedstawię całościową biografię Jezusa z Nazaretu zwanego Mesjaszem i poprzedni post był już wstępem do tego. Jednak od jakiegoś czasu docierają do mnie różne uwagi na temat niektórych wpisów, i muszę się do nich odnieść, by o tym nie zapomnieć i by zbytnio się nie zdezaktualizowały.

Nie mam wpływu na to, czy kogoś moje analizy przekonały czy nie. Adresuje je do ludzi racjonalnie myślących, ale przecież wiem, że jest wielu, dla których wiara jest znacznie ważniejsza niż racjonalizm. Nie zgadzam się jednak z zarzutami, że dokonuję selekcji cytatów, mając z góry założoną tezę i nie uwzględniam treści im przeciwnych. Gdy rozpocząłem czytanie Ewangelii nie miałem żadnych założeń oprócz wrażenia, że w słyszanej od dzieciństwa wersji o Jezusie Chrystusie, nie wszystko zgadza się z logiką. Postanowiłem sam spróbować ocenić tę opowieść i dopiero w trakcie czytania uświadomiłem sobie, że w ewangeliach można jednak dostrzec historię całkowicie ludzką, logiczną, i zdecydowanie odmienną od wersji kościelnej.

Czy dobieram cytaty tendencyjnie? Można to i tak nazwać, ale nie zmyślam ich, nie przeinaczam – one są tam zapisane i zawsze cytuję je dosłownie. Nie mam zamiaru upierać się przy swojej wersji ich interpretacji pod warunkiem, że ktoś przedstawi bardziej sensowne, bardziej racjonalne ich wyjaśnienie. Zarzucono mi, iż przesadzam twierdząc, że takich cytatów jest znacznie więcej, gdyż komuś tam nie udaje się ich znaleźć. Uważam, że i tych przytoczonych już przeze mnie jest wystarczająco dużo, ale mogę tu wskazać kolejne.

Jednym z istotnych ustaleń jakich dokonałem wcześniej, wpływających na całość analizy, jest wyjaśnienie, że ważnym, najmilszym uczniem Jezusa jest nie Apostoł Jan, ale Łazarz, bogaty młodzieniec, bohater przygotowanego dla tłumu jerozolimczyków widowiska, zwanego jego wskrzeszeniem - proponuję sięgnięcie tu do wpisów: Komu zawdzięczamy Ewangelię Jana?, Matko, oto twój zięć oraz Wskrzeszenie Łazarza. Przytoczone przeze mnie argumenty o słuszności takiego ustalenia wydawały mi się wystarczające, ale jak już wiem, nie wszystkich one przekonują. Proszę więc zastanowić się jeszcze nad innym cytatem, którego dotychczas nie wykorzystywałem, a dotyczącym właśnie ucznia, którego miłował Jezus, ale bez podania jego imienia.

Rozeszła się wśród braci wieść, że uczeń ów nie umrze. (J 21,23)

Łazarz raz już umarł i później Jezus go wskrzesił. Jeżeli Jezus jest Bogiem, czy też równorzędnym Ojcu Synem Bożym, to kolejna śmierć Łazarza byłaby przecież sprzeczna z już raz podjętą boską decyzją o nieumieraniu Łazarza. Czy to nie dlatego apostołom przyszedł do głowy pomysł, że najmilszy uczeń będzie żył wiecznie i czy nie wskazuje to, że był nim właśnie Łazarz, a nie Jan?

Jednym z ważnych wydarzeń ewangelicznych, któremu jednak nie poświęciłem zbyt wiele uwagi, jest Wypędzenie przekupniów. Proponuję przypomnienie wpisu Czy Mesjasz potrzebuje pomocy?, w którym do niego nawiązu. Kościelna interpretacja podkreśla, że Jezus podczas tego zdarzenia głośno obwieścił, że w ten sposób sprzeciwia się uczynieniu ze świątyni targowiska. W mojej ocenie ważniejsze są użyte wówczas słowa Mój dom, którymi Jezus ogłosił, że teraz on rządzi tą wielką budowlą. Był to bowiem akt siłowego, demonstracyjnego przejęcia władzy, tyle że wykonany przez samotnego Jezusa i przez to bardzo mizerny, wręcz żałosny. Bez udziału apostołów, a przede wszystkim bez pomocy i akceptacji zebranych tam tłumów, cały ten zamach stanu nie miał najmniejszych szans powodzenia. Jeżeli ktoś nie zgadza się z taką interpretacją, to proszę się zastanowić nad cytatem opisującym dalszy ciąg tego wypędzenia:

i nie pozwolił, żeby kto przeniósł sprzęt jaki przez świątynię. (Mk11,16)

Okazuje się, że Jezus nie tylko uniemożliwił handel na terenie świątyni, ale nie pozwalał nawet przenosić sprzętów przez jej dziedziniec. Nawet jeżeli były to kupieckie stoły, ławki, wagi, itp., to zakazanie nawet zabrania tego sprzętu jest dziwne: tu jednak już nie chodzi o handel, tu chodzi o to, że Jezus wyraźnie zaznacza w ten sposób, że teraz dziedziniec (i cała reszta świątyni) jest w jego władaniu i tylko on może pozwolić na korzystanie z niego.

Nadal zapewniam, że takich cytatów dających do myślenia i potwierdzających moją wersję jest w ewangeliach znacznie więcej, ale proszę nie oczekiwać, że są one bardzo łatwe do odnalezienia. Czytajcie nie bezmyślnie, nie naiwnie i nie na klęczkach, to wówczas odnajdziecie. 
 

niedziela, 15 listopada 2015

Początek nowej ery


Gdy pozna się wystarczająco dobrze treść Nowego Testamentu i zrozumie prawdziwy sens różnych zdarzeń w nim opisywanych oraz gdy odkryje się co i dlaczego zostało w tych opisach przemilczane, zakamuflowane, przeinaczone, lub po prostu nie zrozumiane przez świadków i autorów ewangelii, wówczas odtworzenie pełnej biografii Jezusa z Nazaretu jest całkowicie wykonalne. Można dodać, że obfitość detali jakie zawierają ewangelie umożliwia nawet na dosyć szczegółowe zrelacjonowanie jego życia, pewnie znacznie bardziej dokładne i kompleksowe niż wielu innych postaci historycznych z tamtych czasów. I to nie cesarza, króla, wodza czy artysty, ale osoby wywodzącej się z niskich warstw społecznych, o których historia z reguły wie niewiele. 

Nim jednak przejdę do usystematyzowanego opisu życia Jezusa z Nazaretu, muszę podjąć pewien istotny problem biograficzny, z którym nie można się uprać w sposób satysfakcjonujący – otóż nie można ustalić roku w którym on się urodził. We wpisach na blogu zatytułowanych Z rodu Dawida oraz Narodziny w Betlejem dowiodłem, że Jezus wcale nie pochodził z żadnego królewskiego rodu, ani nie urodził się w Betlejem. Nie warto też wracać do kwestii zwiastowania i odsyłam tu do wpisu Maryja Panna, Dziewica. Jednak problem z rokiem urodzenia jest autentyczny i o tyle istotny, że od niego datujemy nową erę, a co gorsze, prawdopodobne czynimy to błędnie.

Wielebny Dionizy Mały, rzymski chronograf z VI w., na którego pracy opiera się nasz kalendarz roczny, ustalił tę datę na 753 rok od założenia Rzymu i w ciągu kilku następnych wieków powszechnie przyjęło się, że wszystkie daty późniejsze określano: „po narodzeniu Chrystusa”. Jednocześnie z ewangelii wiadomo, że Jezus przyszedł na świat za panowania Heroda Wielkiego, który według tego właśnie kalendarza zmarł w 4 r. „przed narodzeniem Chrystusa”. Sprzeczność tę tłumaczy się ludzką niedoskonałością, czyli pomyłką Dionizego. Problemu tego nie da się jednak załatwić tak prosto. 

W ewangelii Łukasza mówi się, że narodziny Jezusa miały miejsce w czasie spisu ludności, gdy wielkorządcą Syrii był Kwiryniusz. Z historii wiemy dokładnie, że zaczął on pełnić tę funkcję w 6 r. n. e., czyli dziesięć lat po śmierci Heroda, i wkrótce zarządził trwający dwa lata spis ludności. Wynikało to przede wszystkim z potrzeby obłożenia podatkami niedawno włączonych w granice Imperium mieszkańców Judei, więc wywołało ich uzasadniony opór, krwawo stłumiony przez Rzymian. W każdym razie, jeżeli Jezus urodził się za życia Heroda, to nie w czasie spisu Kwiryniusza (i vice versa).

Ten oczywisty błąd Ewangelisty Łukasza łatwo zauważyć, więc muszę odnieść się jeszcze do sugestii niektórych badaczy, także kościelnych, że może chodzić o dokonany wcześniej, w 8 roku p. n. e. spis ludności na terenie Syrii, który przeprowadził gubernator Sencjusz Saturninus. Ten spis dotyczył całego imperium rzymskiego, w tym Syrii, ale jednak nie Palestyny! W tym czasie Palestyna, rządzona przez Heroda Wielkiego, była państwem formalnie niepodległym. Chociaż była mocno uzależniona od Rzymu, to jednak cesarskie decyzje urzędowe w niej nie obowiązywały. Kraina ta znalazła się w zasięgu administracji syryjskiej (rzymskiej) dopiero od wspomnianego 6 r. n. e. i nie ma żadnych wzmianek czy danych, które wskazywałyby na to, że na jej terenie przeprowadzano wcześniej jakieś rzymskie czy inne spisy ludności. 

Aby jednak wyczerpać kwestię roku urodzenia Jezusa, należy przytoczyć jeszcze jeden istotny cytat. 

Sam zaś Jezus rozpoczynając swoją działalność miał lat około trzydziestu (Łk 3, 23).

Zważywszy, że śmierć Jezusa najprawdopodobniej nastąpiła w kwietniu 33 r n. e., a przebieg jego działalności, opisany w ewangeliach, nie obejmuje zbyt wielu lat, to można zgodzić się, że Jezus miał w chwili śmierci 33 lata, powszechnie nazywane „wiekiem chrystusowym”. To sugerowałoby, że Dionizy Mały wcale nie musiał się pomylić, a w rzeczywistości błędy, przekłamania i fantazje popełnili w swych pracach autorzy ewangelii.

Warto tu dodać jeszcze, że w największy bohater starożytności, Aleksander Wielki Macedoński, zmarł w 323 roku p. n. e. mając dokładnie 33 lata i dlatego w tamtych czasach taki właśnie wiek uznawano za najbardziej stosowny dla odejścia z tego świata wielkich ludzi. Nie można być pewnym, czy w kwestii określenia wieku Jezusa w chwili śmierci, pierwsi chrześcijanie nie sugerowali się tą okolicznością. 

Bez wątpienia natomiast nie wiemy nic o jego dniu narodzin. Obchodzone 25 grudnia Boże Narodzenie jest prostą kontynuacją o wiele starszego święta łacińskiego, zwanego Sol Invictus, czyli Słońca Niezwyciężonego, związanego oczywiście z przesileniem zimowym. Było ono końcowym elementem dłuższego okresu świątecznego, zwanego saturnaliami, bardzo popularnego w starożytnym Rzymie, w czasie którego jego mieszkńcy m. in. dawali sobie prezenty. Święto to zostało świadomie przejęte przez Kościół i zaadaptowane do własnych potrzeb. Nie ma ono nic wspólnego z faktycznym dniem urodzin Chrystusa.

wtorek, 10 listopada 2015

Czytajcie, a znajdziecie


Ostatnie wpisy poświęciłem wyjaśnieniu kto, kiedy i w jaki sposób wymyślił chrześcijaństwo. Sądzę, że każdy kto je przeczytał wie, że nie było w tym żadnych nieziemskich interwencji, a cały proces był w zasadzie naturalny, chociaż nie prosty, gdyż związany z szeregiem splotów okoliczności i przypadków. Zagadnienie to jest nadzwyczaj ważne, z uwagi na rolę tej wiary w historii i dniu dzisiejszym, więc na niektóre elementy chciałbym zwrócić dodatkową uwagę.

Dla ilustracji problemu posłużę się przykładem. Największe religie świata - buddyzm, mahometanizm (islam), chrześcijaństwo - są skoncentrowane wokół konkretnych postaci, uważanych za ich założycieli: Buddy, Mahometa, Jezusa Chrystusa. Budda na przełomie VI i V wieku przed n. e., dzięki swym przemyśleniom, przekazał potomnym wskazania do osiągnięcia stanu pełnego oświecenia. Żyjący w VII wieku n. e. prorok Mahomet, w pełni świadomie, swym życiem i pismami, stworzył podwaliny pod nową wiarę - islam. Przez analogię wydawałoby się, że podobną rolę dla chrześcijaństwa wypełnił Jezus Chrystus, i że on jest twórcą tej religii. Tyle, że to analogia pozorna, a wynikające z niej przekonanie jest głęboko nieprawdziwe.

Zaszło tu bowiem zjawisko w sposób bardzo wyrafinowany zaciemniające obraz; to nie działalność Jezusa z Nazaretu zwanego Mesjaszem była przyczyną powstania chrześcijaństwa, a pierwotna była wymyślona przez Szawła Pawła idea nowego Boga, składającego swego Syna na ofiarę. To ona była pierwszym elementem, aktem założycielskim nowej religii. Jej centralnym punktem został Jezus, jako ofiarny Syn Boży, ale samą ideę stworzył Paweł wiele lat po jego śmierci. Dopiero po jej zaistnieniu rozpoczęły się usilne starania, by wspomnienia o życiu i działalności Jezusa z Nazaretu jak najlepiej dopasować do właśnie powstałej wiary.

Takie następstwo działań zaowocowało zaskakująco dobrym rezultatem i dało ludzkości bardzo świeżą, nowatorską w owych czasach religię. Jej twórcy mogli dosyć dowolnie dobierać do jej potrzeb różne elementy, czyny i słowa, z życia Jezusa właśnie dzięki temu, że on już nie żył i w żaden sposób nie mógł zaprzeczać nakładanym na niego intencjom i wyobrażeniom. Oczywiście ogromnie im pomogło, że jego działalność, a także okoliczności śmierci, były dla większości świadków pełne różnych niejasnych elementów, tajemniczych zdarzeń, konspiracji, dwuznacznych słów i wypowiedzi, a jeszcze legend o uzdrowieniach i o innych niezwykłych zjawiskach z jego udziałem.

Autorzy ewangelii, zbierający informacje o Jezusie, starali się opisać fakty z jego życia, które rzeczywiście się wydarzyły, ale sami szukali w nich głównie potwierdzenia swych własnych przekonań, szukali objawów jego boskości i dowodów, że realizował on koncepcję świadomej ofiary, którą wymyślił Szaweł Paweł. To właśnie taki mechanizm odtwarzania dawno zaistniałych zdarzeń przez różniących się od siebie autorów spowodował, że ewangelie zawierają tyle sprzeczności, niejasności, przekłamań i bajkowych pomysłów. Efektem tego jest również kolejna, chyba nawet najpoważniejsza przeszkoda dla zrozumienia historii Jezusa z Nazaretu: ogromna większość opisywanych w ewangeliach faktów jest bardzo przemieszana chronologicznie i przez to uniemożliwia, czy raczej bardzo utrudnia, odtworzenie ich związków przyczynowo skutkowych.

A trzeba jeszcze uwzględnić jak wielkie zamieszanie w tym zakresie spowodował Szymon Piotr, główne źródło ewangelii synoptycznych. Ten "Klucznik Niebieski", kierowany ogromną, zawziętą nienawiścią wobec potencjalnych i realnych konkurentów do miana najważniejszego z uczniów Mesjasza, czyli wobec Judasza, a także Łazarza oraz kobiet z otoczenia Jezusa, dał temu upust w swych wspomnieniach i przez to dodatkowo bardzo zaciemnił całość opowieści.

Mimo tak bardzo zaplątanego obrazu, tych wszystkich zafałszowań, ubarwień, przekłamań, w dodatku przesiąkniętych autentyczną wiarą autorów ewangelii, że piszą o boskiej postaci, należy podkreślić, że ewangelie opisują prawdziwego, realnie żyjącego w I wieku n. e. na terenie Palestyny uzdrowiciela Jezusa z Nazaretu i w większości prawdziwe zdarzenia z jego udziałem. To ta okoliczność, mimo wszelkich przeciwności, pozwoliła mi rozszyfrować ewangeliczne zagadki. Bowiem gdy odsunie się wszelkie nadprzyrodzone interpretacje (co wcale nie jest łatwe, a dla niektórych niemożliwe), i bardzo wnikliwie przeanalizuje opisy głównych faktów oraz niektóre uwagi im towarzyszące,  to jednak można dostrzec ich realny, ziemski sens, zdecydowanie odmienny od wersji Kościoła.

Dla sprawdzenia tego proponuję każdemu czytelnikowi mego bloga (sugerowałem to też w swej książce Jak zostaje się Bogiem), aby uzbrojony w wiedzę i argumenty, które dotychczas przedstawiłem, sam sięgnął do Nowego Testamentu i przeczytał poszczególne ewangelie. Jestem pewien, że teraz ich treść stanie się zaskakująco prosta i całkiem "ziemska". Mogę też zapewnić, że uważni czytający znajdą szereg kolejnych cytatów, opisów i przypowieści, których ja nie wykorzystałem w swoich analizach, ale potwierdzających moją wersję historii Jezusa z Nazaretu.

Historię tę, czy też jego rzeczywistą biografię, postaram się uporządkować i zebrać w całość w najbliższych wpisach.


czwartek, 5 listopada 2015

Pamięć apostołów


W swych wpisach niejednokrotnie posługiwałem się argumentem, iż apostołowie, towarzysze i świadkowie wydarzeń, które złożyły się na legendę o Jezusie Chrystusie, po prostu niewiele z tych wydarzeń rozumieli, często były dla nich niepojęte. To właśnie dlatego po latach łatwo mogli uznać za prawdziwą wersję, iż Jezus kierował się w swym postępowaniu boskim rozumem i planem.
 
Dotarły do mnie zarzuty, że przedstawiam apostołów jako bardzo prymitywnych, czy wręcz głupich, i że jest niemożliwe, aby aż tak bardzo nie dostrzegali oni prawdziwego sensu dziejących się na ich oczach zdarzeń – może więc oni dobrze wszystko widzieli i rozumieli, i prawdziwy obraz to ten, który prezentuje obecnie Kościół? 

We wcześniejszych wpisach i w swej książce Jak zostaje się Bogiem podaję szereg przykładów dostrzeżonej przeze mnie postawy i poziomu intelektuaknego apostołów i trudno byłoby je tu jeszcze raz wszystkie przywoływać. Teraz więc omówię ten problem jedynie dosyć ogólnie, ale podam też kilka dodatkowych argumentów potwierdzających moje tezy.
 
Najbliżsi uczniowie Jezusa byli prostymi, bardzo mało wykształconymi mieszkańcami Galilei i dalece nie dorównywali swemu Mistrzowi inteligencją, co ma znaczenie, ale wcale nie jest najważniejsze. Najbardziej istotne jest to, że Jezus zdawał sobie sprawę z ich niskiego poziomu i dlatego większość swych działań ukierunkowanych na dokonanie zamachu stanu w Świątyni ukrywał lub kamuflował także przed nimi. To dlatego oni niewiele rozumieli, co zresztą dokładnie zaznaczone jest w ewangeliach:


 Oni jednak nie rozumieli tych słów, a bali się Go pytać (Mk 9, 32).

Moje stanowisko w tej mierze najlepiej jednak zilustruje inny cytat.

Z początku Jego uczniowie tego nie rozumieli. Ale gdy Jezus został uwielbiony, wówczas przypomnieli sobie, że to o Nim było napisane i że tak Mu uczynili. (J 12,16)

To jest dokładnie to, co wynika z całości dokonywanych przeze mnie analiz; dopiero, gdy Jezus został uwielbiony, a więc wiele lat po śmierci i jeszcze wiele lat po stworzeniu przez Szawła Pawła koncepcji Syna Bożego, który z miłości do ludzi złożył za nich ofiarę ze swego życia, i gdy zaczęła się gwałtownie szerzyć wiara w taką wersję zdarzeń, dopiero wtedy apostołowie przypomnieli sobie, czyli ujrzeli wydarzenia w takim świetle, jak im to narzucił Paweł. W gruncie rzeczy właśnie ten cytat mógłby posłużyć dla wielu badaczy jako cenny trop dla zrozumienia całego mechanizmu powstania chrześcijaństwa, ale nie spotkałem w żadnej z licznych analiz ewangelii, by którykolwiek z autorów zwrócił na niego uwagę.

Omawiany tu problem selektywnej czy też idealizującej pamięci apostołów, oraz uznanie dosyć oczywistej prawdy, że poza tym oni mieli całkiem dobrą pamięć co do faktów i wielu wypowiedzi Jezusa, spowodowały, że ewangelie uzyskały przedziwną, dwojaką naturę. Ich autorzy podążyli w ślad za apostołami i z jednej strony przedstawiają one w większości prawdziwe wydarzenia (przemieszane chronologicznie) i słowa Jezusa (całkiem dobrze zapamiętane), a z drugiej strony cały obraz jest głęboko nieprawdziwy i ma służyć wyłącznie jako ilustracja tez wymyślonych przez Szawła Pawła. Trzeba jeszcze dodać, że nie tylko apostołowie i korzystający z ich pamięci autorzy ewangelii zostawili nam głęboko wypaczony obraz, ale i późniejsi redaktorzy Nowego Testamentu również uczynili co mogli, by obraz ten skutecznie zaciemnić rzekomo boskim światłem – polecam przypomnienie wpisów Z rodu Dawida oraz Narodziny w Betlejem.