piątek, 27 marca 2015

Kto odrzuca srebrniki?


Piłata przestało to wszystko obchodzić, ale zebrany tłum teraz właśnie oczekiwał ujrzenia cudów, nadzwyczajnych czynów, jakiegoś niesamowitego widowiska. Nawet apostołowie i pozostali uczniowie Jezusa byli nie tylko przestraszeni, ale i zaciekawieni; też mieli nadzieję, że może zobaczą zaraz znak od niego, że to się wszystko zaczęło. Arcykapłani, nie tak naiwni jak jerozolimskie pospólstwo, czy rybacy z nad Genezaretu, kalkulowali wszystko na zimno i dobrze wiedzieli, że właśnie pokonali niebezpiecznego konkurenta i uchronili kraj przed  zamieszkami i rozbiciem. Jednak wielokrotne, złożone nawet przed sądem,oświadczania Jezusa, że jest Mesjaszem, sprawiały, że i oni musieli być wciąż przygotowani na jakieś niespodzianki z jego strony. Jezus był jedynym, który w pełni wiedział co się naprawdę wydarzyło, i żadne słowa nie oddadzą tego co przeżywał. Jeszcze niedawno był pełen nadziei, że ta chwila będzie momentem jego wielkiego tryumfu, dowodem, że jest wybrańcem Boga, że jest Mesjaszem, teraz czekał już tylko na okrutną mękę. Był jednak jeszcze ktoś, kto rozumiał prawdziwe znaczenie zaistniałych wydarzeń. 

Judasz, najbardziej zaufany i  wprowadzony  najgłębiej w sens i realia konspiracji Jezusa, świadomy celu całej wyprawy po władzę i wszystkich podejmowanych przedsięwzięć, również znalazł się w strasznej dla siebie sytuacji. Ryzykowne przedsięwzięcie nie udało się, i obecnie wygląda na to, że to przede wszystkim on, najwierniejszy i najbardziej zaufany uczeń Mistrza, doprowadził do jego śmierci. Robił tylko to, co mu zlecił Jezus, wręcz doskonale wypełnił postawione zadanie, ale końcowy efekt okazał się tragiczny. Teraz w oczach wszystkich jest zdrajcą, a wkrótce nie będzie Jezusa, jedynego człowieka, który mógłby go oczyścić z zarzutów. Co zrobił w takiej chwili Judasz, opisuje jedynie Ewangelista  Mateusz, ale są to bardzo ważne słowa.

Wtedy Judasz, który Go wydał, widząc, że Go skazano, opamiętał się, zwrócił trzydzieści srebrników arcykapłanom i starszym i rzekł: „Zgrzeszyłem, wydawszy krew niewinną”. Lecz oni odparli: „Co nas to obchodzi? To twoja sprawa”. Rzuciwszy srebrniki ku przybytkowi, oddalił się, potem poszedł i powiesił się.
Mt 27, 3-5

Do ostatniej chwili próbował ratować Jezusa, poszedł tam, gdzie był jakikolwiek cień szansy, czyli do arcykapłanów, i walczył o swego Mistrza. Żaden z apostołów, uznanych później za świętych, nic w tej sprawie nie uczynił, tylko on. Rzucił nawet srebrniki, by ktoś zrozumiał, że to nie tak, że nie chodziło o żadne pieniądze. W grze o władzę nie ma jednak sentymentów ani litości, więc oczywiście przegrał. W końcu nie wytrzymał, był zbyt uczciwy. Jedyny, który nie potrafił znieść klęski i śmierci Jezusa, który był mu wierny do samego końca i odszedł razem z nim, został na zawsze symbolem i synonimem obłudy oraz najbardziej podłej zdrady. Cóż za niewiarygodnie okrutna ironia losu.

Co prawda, nie była to wina losu, ale konkretnych ludzi, więc może ta wielka niesprawiedliwość nie musi być "na zawsze"?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz