środa, 11 marca 2015

Wiara czyni cuda

Jak dotychczas uparcie krążę wokół tematu zamachu na władzę arcykapłanów, jaki przygotował i przeprowadził prorok Jezus z Nazaretu, zwany Mesjaszem, w 33 roku n. e., w tygodniu poprzedzającym Paschę. Powracam do tego, bowiem uświadomienie sobie tej prawdy, bardzo mocno rozjaśnia, porządkuje i pozwala stosunkowo łatwo zrozumieć wszelkie zachowania, wypowiedzi i zagadki wypełniające ewangelie. Oczywiste więc jest, że będę jeszcze wielokrotnie nawiązywał do tego podstawowego motywu, ale trzeba teraz odpowiedzieć sobie na ważne pytanie: jak to się stało, że człowiek z głębokiej prowincji, jaką była wówczas pogardzana przez Jerozolimczyków Galilea, urodzony w małej mieścinie Nazaret, w dosyć zamożnej, ale przeciętnej rodzinie, i niczym szczególnym w młodości się nie wyróżniający, nagle postanowił zagarnąć najwyższy wówczas urząd w Jerozolimie, zostać arcykapłanem i archontem, królem Izraela.
          Cały proces dojrzewania do tej decyzji można dostrzec w ewangeliach, ale nie jest to łatwe. Zwłaszcza, że nie był to wyłącznie pomysł Jezusa, lecz byli ludzie którzy go do tego namówili i później pomagali, sami głęboko ukryci. Wspomniałem już wcześniej o spotkaniu na „wysokiej górze”, które było spotkaniem Jezusa z tymi ludźmi, ale opowieść trzeba zacząć wcześniej.
          U podłoża całego ciągu zdarzeń legła pewna specyficzna właściwość Jezusa, czyli jego zdolność uzdrawiania ludzi. Ewangelie zawierają mnóstwo opisów sytuacji, gdy pomógł niewidomym, trędowatym, opętanym, umierającym oraz wielu innym potrzebującym, a nawet umarłym. Nie można wątpić, iż jego dotknięcia, ślina, słowa, nakładanie rąk i inne gesty wywoływały wielokrotnie zbawienne skutki.
          W każdym kraju i każdej epoce byli i są sławni lub tylko osławieni uzdrowiciele. Niekiedy uznawani za szarlatanów, a czasami za specjalistów w dziedzinie medycyny niekonwencjonalnej, zawsze mieli mniejsze lub większe grono zwolenników, którzy gotowi byli świadczyć i przysięgać w kwestii ich nadzwyczajnych, nieziemskich mocy i zdolności. Wymienianie tu, nawet pobieżne, rzesz znachorów, świętych uzdrawiaczy, zamawiaczy, hipnotyzerów, bab, mesmerystów, magów leczących modlitwą, słowem, spojrzeniem, dotykiem, ludzi nazywanych dzisiaj bioenergoterapeutami czy healerami, jest bezsensowne. I to nawet jeżeli poruszalibyśmy się tylko w kręgu zachodniej cywilizacji i nie podejmowali tematu szamanów, czarowników plemiennych, hinduskiej prany, chińskiej siły ki i wielu podobnych. W tysiącach publikacji możemy znaleźć opisy niesamowitych przypadków pokonania nieuleczalnych chorób, a nawet wskrzeszeń. W Ameryce dostępne są kanały telewizyjne, które na żywo relacjonują, jak obdarzeni charyzmą kaznodzieje powodują, iż przez lata niesprawni ludzie odrzucają kule i w ekstazie tańczą na oczach milionów widzów.
          Analizowanie tych zjawisk, badanie, jakie przyczyny leżą u ich podłoża nie mieści się w tematyce tego blogu. Ograniczę się więc do wskazania jednego, ale jak się wydaje, podstawowego medykamentu, czyli wiary. Albowiem każda z wyżej wskazanych metod może być skuteczna, pod warunkiem że wierzy się w jej skuteczność. Naukowcy od dawna mają tego świadomość. Szereg mechanizmów, np. efekt placebo czy siła autosugestii, zostało wielokrotnie opisanych, chociaż nie do końca zbadanych.
          Jest mało prawdopodobne, by Jezus zdawał sobie w pełni sprawę z tego, jakie zjawiska psychologiczne umożliwiają mu dokonywanie uzdrowień. Mimo to właśnie on określił je wyjątkowo trafnie i praktycznie w każdym przypadku kierował do swoich „pacjentów” te same słowa: Twoja wiara cię uleczyła. Stwierdzenie to było przez niego używane w czasie, gdy świadomie bardzo starał się zgromadzić wokół siebie jak najliczniejszych zwolenników, którzy uwierzyli, że jest Mesjaszem, więc powinni go też poprzeć w walce o tron. Jednak sformułowanie Twoja wiara cię uzdrowiła miało jeszcze jeden, może nawet ważniejszy walor. Gdy tylko uzdrowienie nie powiodło się, można było powiedzieć: „Widocznie miałeś za słabą wiarę, dlatego pozostałeś chory. Nie szukaj winy uzdrowiciela”. W tamtych w czasach (współcześnie też) udane przypadki odzyskania zdrowia niewątpliwie obrastały legendami i napędzały lawinowo kolejne takie cudowne przypadki. Można więc być pewnym, że Jezus osiągał wybitne rezultaty jako uzdrowiciel.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz