Wiemy
już, że Jezus w dyskusji z faryzeuszami wyraźnie przyznał, że
nie pochodzi z rodu Dawida, gdy przekonywał, że takie pochodzenie
nie jest wcale konieczne, aby być Mesjaszem. Jednak zgodnie ze
Starym Testamentem Mesjasz musi spełnić jeszcze jeden warunek,
czyli przyjść na świat w miejscowości Betlejem, w której urodził
się też król Dawid. Pojawia się problem, bowiem wszyscy wiedzą,
że Jezus pochodzi z Nazaretu. Odpowiedzią jest argument
odnotowany przez Ewangelistę Łukasza, że Nazaret to miejsce gdzie
się on wychował, a nie urodził. I Mateusz i Łukasz przytaczają
więc opowieści, jak to z tymi narodzinami w Betlejem było.
Mateusz twierdzi, że rodzice Jezusa, Maria i Józef, mieli dom w tej
miejscowości i tam po prostu mieszkali, zaś Łukasz przytacza
baśniową opowieść o przyjściu rodziców na spis ludności,
zatrzymaniu się w stajence (grocie), klękających bydlątkach,
pasterzach itd. Sprzeczność między ewangelistami nikomu nie
przeszkadza i zdecydowanie wygrywa opowieść ładniejsza, czyli baśń
Łukasza. Problem w tym, że w ewangeliach jest jeszcze jedno miejsce,
gdzie Jezus sam wyraźnie mówi o swym pochodzeniu i miejscu
narodzin. Oto fragment z Ewangelii Mateusza, gdy Jezus pyta swych
uczniów:
„Za
kogo ludzie uważają Syna Człowieczego? A oni odpowiedzieli: Jedni
za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za Jeremiasza albo
za jednego z proroków. Jezus zapytał ich: A wy za kogo Mnie
uważacie ? Odpowiedział Szymon Piotr: Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga
żywego. Na to Jezus mu rzekł:„Błogosławiony
jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem nie objawiły ci tego ciało i
krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie. ...”
(Mt
13, 17).
Wszyscy
badacze biblijni zauważają ten cytat, bowiem jest to pierwsze
miejsce gdzie Jezus otwarcie przyznaje, że jest Mesjaszem. Ale w
słowach Jezusa jest jeszcze coś. Przecież on wyraźnie mówi, że
nie istnieją żadne znaki naturalne wskazujące na niego jako na
Mesjasza, nie ma ciała i krwi, które
mogłyby komuś podpowiedzieć, że właśnie on jest Synem Bożym.
Nie pochodzi z rodu Dawida, nie urodził się w Betlejem, a Szymon
Piotr wyłącznie dzięki natchnieniu boskiemu rozpoznał w nim
Mesjasza. Gdyby faktycznie urodził się w Betlejem i w rodzie Dawida
to, za przeproszeniem, każdy głupi łatwo by to dostrzegł.
Sprawa
jest więc rozstrzygnięta, ale muszę znów uczynić uwagę.
Redaktorzy biblijni oczywiście dostrzegli także ten moment, ale tym
razem nie odważyli się ingerować w sam tekst ewangelii, jak uczynili to przy dyskusji o rodzie Dawida, lecz
dodali tu redakcyjny przypis. Wyjaśniają w nim, że słowa Jezusa do Szymona
Piotra trzeba rozumieć jako: Tzn. nie doszedłeś do tej
prawdy na drodze poznania tylko naturalnego. Jak
widać znów pojawia się niewinne słówko tylko,
wywracające dokładnie cały sens jasnych sformułowań Jezusa. I
znów powraca dylemat, czy wprowadza się nas w błąd
z premedytacją, czy w dobrej wierze?
W
książce „Jak zostaje się Bogiem” rozważam szerzej temat
pochodzenia i miejsca narodzin Jezusa, gdyż są w ewangeliach
jeszcze inne fragmenty tego dotyczące, ale sądzę, że dwa cytaty,
ten omówiony w poprzednim wpisie i powyższy, sprawę wyjaśniają
dostatecznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz