piątek, 8 maja 2015

Szymon Hołownia i jego sprytny Pan Bóg


Tym razem chciałbym odejść na chwilę od analiz ewangelicznych, bowiem sądzę, że powinienem odnieść się publicznie do pewnej kwestii. Otóż jeden z czytelników bloga zwrócił się do mnie z dosyć ogólną krytyką moich wpisów (przeczytał je raczej tylko wybiórczo) i zalecił mi zapoznanie się z książką pana Szymona Hołowni "Bóg. Życie i twórczość", która jakoby najlepiej wyjaśnia problemy ewangeliczne i inne, którymi ja się zajmuje. Tak się składa, że jeszcze przed napisaniem i opublikowaniem własnej książki "Jak zostaje się Bogiem", w trakcie analiz Nowego Testamentu oraz poszukiwań w nim sensu, prawidłowości i odpowiedzi, sięgnąłem m. in. także po wspomnianą pracę pana Hołowni.

Przyznam, że zaintrygowany reklamami, zacząłem jej czytanie z nadzieją, ale wkrótce przerodziła się ona w rozczarowanie, a wreszcie nawet w pewne rozbawienie. Okazuje się, że Pan Bóg, realizując swoje plany na Ziemi, stosował przeróżne chytre sztuczki i kamuflaże, aby nam utrudnić ich rozpoznanie i zrozumienie. Jednak pan Hołownia rozszyfrował te sprytne zabiegi Pana Boga, nie dał się "wpuścić w maliny" i wszystko nam "racjonalnie" wyjaśnił. W trakcie tego wyjaśnienia wyszło mu m. in. że ok. 2000 lat temu Pan Bóg miał już dość dymu, smrodu i ryku ofiarnych zwierząt zarzynanych na ołtarzach w Świątyni Jerozolimskiej i zesłał tam na ofiarę swego syna. Rozumiecie Państwo, miłosiernemu Bogu nie przeszkadzały n.p. dziesiątki i setki tysięcy serc wyrywanych żywcem przez kapłanów azteckich swoim ofiarom, i tam nie posłał swego syna, tylko do Jerozolimy, przez ten dym.          

Pan Hołownia stosując dosyć lekką, atrakcyjną formę, usilnie próbuje udowodnić, że jego wiara jest racjonalna, że zapisy w Biblii są sensowne i głębokie, nawet jeżeli wyglądają całkiem odwrotnie.  Nie mogę się odnosić do wszystkich odkrytych przez autora "prawd", więc powiem, że najczęściej wyglądają one po prostu infantylnie. Mam tu nawet podejrzenie, że pan Hołownia desperacko szuka racjonalności w Biblii, bowiem jego wiara musi być dosyć miałka i dlatego potrzebuje  wzmocnienia. Cała książka wygląda więc na głośny krzyk "WIERZĘ", gdyż w ciszy rodzi się zwątpienie. Typowa postawa wielu wierzących, ale w głębi duszy świadomych słabości swych przekonań. Należy więc powiedzieć to otwarcie: wiara to wiara, nie ma w niej potrzeby logiki, sensu, dowodów, potwierdzeń i świadków. Jeżeli tego komuś brakuje, jeżeli  tego szuka, to powinien zastanowić się nad swoją wiarą. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz