sobota, 14 marca 2015

Czy Mesjasz potrzebuje pomocy?

Gdy zna się cel jaki przyświecał Jezusowi we wszystkich wcześniejszych działaniach, łatwo też  zrozumieć jego postawę i zachowanie, w momencie gdy wjeżdżał do Jerozolimy. Towarzyszyło mu wówczas około stu najbliższych zwolenników, tj. dwunastu apostołów, 72 niedawno zwerbowanych nowych uczniów oraz niewielka ilość kobiet. Jezus był ubrany w piękny płaszcz, obszyty długimi frędzlami, a jechał na ośle (wcześniej pożyczonym), aby wypełnić starotestamentową przepowiednię proroka Zachariasza:

 Wesel się bardzo córko syjońska! Wykrzykuj, córko jeruzalemska! Oto twój król przychodzi do ciebie, sprawiedliwy on i zwycięski, łagodny i jedzie na ośle, na oślęciu, źrebięciu oślicy (Za 9, 9) 

Chodziło oczywiście o to, by mieszkańcom Jerozolimy, nie znającym wcześniej Jezusa jako Mesjasza, uświadomić, że właśnie wkracza do stolicy zapowiedziany przez proroków król. Gdyby ktoś się w tym nie zorientował, to gromada uczniów, niewątpliwie odpowiednio poinstruowana, krzyczała  głośno:

Błogosławione królestwo ojca naszego Dawida, które przychodzi. Hosanna na wysokościach!”. Tak przybył do Jerozolimy i wszedł  do świątyni (Mk 11, 7-11).

I wołali głośno: „Błogosławiony Król, który przychodzi w imię Pańskie” (Łk 19, 37-38).

Ten sam cel miało, wspomniane przeze mnie w poprzednich wpisach, machanie gałązkami palmowymi i rozścielanie na drodze płaszczy przez uczniów - tak się wita wjeżdżającego władcę.

Dalsze wydarzenia też są oczywiste. Gdy Jezus wszedł na dziedziniec świątynny, pierwsze co zrobił to ogłosił wszystkim:

Mój dom ma być domem modlitwy dla wszystkich narodów, lecz wy uczyniliście z niego jaskinię
zbójców”
(Mk 11, 15-16).

Najważniejszy w tym cytacie jest zwrot "Mój dom" - właśnie to mówiąc, Jezus ogłosił wszystkim zebranym, a były to wielkie tłumy, że od tej chwili to on, Mesjasz, jest pełnoprawnym panem Świątyni. W cytacie atakuje też bezpośrednio arcykapłanów, dotychczasowych włodarzy przybytku, których nazywa po prostu zbójcami. Ta nazwa wcale nie odnosi się do kupców sprzedających zwierzęta ofiarne, jak to powszechnie komentują badacze biblijni, ale właśnie do arcykapłanów! Owszem, Jezus następnie zaczął wyganiać kupców i nie pozwalał nikomu przechodzić przez dziedziniec, ale to jest tylko próba pokazania wszystkim, kto teraz rządzi w Świątyni. Ta demonstracja panowania nie trwała pewnie zbyt długo, bowiem samotne miotanie się Jezusa po świątynnym dziedzińcu, wkrótce zostało zlekceważone przez wszystkich zebranych.

Prawdę powiedziawszy, to po kilku latach działalności, po tylu przygotowaniach, po zgromadzeniu znacznej grupy uczniów i pozyskaniu tysięcy zwolenników, po starannym wyreżyserowaniu królewskiego wjazdu, była to klęska totalna.

Trzeba więc sobie odpowiedzieć dlaczego Jezus tak fatalnie przegrał, a zwłaszcza dlaczego nikt mu nie pomógł w jego samotnej walce o Świątynię, gdy wciąż towarzyszyli mu uczniowie, a w tłumie były tysiące, które wierzyły, że jest Mesjaszem. Problem zawiera się właśnie w słowach: oni w niego wierzyli! W tym właśnie objawiło się to, co było największym błędem, jaki popełnił Jezus, błędem podstawowym, który zdecyduje także o tragicznym przebiegu wydarzeń w kolejnych dniach. Błąd ten został popełniony już na samym początku jego mesjańskiej drogi. To wtedy, w Nazarecie, w Kafarnaum, gdy zaczął prezentować się jako prawdziwy Mesjasz, zapewnił wszystkich żydów, że jest wyposażony w nadludzkie możliwości, moc boską i zdolność czynienia cudów. Przez lata starał się ze wszystkich sił, by w to uwierzyli. Obecnie okazało się, że i apostołowie, i inni ludzie zrozumieli jego przesłanie dokładnie tak, jak chciał; teraz oczekiwali, że on, Mesjasz, zademonstruje im, jak za pomocą sił nadprzyrodzonych obejmuje rządy i ustanawia królestwo niebieskie. To on miał dokonać nadzwyczajnych czynów, nie musieli pomagać mu pokonać hierarchię świątynną; prawdziwy Mesjasz nie potrzebuje niczyjej pomocy.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz