poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Poczekajcie


Witam po tygodniowej przerwie. Dalsze wpisy będę chciał zamieszczać możliwie regularnie, od poniedziałku do piątku, a o wszelkich mogących się zdarzyć dłuższych "przestojach" postaram się uprzedzać. Wracajmy jednak do tematu, czyli zrozumienia co w rzeczywistości opisują ewangelie, o ile nie czyta się ich na klęczkach.

Było piątkowe popołudnie, a na krzyżu od kilku godzin trwała męka Jezusa z Nazaretu, który ogłosił się Mesjaszem i chciał zostać królem żydowskim. Od kilku też godzin tłum mieszkańców Jerozolimy oraz, co zaskakujące, arcykapłani i inni "starsi z ludu", czekali na Golgocie aż Jezus zademonstruje im cud. Starotestamentowe proroctwa wyraźnie mówiły, że Mesjasz gdy przyjdzie to "okaże znaki" kim jest i na te znaki właśnie czekano. Nie chciał ich pokazać po dobroci, więc doprowadzono aż do okrutnej męki, by go wreszcie zmusić. Godziny jednak upływały, a Jezus i dwaj obok złoczyńcy cierpieli jak tysiące ukrzyżowanych już przed nimi i nic nie zapowiadało, by coś jeszcze niezwykłego miało się zdarzyć. Zgromadzonych ludzi, wcześniej podnieconych i zniecierpliwionych, ogarniało zwątpienie, znużenie i powoli zaczynali się rozchodzić. W domach czekały już przygotowywane uroczyste kolacje (czy sederowe, czy szabasowe - zdania są podzielone i wyjaśnienia wymagałyby dłuższych dywagacji, ale w rzeczywistości nie jest to istotne), wszyscy więc chcieli już wracać. Jednak by spokojnie zasiąść do stołów, trzeba było sprawdzić jszcze jedną, ostatnią możliwość.

Jezus zawołał donośnym głosem: „Eloi, Eloi, lama sabachthani”, co znaczy: Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił? Niektórzy ze stojących obok słysząc to, mówili: „Popatrz, woła Eliasza”. Ktoś pobiegł i napełniwszy gąbkę octem, włożył na trzcinę i dawał Mu pić, mówiąc: „Poczekajcie, zobaczymy, czy przyjdzie Eliasz, żeby Go zdjąć [z krzyża]”. Lecz Jezus zawołał donośnym głosem i oddał ducha. Mk 15, 34-37

Kluczem do właściwego zrozumienia cytatu jest słowo "poczekajcie". Ktoś, kto je wypowiada wie, że za chwilę wydarzy się coś znaczącego, coś na tyle odmiennego od trwającej męki, że może wreszcie Bóg zechce ukazać swą moc. A do sprawdzenia pozostało już tylko jedno - czy Mesjasz, a może sam Jahwe, nie czekają dokładnie na moment zgonu by w końcu się objawić? Ktoś kto mówi "poczekajcie" doskonale wie, że za chwilę nastąpi zgon Jezusa! I ten sam człowiek, sługa arcykapłanów czy też strażnik ze świątyni, podaje  mu gąbkę nasączoną octem. Ocet z wodą był popularnym w starożytności środkiem trzeźwiącym i wzmacniającym; podawano go m. in. mdlejącym z wysiłku galernikom na statkach. Teraz jednak, po wysączeniu tego "octu", Jezus od razu umiera.

Starożytność znała doskonałe trucizny. Jedna z najsłynniejszych trucicielek w historii, mieszkająca w Rzymie Lucusta,  mniej więcej w tym samym czasie wyprawiła w zaświaty podobno kilkaset osób, w tym paru członków rodziny cesarskiej. Szybko działające trucizny znano także w Jerozolimie. W historii znany jest dobrze przypadek, gdy na dworze Heroda Wielkiego w ramach rozwikływania jednej z intryg pałacowych zaistniała potrzeba sprawdzenia zawartości kielicha - doświadczalny niewolnik, któremu kazano go wypić, zmarł natychmiast.

Nie ma wątpliwości, że za szybkim zgonem Jezusa na krzyżu stali arcykapłani i to na ich polecenie podano mu truciznę. W gruncie rzeczy było to łaską dla niego wobec perspektywy jeszcze wielu dalszych godzin, a nawet dni, okrutnego konania. Taki sposób "ulżenia" skazańcom i przyspieszenia finału stosowano niejednokrotnie wcześniej i nie wymyślono go tylko dla Jezusa. Trzeba tu dodać, iż w ewangeliach są  informacje, że arcykapłani jeszcze przed tym zwracali się do Piłata, by z uwagi na Paschę, przyspieszył zgon skazańców - byli już wyraźnie zniecierpliwieni zbyt długim pobytem na Golgocie. Piłat miał prawo rozkazać swym żołnierzom, by to uczynili oficjalnie, zgodnie z przepisami, ale na pewno nie wyraził on zgody na taką prośbę arcykapłanów. Prefekt dobrze wiedział, o co tu chodzi. Tak bardzo pragnęli śmierci Jezusa, więc teraz niech stoją i patrzą.  Arcykapłani jednak nie chcieli już dłużej stać i poradzili sobie bez Piłata.

Sprawdzono więc, że nawet w chwili zgonu żaden cud się nie wydarzył i wreszcie można było spokojnie pójść na kolację.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz