Jak
dotychczas uparcie krążę wokół tematu zamachu na władzę
arcykapłanów, jaki przygotował i przeprowadził prorok Jezus z
Nazaretu, zwany Mesjaszem, w 33 roku n. e., w tygodniu poprzedzającym
Paschę. Powracam do tego, bowiem uświadomienie sobie tej prawdy,
bardzo mocno rozjaśnia, porządkuje i pozwala stosunkowo łatwo
zrozumieć wszelkie zachowania, wypowiedzi i zagadki wypełniające
ewangelie. Oczywiste więc jest, że będę jeszcze wielokrotnie
nawiązywał do tego podstawowego motywu, ale trzeba teraz
odpowiedzieć sobie na ważne pytanie: jak to się stało, że
człowiek z głębokiej prowincji, jaką była wówczas pogardzana
przez Jerozolimczyków Galilea, urodzony w małej mieścinie Nazaret,
w dosyć zamożnej, ale przeciętnej rodzinie, i niczym szczególnym
w młodości się nie wyróżniający, nagle postanowił zagarnąć
najwyższy wówczas urząd w Jerozolimie, zostać arcykapłanem i
archontem, królem Izraela.
Cały
proces dojrzewania do tej decyzji można dostrzec w ewangeliach, ale
nie jest to łatwe. Zwłaszcza, że nie był to wyłącznie pomysł
Jezusa, lecz byli ludzie którzy go do tego namówili i później
pomagali, sami głęboko ukryci. Wspomniałem już wcześniej o
spotkaniu na „wysokiej górze”, które było spotkaniem Jezusa z
tymi ludźmi, ale opowieść trzeba zacząć wcześniej.
U
podłoża całego ciągu zdarzeń legła pewna specyficzna właściwość
Jezusa, czyli jego zdolność uzdrawiania ludzi. Ewangelie zawierają
mnóstwo opisów sytuacji, gdy pomógł niewidomym, trędowatym,
opętanym, umierającym oraz wielu innym potrzebującym, a nawet
umarłym. Nie można wątpić, iż jego dotknięcia, ślina, słowa,
nakładanie rąk i inne gesty wywoływały wielokrotnie zbawienne
skutki.
W
każdym kraju i każdej epoce byli i są sławni lub tylko osławieni
uzdrowiciele. Niekiedy uznawani za szarlatanów, a czasami za
specjalistów w dziedzinie medycyny niekonwencjonalnej, zawsze mieli
mniejsze lub większe grono zwolenników, którzy gotowi byli
świadczyć i przysięgać w kwestii ich nadzwyczajnych, nieziemskich
mocy i zdolności. Wymienianie tu, nawet pobieżne, rzesz znachorów,
świętych uzdrawiaczy, zamawiaczy, hipnotyzerów, bab, mesmerystów,
magów leczących modlitwą, słowem, spojrzeniem, dotykiem, ludzi
nazywanych dzisiaj bioenergoterapeutami czy healerami, jest
bezsensowne. I to nawet jeżeli poruszalibyśmy się tylko w kręgu
zachodniej cywilizacji i nie podejmowali tematu szamanów,
czarowników plemiennych, hinduskiej prany, chińskiej siły ki i
wielu podobnych. W tysiącach publikacji możemy znaleźć opisy
niesamowitych przypadków pokonania nieuleczalnych chorób, a nawet
wskrzeszeń. W Ameryce dostępne są kanały telewizyjne, które na
żywo relacjonują, jak obdarzeni charyzmą kaznodzieje powodują, iż
przez lata niesprawni ludzie odrzucają kule i w ekstazie tańczą na
oczach milionów widzów.
Analizowanie
tych zjawisk, badanie, jakie przyczyny leżą u ich podłoża nie
mieści się w tematyce tego blogu. Ograniczę się więc do
wskazania jednego, ale jak się wydaje, podstawowego medykamentu,
czyli wiary. Albowiem każda z wyżej wskazanych metod może być
skuteczna, pod warunkiem że wierzy się w jej skuteczność.
Naukowcy od dawna mają tego świadomość. Szereg mechanizmów, np.
efekt placebo czy siła autosugestii, zostało wielokrotnie
opisanych, chociaż nie do końca zbadanych.
Jest mało
prawdopodobne, by Jezus zdawał sobie w pełni sprawę z tego, jakie
zjawiska psychologiczne umożliwiają mu dokonywanie uzdrowień. Mimo
to właśnie on określił je wyjątkowo trafnie i praktycznie w
każdym przypadku kierował do swoich „pacjentów” te same słowa:
Twoja wiara cię uleczyła. Stwierdzenie to było przez niego
używane w czasie, gdy świadomie bardzo starał
się zgromadzić wokół siebie jak najliczniejszych zwolenników,
którzy uwierzyli, że jest Mesjaszem, więc powinni go też poprzeć
w walce o tron. Jednak sformułowanie Twoja wiara cię uzdrowiła
miało jeszcze jeden, może nawet ważniejszy walor. Gdy tylko
uzdrowienie nie powiodło się, można było powiedzieć: „Widocznie
miałeś za słabą wiarę, dlatego pozostałeś chory. Nie szukaj
winy uzdrowiciela”. W tamtych w czasach (współcześnie też)
udane przypadki odzyskania zdrowia niewątpliwie obrastały
legendami i napędzały lawinowo kolejne takie cudowne przypadki.
Można więc być pewnym, że Jezus osiągał wybitne rezultaty jako
uzdrowiciel.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz